Przyszedł czas na premierę kolejnego cyklu: Czy wiesz, że…? Tytuł może i mało oryginalny, wiele nie mówi, ale zawiera się w nim istota naszego planu. ...
Przyszedł czas na premierę kolejnego cyklu: Czy wiesz, że…? Tytuł może i mało oryginalny, wiele nie mówi, ale zawiera się w nim istota naszego planu. Chcemy tu prezentować zagadnienia nieoczywiste, intrygujące i wzbudzające pytania, na które czasem trudno udzielić od razu odpowiedzi. Propozycja na dzisiaj? Czy wiesz, że na platformie przeciwlotniczej niedaleko wybrzeża Wielkiej Brytanii ulokowało się księstwo?
Sealand. Słowo klucz. Niektórym pewnie coś mówi ta nazwa, inni wiedzą całkiem sporo o tym tworze. Pozostali mogą się za chwilę śmiać lub kręcić głowami z niedowierzania. Tematem nie zajmujemy się dzisiaj przez przypadek – państwo utworzono właśnie 2 września. Był rok 1967, emerytowany oficer, człowiek wielu zawodów i pasji, Patrick Roy Bates, postanowił… utworzyć księstwo.
Bates wiele w życiu przeszedł i zobaczył – to chyba ten typ człowieka, który nie nudzi w żadnych okolicznościach przyrody i zawsze jakoś sobie radzi. Po czterdziestce zafascynowała go radiofonia, więc założył własną rozgłośnię radiową. Nie wiem, jak słuchało się Radio Essex, bo to o nim mowa, ale mogę napisać, że była to stacja piracka, więc Batesa spotkały nieprzyjemności. Zamknął biznes i zajął się czymś innym? Nie. Postanowił przenieść się na platformę przeciwlotniczą Fort Roughs, czyli niewielki obiekt położony na Morzu Północnym, kilka mil od angielskiego wybrzeża.
Platforma powstała w roku 1942. To dwie wieże, na których ulokowano pokład. Na tym ostatnim można było wznosić budowle, same wieże podzielono na kilka pięter z pomieszczeniami. Do tego dźwig oraz generator elektryczny. Jaką funkcję pełnił Fort Rough? Obronną - wszak to fort. W trakcie wojny stacjonował tam oddział żołnierzy, których zadaniem było unieszkodliwianie niemieckiego lotnictwa. Po zakończeniu działań zbrojnych na platformie została tylko część personelu, ostatecznie ewakuowano go w drugiej połowie lat 50. XX wieku. Platforma opustoszała i może straszyłaby do dzisiaj albo zniknęła w morskiej toni, ale po dekadzie pojawił się nowy właściciel.
Bates postanowił pod koniec 1966 roku zająć obiekt. W tym czasie znajdował się on na wodach międzynarodowych, a co za tym idzie, nie obowiązywało na nim brytyjskie prawo. Szef pirackiej stacji mógł zatem nadawać bez strachu przed kolejnymi grzywnami. I nie nadawał w pustą przestrzeń – do Anglii było blisko. 2 września 1967 Rough Towers stało się księstwem i przyjęło nazwę Sealand. Od tego czasu wydarzyło się sporo – nowe „państwo” zyskało konstytucję, doczekało się hymnu, flagi, godła, a nawet waluty – to dolar sealandzki. Skoro już o pieniądzach mowa – z czego utrzymuje się Sealand?
Zaglądając na stronę „państwa” można się dowiedzieć, że istnieje opcja donacji. Jeśli ktoś jest bardziej interesowny (bo niby czemu miałby to wspierać?), to Sealand sprzedaje przeróżne gadżety, znaczki pocztowe, monety, a nawet stroje sportowe – mają własną drużynę sportową (to temat na odrębny wpis). Na tym sprawa się nie kończy – są jeszcze tytuły szlacheckie czy dokumenty. Za 200 funtów można zostać hrabią. Podejrzewam, że nie brakuje chętnych. Nas najbardziej interesuje wątek technologiczny.
Za kilka funtów można nabyć spersonalizowany adres email, ale uwagę przyciąga przede wszystkim firma Havenco. Jeszcze w poprzednim wieku umieściła ona na platformie swoje serwery i świadczy klientom różne usługi. Słowa wytrychy to w tym przypadku dyskrecja i bezpieczeństwo. W obliczu ostatnich afer inwigilacyjnych i wszelkiej maści wycieków danych, rośnie zainteresowanie rozwiązaniami oferowanymi przez takie podmioty jak Havenco. Tylko czy faktycznie można im bezgranicznie ufać?
Wróćmy do samej platformy – czy nadal rządzi nią Roy Bates? Nie, żywot księcia zakończył się parę lat temu, ale nie brakuje kontynuatorów jego dzieła. Co więcej, trwają spory o władzę i prawa do platformy. Przez kilka dekad sporo się na niej wydarzyło, rządy były powoływane i obalane, dochodziło do najazdów (ależ to brzmi), zaliczono pożar, państwo chciał nawet kupić serwis The Pirate Bay. A wszystko to na platformie o wymiarach przywodzących na myśl raczej powierzchnię sklepu, niż państwa.
Na koniec najważniejsze pytanie – czy Sealand można w ogóle traktować jako państwo? Chociaż taką wersję podaje rodzina księcia Batesa i jego współpracownicy (powołują się przy tym na przeróżne argumenty), to obiekt zaliczany jest do grona tzw. micronation. Definicja tych ostatnich brzmi następująco:
niewielkie terytorium, które deklaruje niepodległość, lecz nie jest uznawane na arenie międzynarodowej. Micronation nie są elementem międzynarodowej polityki (choć część z nich do tego aspiruje), jak to ma miejsce w przypadku np. Cypru Północnego czy Somalilandu, a ich istnienie wynika w głównej mierze z ich ignorowania lub traktowania jako swoisty folklor przez władze poszczególnych państw. [źródło]
Tym samym, Sealand jest państwem i to suwerennym, ale tylko w opinii osób uczestniczących w tym przedziwnym eksperymencie. Przedziwnym, lecz jednocześnie niezwykle intrygującym – nie ukrywam, że chętnie wybrałbym się na platformę i przekonał się, jak wygląda życie w tym księstwie. Z rozbiegu zostałbym pewnie baronem…
Więcej informacji znajdziecie na stronie Sealandu.
PS Jeśli macie fajny pomysł na tytuł tej serii, to jestem otwarty na propozycje. Byle z umiarem ;)
Grafika tytułowa: youtube.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu