Animal Crossing to seria niezwykle charakterystyczna. Na wskroś japońska i naprawdę trudno mi ją sobie wyobrazić gdziekolwiek indziej, niż na sprzętac...
Animal Crossing to seria niezwykle charakterystyczna. Na wskroś japońska i naprawdę trudno mi ją sobie wyobrazić gdziekolwiek indziej, niż na sprzętach Nintendo kojarzonych z niekończącą się, pozbawioną przemocy, rozrywką. O jej ostatniej "pełnoprawnej” odsłonie pisałem przy okazji pierwszej części cyklu W co warto grać na 3DSie. Dziś natomiast chciałbym wam przedstawić najmłodsze dziecko ekipy. Spin-off uwielbianej symulacji życia, w którym Katsuya Eguchi, twórca serii, nie maczał palców. Nieco inne od poprzedników, ale czy nie na tym właśnie polegają spin-offy?!
Tym razem nie symulacja życia, a ciężka praca dekoratora. Początkowo ograniczamy się do wnętrz, ale wraz z obyciem w temacie i zdobyciem odpowiedniego doświadczenia przyjdzie nam się zajmować także tym co na zewnątrz. Naszą karierę rozpoczynamy jako młody projektant w Nook’s Homes gdzie pracujemy dla Toma Nooka, którego miłośnicy serii mają prawo kojarzyć z poprzednich odsłon. To zresztą nie jest jedyny powracający bohater — wśród znajomych twarzy spotkamy tam także Isabelle czy Lyle. I tak oto w miłej atmosferze zaczyna się przygoda, w której przyjdzie nam się wykazać sporą dawką kreatywności, stosując się przy tym do wytycznych jakie otrzymujemy od zleceniodawców.
Pierwsze zadania służą jako interaktywny samouczek, w którym postacie opowiadają nam jak wykonać powierzone zadania. Wyjaśniają tajniki interfejsu, opowiadają o poszczególnych elementach które znalazły się w naszym przyborniku i podpowiadają jak zabrać się za solidne urządzenie wnętrz. A jak na speców z Nintendo przystało, nie ma w tym żadnej większej filozofii — dzięki panelowi dotykowemu wszystko to jest dziecinnie proste, w końcu tez nie musimy przepychać łóżka i komody! Po wybraniu elementów automatycznie zostaną one ustawione na środku pomieszczenia. Wskazując je na panelu dotykowym obracamy je o dziewięćdziesiąt stopni, zaś metodą "przeciągnij i upuść” mamy możliwość ustawienia ich tam gdzie nam się zamarzy. Dostaliśmy także możliwość dostosowania wzorów oraz barw. Do tego na schemacie który widnieje na dolnym ekranie można dostrzec zestaw symboli, które podpowiadają na co możemy sobie pozwolić w stosunku z wybranym meblem czy dodatkiem — nie wszędzie bowiem można ustawić wazon pięknych kwiatów. Dolny ekran to schematy, górny pełna wizualizacja tego nad czym aktualnie pracujemy. Za pomocą przycisków i slidera możemy zwiedzać pomieszczenia oraz zmieniać kąt patrzenia kamery.
Ogromne wrażenie zrobiła na mnie wolność, jaką dali nam twórcy podczas dekorowania. Każde z zadań to zestaw nowych mebli i dodatków. Musimy mieć tylko na uwadze, by podczas naszej pracy nie pominąć w wystroju pakietu który w pudłach przysłali nam zleceniodawcy. Bez ich użycia nie mamy możliwości ukończyć pomyślnie zadania, ale te najczęściej pasują do całości jak ulał, także nie macie się czym przejmować. Co ważne — każdorazowo mamy styl w którym wszystko powinno się zamknąć, ale nawet jeśli od takowego odejdziemy to nie ma mowy o porażce. Z doświadczenia powiem wam, że klienci i tak będą zachwyceni ;-).
Ilość elementów które oddają w nasze dłonie twórcy robi ogromne wrażenie, a przez to że dodawane są stopniowo, nie ma szansy zachłysnąć się wszystkimi na raz. Mamy miejsce i czas na kombinowanie oraz testowanie najrozmaitszych konfiguracji. Po jakimś czasie odblokowujemy dostęp do Happy Home Network, czyli usługi sieciowej za pomocą której możemy dzielić się naszymi projektami ze światem oraz zwiedzać kreacje udostępnione przez innych graczy. Tam też w dość… charakterystycznej formie możemy oceniać czyjąś pracę. Do wyboru mamy bowiem: Słodkie, Cool, Niespotykane oraz Chciałbym tu zamieszkać. Ciekawa skala, nieprawdaż? Nie można także przejść obojętnie obok Amiibo Phone. Funkcja ta opiera się na specjalnych kartach Amiibo, będąc w posiadaniu których możemy odczytać kod i zająć się innymi niż wszystkie domami mieszkańców wioski. Niestety — w Polsce nie udało mi się jeszcze upolować paczki kart, także nie miałem możliwości sprawdzenia jak to działa.
Jeżeli mieliście przyjemność grać w Animal Crossing: New Leaf, to poczujecie się tutaj jak w domu. W grze wykorzystano niemal wyłącznie te materiały, które towarzyszyły tamtej przygodzie. Próżno tu szukać jakichkolwiek nowości w kwestii projektów, co najwyżej możecie poczuć braki stałych dla serii elementów. Ale Happy Home Designer nie próbuje być kolejną symulacją, a skupia się na aspekcie projektowym. I robi to naprawdę nieźle, chociaż od razu warto zaznaczyć, że nie jest to tytuł dla każdego. Jest to bowiem przykład „slow game”, w której można utopić dziesiątki, a nawet setki, godzin gdy tylko łykniemy bakcyla. Dla wielu jednak takie projektowanie bez większych kar, stresów i braku prawdziwego wyzwania może okazać się po prostu... nudne. Bo to jedna z tych gier, w których nie da się przegrać — możemy co najwyżej nie przejść dalej tak długo, jak nie spełnimy wymagań zleceniodawców. Trudno tutaj jednak mówić o specjalnej dawce emocji.
Animal Crossing: Happy Home Designer to gra dobra, dopracowana w najdrobniejszych szczegółach, ale — podobnie jak cała seria — niezwykle specyficzna i z pewnością nie dla wszystkich. Spędziliście wiele godzin na urządzaniu domów w Simsach, a przy tym wciąż nie macie dość? W takim razie możecie sięgać po grę w ciemno — w końcu trzeba zaprojektować domy ponad trzystu mieszkańcom! Jeżeli jednak liczycie na kolejną symulację w której będziecie spotykać się z wirtualnymi przyjaciółmi i brać udział w rozmaitych wydarzeniach dziejących się w grze, tym razem to nie ten adres...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu