Samsung ogłosił, że od teraz będzie jeszcze ostrzej walczył z przeciekami. Pytanie, czy nie będzie to walka na próżno...
Każdy producent smartfonów posiada coś takiego jak cykl wydawniczy. Oczywiście, to, czy się go trzyma czy też nie, to jest zupełnie inna kwestia, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę największe marki - Samsunga, Apple czy Xiaomi, można zazwyczaj spodziewać się, że na początku roku będzie nowy Galaxy, jakoś w kwietniu dostaniemy Mi, a we wrześniu - nowe iPhone'y. I jak zawsze w takich wypadkach, na tygodnie, a często - miesiące przed premierą wiadomo już na wylot, jak dany telefon będzie się prezentował. Mamy specyfikację, zdjęcia, informacje o nowych funkcjach czy cenę. To, że nie byłoby w ostatnim czasie telefonu, o którym nie wiedzielibyśmy absolutnie wszystkiego przed premierą daje do myślenia. Jedna z teorii brzmi, iż to firmy same dawkują przecieki, by podbić medialne zaitneresowanie swoimi produktami. Cóż, mamy pewność, że przynajmniej w wypadku jednej superkorporacji tak nie jest.
Samsung chce walczyć z przeciekami i zmienia umowy z partnerami
Jak donosi PhoneArena, Samsung zaostrza rygory dotyczące pracowników partnerów biznesowych firmy i umów odnośnie pracy dla konkurencji. Czy to coś pomoże? Moim zdaniem - nie sądzę. Do tej pory istniały bowiem przecież NDA obwarowane sporymi karami finansowymi, a i tak dane na temat każdego nowego Galaxy, czy to S, Note czy Fold, pojawiały się w sieci na długo przed premierą. Jednak Samsung wierzy w to, że powstrzymanie wycieków mogłoby mu pomóc. I jak najbardziej jest w tym żelazna logika, ponieważ osoby, które chciałyby kupić np. Galaxy S nie byłyby kuszone, by poczekać jeszcze chwilę i zobaczyć np. nowego Note'a albo Flipa. Brak informacji o nadchodzących produktach skłaniałby do wybierania wyłącznie z bieżącej oferty firmy.
Jednak, patrząc z perspektywy mediów, myślę, że Samsung nieco nie docenia tego, jaką wartością dla promocji są przecieki. Oczywiście, zakładam, że decyzję odnośnie ucinania przecieków, nad którymi nie ma się kontrole, zarząd Samsunga podjął po dokładnych wyliczeniach opłacalności, jednak wątpię, by ucięcie całościowo informacji przedpremierowych przyciągnęło np. więcej osób na stream z konferencji. Patrząc chociażby z perspektywy naszych statystyk, to pomimo tego, że (zazwyczaj) o produktach Apple mówi się przed premierą dużo więcej, to i tak zarówno konferencja Apple, jak i materiały po premierze przyciągają znacznie więcej użytkowników, niż wszystkie inne premiery, nieważne czy zaspoilerowane wcześniej, czy też trzymane w sekrecie. Wątpię, by sprzedaż Galaxy Note czy Flipa była jakaś większa, gdyby nie przecieki.
Dlatego mam wrażenie, że wykoszenie z sieci przecieków nie sprawi, że premiera kolejnego Galaxy S będzie jakaś bardziej oblegana przez konsumentów. Aktywnie rynek telefonów (szczególnie androidowych) śledzi bowiem mniejszość, a dużo osób zaczyna się nim interesować dopiero w momencie kupna smartfona. Dlatego też życzę Samsungowi dużo wytrwałości w walce z przeciekami - moim zdaniem ich wycięcie z internetu jest niemożliwe, a sama firma może po prostu stracić w ten sposób całkiem niezłe (i do tego - darmowe) źródło promocji.
A wy co sądzicie o przeciekach? Nieodzowny aspekt branży tech, czy coś, co trzeba wyrwać z korzeniami?
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu