Samsung

Nowe smartfony Samsunga zaorały... rynek tabletów

Maciej Sikorski
Nowe smartfony Samsunga zaorały... rynek tabletów

Premiera nowych urządzeń Samsunga za nami, teraz zacznie się porównywanie, testowanie, ocenianie, komentowanie, przywoływane będą poprzednie flagowce tej firmy, ale też sprzęt konkurencji - nie zabraknie pytań o to, kto ma szansę powalczyć z tymi smartfonami, kto wygra, kto straci. Po dzisiejszej prezentacji mogę wskazać ofiarę nadchodzącego sprzętu: postawiłbym pieniądze na to, że stracą tablety.

Samsung Galaxy S8 oraz Galaxy S8+ były potrzebne koreańskiej korporacji. Jesień przyniosła firmie kilka miliardów dolarów strat spowodowanych klęską Note'a 7, do tego doszedł skandal korupcyjny i aresztowanie wiceprezesa (faktycznego szefa) firmy. Pisałem, że to nie załamie tak dużego koncernu, ale jednocześnie nie ulegało wątpliwości, że po paśmie gorszych nowin, przyda się chwila wytchnienia i ogrzanie się w blasku dobrego produktu. A nowy sprzęt sprawia wrażenie naprawdę ciekawego.

Tomasz przywołał już specyfikację nowych telefonów, w oczy rzuca się m.in. to, że ekran zajmuje bardo dużą część przedniego panelu. Napiszę wprost: ekran w większym modelu jest po prostu ogromny. Jak na smartfon. Czy sprzęt musiał być mocno powiększony, by uzyskać taki efekt? Nie - pozbyto się ramek bocznych, górnej i dolnej. A przynajmniej mocno je ograniczono. To robi wrażenie. Trzeba w tym miejscu dodać, że Samsung nie jest tu pionierem i z pewnością nie będzie jedyną firmą, która pójdzie w tym kierunku - to będzie standard. Tym tropem podąża LG, podobnie robią Chińczycy i pewnie Apple.

W efekcie otrzymamy smartfony o dużych ekranach, które będą się mieścić w dłoniach. Fajne, bo wygodne. Ale to będzie miało szeroki wpływ na inny segment rynku: na tablety. Gdy te ostatnie urządzenia pojawiły się na rynku, w sprzedaży były zupełnie inne smartfony: mniejsze. Podział był w miarę widoczny: smartfon z ekranem 3-4 cale, 10 cali dla tabletów, kilkanaście dla laptopów. Potem, wraz z rozwojem smartfonów i rozrastaniem się ich ekranów, na znaczeniu zaczęły tracić mniejsze tablety. Po co komu 7-calowy tablet, skoro jego smartfon ma 5,5 cala? Do "dyszki" było jednak daleko. A wydawało się mało prawdopodobne, by producenci na tym polu szli coraz dalej - w pewnym momencie zaczęłoby to wyglądać komicznie. Już na 5-calowe smartfony część odbiorców reagowała alergicznie, nie brakowało żartów i docinków.


Wraz z usuwaniem ramek, pojawia się przestrzeń do rozbudowy ekranów, przy zachowaniu rozsądnych wymiarów całego urządzenia. Skoro nowy Samsung Galaxy może już mieć ponad 6 cali i nie wygląda komicznie, to może da się dojść do siedmiu cali i ludziom nie będzie to przeszkadzać? Przecież badania rynku pokazują, że fablety ciągle zyskują na znaczeniu. Pod koniec ubiegłego roku stanowiły one już blisko 1/5 całego rynku. Skoro tak, to czy potrzebne są jeszcze tablety?


Od jakiegoś czasu sprzedaż tabletów spada, w lepszym kwartale stoi w miejscu lub nieznacznie rośnie. Ale wraz z upowszechnianiem się smartfonów o dużych ekranach i niewielkich ramkach, ten sprzęt będzie coraz bardziej marginalizowany. Nie pomoże nawet sprzedaż iPada w relatywnie przystępnej cenie. Jeżeli kilka lat temu prognozowano, że ten sprzęt zbuduje tak mocny rynek, jak smartfony, to dzisiaj pewnie już wie, że to nigdy nie nastąpi. Treści można świetnie konsumować już na 6-calowym wyświetlaczu telefonu (o ile ktoś akceptuje taką "mobilną" konsumpcję). Część klientów skusi się pewnie na gadżety typu stacja DeX i połączy smartfon z dużo większym ekranem. Nie ma tu miejsca na 10 cali. Koniec imprezy.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu