SEO to dziś narzędzie niezbędne by móc funkcjonować jako internetowy wydawca. Jednak zgrzytam zębami kiedy widzę, co niektórzy z nim robią.
Bez względu na to, czy jesteśmy początkującym użytkownikiem sieci, czy też korzystamy z internetu od lat, wszyscy mamy jeden wspólny dla naprawdę wielu osób mianownik - poleganie na wyszukiwarkach internetowych przy poruszaniu się po sieci. W tym momencie bowiem stron internetowych i usług jest tak dużo, że mało kto posiada w swoich zakładkach (bądź w głowie) adresy WSZYSTKICH rzeczy i informacji, których potrzebuje. Można bowiem mieć kiladziesiąt, nawet kilkaset serwisów, które się odwiedza, ale jednak co jakiś czas będziemy potrzebować informacji spoza tej listy. Wtedy kierujemy się do wyszukiwarki. I w momencie, w którym wpiszemy wyszukiwane hasło, zaczyna się niewidzialna wojna.
Dziś SEO to tak naprawdę zimna wojna portali
Nie zrozumcie mnie źle - nie mam nic do SEO jako takiego i uważam, że taka wsteczna inżynieria tego, jak działa najpopularniejsza wyszukiwarka świata jest niesamowicie interesująca. Jednak w mojej ocenie na przestrzeni lat coś poszło nie tak, jeżeli chodzi o przydatność SEO. Dlaczego? Ano dlatego, że w początkach swojego istnienia SEO miało pomagać łączyć użytkownika i informację. Sam często się wkurzam, kiedy strona, której szukam nie jest dobrze zoptymalizowana pod wyszukiwanie i pojawia się gdzie w drugiej albo trzeciej stronie wyników. W swoim zamyśle SEO miało więc pomagać obu stronom. Użytkownikom, ponieważ dzięki optymalizacji szukana przez nich informacja pojawia się od razu, oszczędzając ich czas oraz portalom, ponieważ dobre SEO pozwala informacji przez nie zamieszczanej dotrzeć do większego grona zainteresowanych. Sytuacja z gatunku win-win. Problem zaczął się, kiedy do gry wkroczyła pazerność.
W pewnym momencie bowiem portale odkryły, że SEO to nie tylko narzędzie do optymalizacji ale także - generator ruchu. A jeżeli można dzięki niemu przyciągnąć więcej osób, to w sumie dlaczego by tego nie zrobić? I o ile takie metody jak tworzenie materiałów zgodnych z tematyką portalu na określony, popularny temat są jak najbardziej okej (ba, często sam korzystam z takich materiałów jeżeli chce się czegoś dowiedzieć), o tyle tzw. Black Hat SEO sprawia, że za każdym razem muszę mocno zagryzać zęby. Nie wiem jak wy, ale ja mam to szczęście, że co i rusz trafiam na przypadki, które w najlepszym razie można nazwać mało etycznymi. Klastry słów kluczowych zamiast artykułów, doorway pages (ulubione przez dużych wydawców internetowych, mające nabić wyświetlenia stronie głównej) czy też parasite hosting jest u nas na porządku dziennym. I tak - takie zabiegi są skuteczne (w innym przypadku nie byłyby stosowane), ruch się zgadza, można pochwalić się statystykami a reklamodawcom - zaśpiewać wyższą stawkę. Mam tylko wrażenie, że w tym wszystkim gdzieś zagubił się użytkownik.
Chcesz coś znaleźć internauto? No to powodzenia!
Sieć to miejsce, w którym stałych rzeczy jest bardzo niewiele, dlatego jak bardzo bym chciał, nie mam screenów potwierdzających wszystkie praktyki, o których mowa. Jestem jednak przekonany, że wśród czytających jest przynajmniej kilka osób, które natrafiły na podobnego rodzaju "sztuczki" i są w stanie potwierdzić, że faktycznie miały one miejsce. Pierwszą z nich, która szczególnie mnie irytowała, są klastry słów kluczowych, w moim przypadku - znajdywane w momencie poszukiwania informacji o godzinie zawodów sportowych, głównie - skoków narciarskich. Szukając tych informacji trafiałem na podstrony w których treść wyglądała mniej więcej tak: "skoki narciarskie ryoyu kobayashi kamil stoch lider kto wygra". I tak przez cały "artykuł" na 4 strony maszynopisu po to, by na samym końcu faktycznie znaleźć niekoniecznie trafną informację o transmisji, również wypełnioną po brzegi słowami kluczowymi.
Drugim dosyć irytującym zjawiskiem są tzw. prasówki, czyli zestawienia materiałów z danego portalu, często ekstremalnie wykonane pod SEO. Dlatego np. moje wyniki wyszukiwania w przypadku zbierania informacji o tym, jak przebiegł ostatni czarny piątek wyglądały tak, jak poniżej. Nie muszę mówić, że takie zbitki są po brzegi wypełnione linkami. I nie, nie mam pojęcia gdzie leży Wasilków.
Trzecią kwestią są wspomniane doorway pages. Kiedy jeszcze pracowałem w PR, sprawiały nam sporo kłopotu jeżeli chodzi o ewaluacje, ponieważ nie wiedzieliśmy, jaka jest ich rzeczywista wartość - ilu ludzi je zobaczyło, czy można je uznać za osobny artykuł (tak, jak widział to chociażby IMM) czy też są to zwykłe zajawki. Szczegółowo opisał to Grzesiek w niedawnym felietonie. Bardzo mocno wybrzmiewa tu fakt, że po opublikowaniu omawianego wywiadu w którym szef jednego z dużych portali stwierdził "rzucamy sztuczki i kruczki" liczba doorway pages wyłapywanych przez nasz system nie tyle się nie zmniejszyła, co wręcz wzrosła. Obecnie nie mam informacji o tym, jak do wygląda, ponieważ odkąd zmieniłem pracuje w AW nie bywam na portalach ogólnoinformacyjnych, ale na doorway page trafić nietrudno.
Jeżeli ktoś nie wie, jak wygląda doorway page - odsyłam tutaj.
Oczywiście to nie jest wina SEO - to tylko narzędzie
Z SEO korzystają wszyscy liczący się gracze na rynku, głównie dlatego, że inaczej w tym momencie już się nie da. Tak jak wspomniałem - ruch z wyszukiwarki jest kluczowy. Jednak jeżeli zaraz w ogólnym myśleniu coś się nie zmieni będziemy coraz dalej dryfować od podstawowej funkcji SEO, jaką jest pomoc w dotarciu internautom do interesujących ich treści. Stosowanie Black Hat SEO i argumentowanie, że jest to jedyne narzędzie do walki na rynku nie sprawi, że takie praktyki nagle spodobają się odbiorcom. Myślę, że głównym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że w naszym kraju liczba odsłon strony głównej i kolektywna liczba odsłon całego portalu to dwie najczęściej fetyszyzowane wartości. Nie liczą się powracający czytelnicy czy liczba rzetelnych, ważnych materiałów. Liczy się to ile osób kliknęło w link i czy przypadkiem sąsiadowi zza miedzy nie kliknięto więcej razy.
Jestem ciekawy waszego zdania - spotkaliście się z omawianymi praktykami SEO? Które irytują was najmocniej.
Ważna aktualizacja
Popełniliśmy w tym tekście grzech uogólniania za co słusznie nam się dostało od branży SEO. Intencja tego materiału była inna, ale nie można pominąć głosów które mówią że jest on szkodliwy dla branży SEO. Spotkałem się z wieloma merytorycznymi argumentami na grupie SEO na temat tego artykułu, dlatego postanowiłem dodać do niego głos z drugiej strony oraz dopracować tytuł aby nie narzucał za mocnej narracji. Nie ze wszystkim stwierdzeniami w poniższym materiale wideo się zgadzam, ale uważam, że powinien się on w tym miejscu znaleźć. // Grzegorz Marczak
Odpowiedź na artykuł Antyweb o SEO które przeszkadza. from Grzegorz Strzelec on Vimeo.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu