Osoby korzystające ze sprzętu mobilnego w przestrzeni publicznej często nas irytują. Nie chodzi o człowieka, który czyta książkę na czytniku czy spraw...
Osoby korzystające ze sprzętu mobilnego w przestrzeni publicznej często nas irytują. Nie chodzi o człowieka, który czyta książkę na czytniku czy sprawdza Facebooka na komórce, ale o persony puszczające głośno muzykę w komunikacji miejskiej, krzyczące do telefonu w urzędzie/kolejce do lekarza, wpatrzone w ekran i gnające przed siebie, potrącające innych przechodniów. Znalazłoby się jeszcze kilka przykładów, pojawiają się też rozwiązania ułatwiające życie takim ludziom i reszcie społeczeństwa. Podobno ułatwiające.
Kilka miesięcy temu pisałem o pomyśle tajwańskich urzędników, którzy chcą, by wlepiano mandaty pieszym wpatrzonym w ekrany smartfonów i przechodzących ulicę bez sprawdzenia, co dzieje się na drodze. Opinie na temat tego projektu są podzielone: jedni pukają się w czoło i stwierdzają, że to bez sensu, inni kiwają głowami z uznaniem, bo chcą ograniczyć ryzyko potrącenia samochodem człowieka zapatrzonego w telefon. To odgórna próba przynajmniej częściowego wyeliminowania sprzętu mobilnego z przestrzeni publicznej. Niewielki zasięg i siła rażenia, ale temat może wywoływać dyskusje.
Podobnie jest z innymi zakazami i nakazami tego typu. Zakazy wnoszenia sprzętu mobilnego pojawiają się w barach czy kinach, ewentualnie są wydzielane miejsca, w których można usiąść z tabletem albo smartfonem. To prawie jak miejsca dla palących, ale trudno się temu dziwić – dym z papierosów może przeszkadzać w oglądaniu, klikanie w ekran wyświetlacza też. A chodzi o to, by wszystkie strony były zadowolone lub przynajmniej częściowo zadowolone. I bezpieczne – przypominam, że jakiś czas temu w USA człowiek zginął w kinie, bo pisał smsy i zdenerwował tym innego widza.
Do tematu wracam akurat dzisiaj, ponieważ trafiłem na zdjęcia chodnika ulokowanego w chińskim mieście Chongqing. Nie jest długi, ma zaledwie kilkadziesiąt metrów, nie wykonano go z jakichś szczególnych materiałów, a mimo to przyciąga uwagę. Wydzielono na nim pas dla osób przemieszczających się ze smartfonem w ręku, wpatrzonych w ekran swojego sprzętu mobilnego. Coś na kształt ścieżki rowerowej, ale przeznaczonej dla nałogowych użytkowników komórek.
Wspomniane rozwiązanie ma poprawić bezpieczeństwo nałogowców, z trasy usunięto przeszkody w postaci koszy na śmieci czy latarni, spada też ryzyko wejścia na kogoś. Tu zyskują piesi wędrujący z podniesiona głową i uważający na swoje kroki – nikt na nich nie wpadnie przez przypadek (czyli za sprawą telefonu). Przynajmniej nie powinien. Chodnik wywołał spore zainteresowanie wśród tubylców, uwagę poświęcają mu media oraz turyści. Zastanawiam się, na ile miał on być ciekawostką i chwytem marketingowym, a na ile testowaniem rozwiązania, które z czasem zacznie być szerzej stosowane. Bo jeśli właściwa jest druga odpowiedź...
Potrafię sobie wyobrazić, że ścieżki tego typu zyskają na popularności, pojawią się w innych chińskich miastach, wydłużą się, zaczną być stosowane w kolejnych krajach, europejskie państwa nie będą tu wyjątkiem. I zrobi się naprawdę dziwnie. Przynajmniej na chwilę, bo po jakimś czasie ten widok przestanie nas zaskakiwać i się do niego przyzwyczaimy. Tłum wpatrzony w komórki i poruszający się jednym tempem - scena niczym z filmu.
Źródło informacji oraz grafik: english.people.com.cn
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu