Felietony

Secret Level - recenzja. Prawdziwa gratka dla fanów gier

Patryk Koncewicz
Secret Level - recenzja. Prawdziwa gratka dla fanów gier
Reklama

Secret Level to widowiskowy ukłon w stronę growych klasyków – pozycja obowiązkowa dla graczy i nie tylko.

Na Prime Video zadebiutował w tym tygodniu nowy serial dedykowany głównie fanom gamingu, ale zrobiony w tak dobry i uniwersalny sposób, że przypadnie do gustu nawet tym osobom, które z grami nie mają nic wspólnego.

Reklama

Gamingowa przygoda na jeden wieczór

W 2019 roku na Netflix ukazał się serial animowany Miłość, śmierć, roboty. Dlaczego od tego zaczynam? Bo Secret Level nie sposób nie postrzegać jako bezpośrednią konkurencję tej produkcji, a to za sprawą hiperrealistycznych odcinków, krótkiej formy, dużej dawki brutalności i dekadenckiego klimatu. Choć jestem zagorzałym fanem Miłość, śmierć, roboty i uważam, że technicznie jest to nieco lepsze dzieło, to Secret Level z uwagi na nawiązania do gier przemawia do mnie bardziej.

O jakich grach mowa? Każdy z 8 odcinków poświęcony jest innemu tytułowi: Dungeons & Dragon, Sifu, New World, Uneal Tournament, Warhammer 40k, PAC-MAN, Crossfire i Armored Core. Wybór tych pozycji jest dość nieoczywisty, ale pomimo obaw nie zawiodłem się. To bowiem zbiór luźnych opowieści, miej lub bardziej inspirowanych uniwersum wspomnianych gier. Jedno jest jednak pewne – jeśli grałeś w te tytuły, to od razu wychwycisz przygotowane przez twórców smaczki i nawiązania.

Secret Level można tak na dobrą sprawę pochłonąć w jeden wieczór. Pisząc krótkie odcinki miałem na myśli naprawdę niedługi czas przed ekranem – najkrótszy epizod to ok. 8 minut, najdłuższy ok. 19. Można więc poczuć się trochę tak, jak podczas oglądania kinowych przerywników w grach i chyba właśnie taki był plan – przytakniecie mi po zobaczeniu charakterystycznych timelapsów już w pierwszym odcinku.

Emocjonalny seans – nie tylko dla graczy

Mamy tutaj wszystko – śmiech, strach, łzy i współczucie. Najwięcej jednak jest tych negatywnych emocji, bo Secret Level, bo w gruncie rzeczy dość poważna produkcja, przeznaczona dla dorosłego widza. Krew leje się tu strumieniami, a brutalność niektórych fragmentów jeży włos na głowie. Szczególnie mocne wrażenie zrobiły na mnie odcinki na motywach Uneal Tournament, Warhammer 40k i Armored Core – osadzone w futurystycznych światach, które znają tylko przemoc i cierpienie. To przede wszystkim odcinki ze świetnym CGI, ale też dobrze zagrane – pojawiają się tam między innymi takie postacie jak Clive Standen znany z serialu Wikingowie, czy Keanu Reeves, a tego jegomościa nikomu przedstawiać nie trzeba.

Fajne jest to, że serial nie sili się na bycie ultra gejmerskim. Jest dobrze wyważony w stronę niedzielnego widza, ale też przemyca easter eggi, które oko gracza wychwyci błyskawicznie – postacie, miejsca, bronie czy inne elementy wyposażenia bohaterów. Można więc śmiało polecić go osobie spoza świata gamingowego lub obejrzeć z drugą połówką, bez obaw o zniechęcenie zbytnio hermetycznymi treściami.

Czy cóż można było zrobić lepiej? Oczywiście, że tak. Niektóre odcinki mógłby być nieco lepiej zanimowane pod względem naturalności ruchu bohaterów, inne zaś aż prosiły się o kilka minut więcej, by bardziej zarysować te jakże krótkie wątki fabularne. W ogólnym rozrachunku jest jednak bardzo dobrze. To wizualnie piękny ukłon w stronę takich klasyków jak PAC-MAN czy Dungeons & Dragon, który przemyca też mniejsze, ale równie wartościowe tytuły takie jak Sifu, którym w growym święcie nie poświecono wystarczająco dużo uwagi. Pozycja obowiązkowa!

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama