Watch Dogs 2 i Titanfall 2 to jedne z najlepszych gier tej jesieni. Tymczasem ich sprzedaż rozczarowuje. Dlaczego tak się stało?
Bez odpowiednio silnej promocji gry nie mogą się dobrze sprzedać
Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...
Ubisoft spodziewa się, że kolejne tygodnie będą dla Watch Dogs 2 łaskawe i gra ostatecznie okaże się dużym sukcesem kasowym, przynajmniej tak dużym jak kiepsko przyjęte przez media i przez graczy Watch Dogs. Podobną nadzieję ma EA przy okazji swojego Titanfall 2.
Co to znaczy słaba sprzedaż Watch Dogs 2?
380 tysięcy sprzedanych egzemplarzy - chodzi o samo UK, pierwszy tydzień od premiery i pierwsze Watch Dogs. Dla porównania WD2 w tym samym kraju, w tym samym okresie sprzedało się tylko w 80 tysiącach egzemplarzy. Rozumiecie? Dużo lepsza gra sprzedaje się gorzej. Zaskoczeni?
Nienawidzimy machiny promocyjnej
Wielokrotnie w komentarzach na Antywebie czytałem, że promowanie gier przez wydawców jest złe, bo wciskane są nam kiepskie produkcje. Część z Was nie patrzy już nawet czy gra jest dobra - jeśli stoją za nią duże pieniądze przeznaczone na promocję, skreślacie ją na starcie. I na nic zdadzą się zapewnienia osób, które grę już przeszły i zrecenzowały, że to wartościowy tytuł. Skoro wydawca miał pieniądze na wielkie bannery, reklamy w telewizji, tonę reklam w sieci - na pewno przekupił też recenzentów. Zapewnienia, że tak nie jest nie mają wśród graczy żadnego posłuchu i nawet kiedy każdy materiał, który powstał przy współpracy jest przez nas wyraźnie oznaczany, wielokrotnie spotykam się z zarzutami dotyczącymi wzięcia przeze mnie pieniędzy za pozytywną recenzję. Gdyby to była prawda, dawno miałbym już wielką willę z basenem i woził się sportowym samochodem.
Ale do rzeczy - Watch Dogs 2 nie miało za sobą tak dużego wsparcia promocyjnego Ubisoftu jak pierwsza odsłona i to jeden z powodów kiepskiej sprzedaży. Oczywiście nie można zapomnieć o zaufaniu, które firma straciła wypuszczając pierwsze WD - gra nijak się miała do przedpremierowych obietnic i zwiastunów. Tymczasem media na całym świecie donoszą, że WD2 jest naprawdę dobre, wystawiają wysokie oceny (moim zdaniem zasłużenie, sam wystawiłem Watch Dogs 2 mocną ósemkę) i... nijak się to ma do sprzedaży. Czyli jednak o naszym zainteresowaniu produkcją nie decyduje jej faktyczne wykonanie, fajność, poziom - a w dużej mierze pieniądze włożone w promocję.
Druga sprawa - dało się wydać grę w gorszym okresie? Nie sądzę - Battlefield 1, nowe Call of Duty, mniejsze jesienne produkcje, nadchodzące Final Fantasy XV. Gorzej Ubisoft mógł trafić tylko celując w premierę nowego GTA.
Nie popisało się też EA przy okazji Titanfall 2 - świetnej strzelanki, która sprawdza się nie tylko w sieci, ale również posiada kapitalny tryb dla jednego gracza. Tu pracę powinna stracić osoba, która wstrzeliła się z premierą między Battlefield 1 a Call of Duty: Infinite Warfare - tym bardziej, że przecież Battlefield 1 też wydaje EA. Dwie gry z tego samego gatunku, w dodatku stawiające na starcia w sieci w tym samym czasie? Kompletnie tego nie rozumiem, szczególnie że przecież i pieniądze na promocję poszły przede wszystkim w BF1. Gdzieś w sieci znalazłem teorię, że to celowe działanie wydawcy, który chce przejąć w ten sposób prawa do marki. Prawda to czy plotka, nie wiem.
Kupimy to, co nam sprzedadzą
Nadjeżdża pociąg hype’u, ciu-ciu. Myślicie, że jesteście na niego całkowicie obojętni? Nie jesteście, nawet jeśli bardzo tego chcecie. Możecie zarzucać mediom, że promują jakąś produkcję i na pewno mają z tego pieniądze. Siedzę w branży gier tak długo, że ciężko mi wierzyć w takie historie. Oczywiście są materiały płatne, ale serwisy czy gazety poświęcone grom muszą zapełniać jakoś swoje łamy. Jeżeli jest nowy zwiastun Call of Duty, wygrywa ten, kto wrzuci go jako pierwszy. Gracze chcą go obejrzeć, chcą czytać o grze nawet jeśli jej nie kupią. Gracze chcą widzieć te największe produkcje, dyskutować o nich, kłócić się. To napędza ruch na stronach zdecydowanie bardziej niż małe, ambitne gry indie. Oczywiście takie serwisy robią wydawcom ogromną przysługę i darmową promocję, ale oni żyją z umieszczania na swoich łamach takich materiałów.
Na promocję gier przeznaczane są dziesiątki milionów dolarów (mówię często o jednym tytule). Dobrze wypromowana gra sprzeda się dobrze nawet jeśli będzie niedokończona lub jest prawie pewne, że nie sprosta oczekiwaniom. Również dlatego, że za sprawą odpowiedniej promocji dotrze do osób, które nie interesują się grami tak bardzo jak hardkorowi gracze. Odpowiednia ilość reklam zachęci do odwiedzenia półki w sklepie i pójścia z pudełkiem do kasy. Jeśli tych reklam nie będzie, to skąd ten biedny casual ma wiedzieć, że takie Watch Dogs 2 czy Titanfall 2 w ogóle wyszły? A przecież trudno przecenić pieniądze, jakie robi się na graczach niezorientowanych w rynku.
Nie mówię, że wielkie machiny promocyjne gier są dobre. Często wydawcy mydlą nam oczy, obiecują złote góry i bombardują reklamami w każdym możliwym miejscu - nawet jeśli lepiej było przeznaczyć te pieniądze na dopracowanie gry. Tylko potem mamy takie sytuacje, jak Watch Dogs 2 i Titanfall 2 - gry źle się sprzedadzą, nie doczekają się kontynuacji. I wtedy będzie nam przykro, bo to były dobre produkcje, których kolejne części mogły być jeszcze lepsze. A że wydawcy takim zachowaniem sami strzelają sobie w stopę? To już inna sprawa, nie pierwszy i nie ostatni raz - wystarczy przypomnieć dwie świetne produkcje, które nie doczekały się odpowiedniej promocji - Bulletstorm i Shadow of the Damned. Słyszeliście o kontynuacjach? Nie i pewnie nigdy nie usłyszycie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu