Polska

Skarb z XV wieku sprzedano na Allegro za 150 złotych. Czy to powinno nas dziwić?

Maciej Sikorski
Skarb z XV wieku sprzedano na Allegro za 150 złotych. Czy to powinno nas dziwić?
Reklama

Allegro, a szerzej portale aukcyjne, to kraina cudów. Sam nie korzystam z nich zbyt często, ale słyszałem już historie, które wprawiały w osłupienie. Bajki? Część może i była przesadzona czy zmyślona, jednak wszystkich nie wrzucałbym do tego worka - doniesienia z ostatnich dni pokazują, że w takich serwisach rzeczywiście dzieją się rzeczy, w które trudno uwierzyć. Jak nie przestępcy, którzy myślą, że handel podróbkami nie zostanie wykryty, to archeologiczne skarby sprzedawane za grosze...

Jakiś czas temu Tomasz przywoływał proceder, w którym ludzie sprytnie łączą handel na Allegro z zakupami na AliExpress. Wcielają się w rolę pośrednika przy czym nie muszą mieć nawet fizycznego kontaktu z towarem. Rozwiązanie interesujące, chociaż pojawia się pytanie o legalność. Pytanie podwójnie ciekawe, gdy mamy do czynienia z towarem podrobionym. Nie ma co ukrywać - i w polskich i w chińskich serwisach takich rzeczy nie brakuje, klient często nie ma pewności, że dostanie oryginalny towar (nierzadko może być jednak pewien, że to podróbka - nie sprzedaje się oryginałów za grosze). Czasem ktoś nieświadomie sprzedaje taki produkt lub pośredniczy w jego sprzedaży, ale są i takie sytuacje, gdy osiąga to naprawdę dużą skalę i z przypadkiem ma niewiele wspólnego.

Reklama

Świeży przykład dotyczy hurtowni ulokowanej w województwie mazowieckim. Policja zarekwirowała tam towar o wartości kilku milionów złotych:

Łącznie policjanci zabezpieczyli ponad 30 tysięcy opakowań podrabianych perfum o różnej pojemności, ponad 7 tysięcy sztuk kosmetyków, ponad 20 tysięcy sztuk odzieży różnego rodzaju, okulary oraz biżuterię. Łączna wartość oszacowana na podstawie średnich cen oryginalnych produktów dostępnych na rynku; to kwota ponad 6 milionów złotych. [źródło]

Hurtownia ponoć całkiem spora, wszystko działało sprawnie, a ludzie stojący za procederem byli sprytni. Przynajmniej tak im się wydawało - używali kont z fikcyjnymi danymi, ale jednocześnie można było ustalić, skąd wysyłany jest towar. Czytając o tej sprawie uśmiechnąłem się, gdy trafiłem na ten fragment:

Policjanci zatrzymali w sprawie dwie osoby - pracownika hurtowni i pomysłodawcę, przy którym znaleziono kilka telefonów komórkowych. Jak tłumaczył - w serialu kryminalnym widział, że to pozwala uniknąć namierzenia.[źródło]

Zastanawiam się teraz, ile jeszcze osób w takich przypadkach czerpie wiedzę z seriali i filmów? Jednocześnie intryguje mnie, co robią teraz inni handlarze podróbkami - obok tej wpadki pewnie nie przejdą obojętnie. Wstrzymają sprzedaż? Będą bardziej uważać? I jaki odsetek tej grupy stanowią ludzie, którzy myślą, że są bezpieczni oszukując z pomocą Sieci? Niektórym wydaje się pewnie, że handel na jakimś targowisku wiąże się z większym ryzykiem niż sprzedaż podróbek w cyfrowym świecie. Takie podejście jest obarczone sporą ilością wad. Bo jeśli nie namierzy cię bezpośrednio policja, to zrobią to klienci, konkurencja (także ta nieuczciwa), producenci towarów - czasem oszuści pewnie nie zdają sobie sprawy z tego, że w Sieci wcale nie są anonimowi...

Ta sprawa wzbudziła moje zainteresowanie, ale to zaledwie "deser" - daniem głównym jest inna ciekawostka ze świata portali aukcyjnych. Ale nim przejdę do sedna, krótka dygresja. Miałem kiedyś znajomego, który całymi dniami potrafił przeczesywać zasoby Allegro w poszukiwaniu okazji. A okazją była dla niego np. sytuacja, w której ktoś sprzedawał towar nie mając pojęcia czym jest i jaką ma wartość. Mogłoby się wydawać, że takie przypadki właściwe są dla handlu tradycyjnego, że w Sieci to nie przejdzie, ale nic bardziej mylnego - w Internecie też można trafić na skarb. Czasem nie mogłem uwierzyć koledze, gdy chwalił się, za ile kupił od kogoś banknot czy książkę, które potem sprzedawał za znacznie większe pieniądze. Przeszłość? Wydarzenia sprzed kilku dni pokazują, że nie.

Jeśli wierzyć doniesieniom medialnym, sprawa wyglądała tak: mieszkaniec Mielnika znalazł bullę papieską Marcina V pochodzącą z XV wieku. Nie wiedział jednak, czym jest ten przedmiot (o czym świadczy opis aukcji) i postanowił ją sprzedać na Allegro. Znalazł kupca, przedmiot trafił do Gdańska. Mieszkanka tego miasta zapłaciła za archeologiczny skarb 150 złotych. W sprawę wmieszała się jednak policja (może ktoś zgłosił, a może to dowód na ciągły monitoring aukcji), przedmiot odzyskano, obie strony transakcji mają kłopoty. Mowa o paserstwie, chodzi o przedmiot należący do Skarbu Państwa mający szczególne znaczenie dla kultury. Wszystko fajnie, ale... ile osób wie, jak należy się zachować w takiej sytuacji? Mowa i o znalezieniu towaru i o motywie jego zakupu?

Reklama

Znalazca nie musiał wiedzieć, że taki skarb nie należy do niego, że trzeba to zgłosić (przecież nie musi być domorosłym poszukiwaczem, który co weekend przemierza lasy i przeszukuje ziemię). Osoba kupująca też nie ma pewności, co kupuje, bo z opisu to nie wynika. Ilu ludzi stwierdziłoby, że to oryginał i to tak cenny? Jeżeli ktoś sprzedaje przedmiot w tej cenie, to trudno podejrzewać, iż ma się do czynienia z oryginalną bulla papieską sprzed kilkuset lat. Kupujesz, bo chcesz zrobić prezent dziadkowi czy wujkowi, którego konikiem jest historia i... nagle masz kłopot.

Nie twierdzę, że ci ludzie trafią do więzienia. Ale o ile osoba handlująca podróbkami na dużą skalę doskonale wie, co robi, o tyle człowiek sprzedający/kupujący skarb na Allegro może przez przypadek wpakować się w niezłe tarapaty. Przerazić powinna już sama wizyta policji i przeszukanie. I pytanie: to wina ludzi, serwisu aukcyjnego czy też państwa, które chce chronić skarb archeologiczny, lecz robi to w dość kontrowersyjnych okolicznościach? Znowu wszytko rozbija się o brak edukacji i przepisy, które ze znalazcy dość szybko mogą zrobić przestępcę. Miejcie to na uwadze szukając okazji w serwisach aukcyjnych...

Reklama

Źródła informacji oraz grafik: 1, 2, 3

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama