Samsung

Jak to możliwe że Samsung jednocześnie może być pierwszy i czwarty na polskim rynku?

Krzysztof Rojek
Jak to możliwe że Samsung jednocześnie może być pierwszy i czwarty na polskim rynku?
Reklama

Jeżeli opierać się tylko na najnowszych danych, można by uznać, że Samsung w Polsce się skończył. Jednak firma ma się dobrze i nigdzie się nie wybiera.

Dziś po południu Twittera nieco rozgrzały informacje o tym, jak wygląda popularność poszczególnych marek smartfonów w Polsce. Jeżeli kiedykolwiek widzieliście takie zestawienie, zapewne wiecie, czego można się po nim spodziewać. Na pierwszym miejscu Samsung, za nim Xiaomi, niżej wciąż jeszcze mocny, choć dużo tracący Huawei, potem Apple i dalej "reszta" - LG, Lenovo (Motorola), realme, Oppo i mniejsze marki. Jednak grafika, która obiegła portal pokazywała coś zgoła odmiennego.

Reklama

Samsung za Xiaomi, Apple i Huawei według Canalys

Według grafiki, popularność smartfonów w ostatnim kwartale 2020 roku wyglądała następująco:


Sama dominacja Xiaomi nie dziwi, jednak dalej robi się już mocno nietypowo. Przede wszystkim, Apple na drugim miejscu jest sporym zaskoczeniem. Jeszcze większym jest to, że Samsung znalazł się... za Huaweiem. Tak, za tym Huaweiem, który od roku nie ma już usług Google. Oczywiście, absolutnie nie podważam tutaj wyników Canalys - jeżeli tak im wyszło, to zapewne tak jest. Powstaje pytanie - dlaczego i jak takie wyliczenia mają się do rzeczywistej sytuacji na rynku.

Samsung mówi: "jesteśmy liderem".

Zanim zacząłem pisać, zdecydowałem się skontaktować z Samsungiem, aby uzyskać od nich komentarz w tej sprawie. Przez powyższe wyliczenia są oni bowiem najbardziej "poszkodowani", więc uznałem, że ich głos może mieć kluczowe znaczenie przy interpretacji tych wyników. Oto odpowiedź, którą otrzymałem:

Standardem mierzenia udziału rynkowego marek przez niezależne instytuty badawcze jest raportowanie faktycznej sprzedaży do konsumentów. I według takich analiz pozostajemy numerem 1 w Polsce. Alternatywne opracowania bazują na liczbie urządzeń dostarczonych do dystrybutorów. Ilość urządzeń leżących w magazynie w żaden sposób nie obrazuje pozycji rynkowej marek

-  Olaf Krynicki, rzecznik Samsung

Moim zdaniem, trudno się z tą opinią nie zgodzić. Wyniki sell-in często bowiem różnią się się od sell-out. Jeżeli Samsung ma dostęp do dokładniejszych danych (GfK Polonia), to nie ma powodu, aby kłamał, bo takie kłamstwo może zostać bardzo szybko wykryte i zweryfikowane. Pozostaje jednak jeden problem.

Reklama

Kto w końcu jest na pierwszym miejscu?

Bycie "liderem rynku" to dla mnie trochę jak order z ziemniaka. Bardzo często można tak poprzestawiać cyferki, żeby wyszło jak najlepiej dla liczącego, w związku z czym tytuł ten najczęściej firmy przyznają sobie de facto same. Nie da się jednak ukryć, żę słowo "lider" działa na wyobraźnie i informacja o tym, że Samsung spadł na czwarte miejsce nie działa na wizerunek marki zbyt korzystnie. Oczywiście, jak już mówiłem, to jest sell-in, na który może złożyć się kilka czynników - cykl wydawniczy (brak dużych premier Samsunga w Q4), korygowanie liczby wysłanych smartfonów o przewidywania dotyczące sprzedaży czy też wcześniejsze "zapasy" sprzętu na półkach czy w magazynach. Wystarczy bowiem spojrzeć na to, jak wyglądało to samo badanie dla Q3, Q2 i Q1 zeszłego roku, gdzie wzrosty i spadki korespondują z dużymi premierami mającymi w danym czasie miejsce.


Reklama



Jak widzicie, widzimy tutaj zarówno bardzo duże wzrosty, jak i niesamowite spadki. Patrząc np. na Lenovo, mamy tu rozpoczęcie sezonu od 50 proc. spadku Y/Y by zakończyć rok kwaratałem ze 200 proc. wzrostem. Przy takim turbodoładowaniu moglibyśmy mówić o kolejnym rynkowym czempionie. Natomiast to są "tylko" estymacje dotyczące tego, ile urządzeń trafiło na półki. I widzimy, że Xiaomi w tym roku wypychało ich niesamowicie dużo.  Oczywiście, logika nakazywałaby sądzić, że nikt nie jest na tyle nierozsądny by wysłać do sklepów 2x więcej smartfonów niż się sprzeda. Jednak ile z nich się sprzedało - tego nie wiadomo. Jeżeli Samsung twierdzi, że to on jest liderem, można wyciągnąć jedyny w tej sytuacji rozsądny wniosek - na pewno Xiaomi nie sprzedało tyle, żeby rzeczywisty udział firmy w rynku przegonił Koreańczyków. Ergo - ktoś po prostu przeszacował zapotrzebowanie.

Oczywiście, w tej kwestii wszystko jest "otwarte". Nie mamy tu wszystkich danych i nigdy mieć ich nie będziemy - większość badań rynkowych jest droga i oczywiste jest, że do wiadomości publicznej trafiają strzępki informacji. Łatwo na tej podstawie wyciągać pochopne wnioski, jak komentarze pokroju "Samsung doigrał się Exynosem". Dlatego dobrze jest czasem stanąć z boku i przyjrzeć się całej sprawie na chłodno.

Źródło

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama