Najpierw plotkowano o Galaxy S11, co wydawało się logiczne biorąc pod uwagę nazywanie przez Samsunga kolejnych generacji swoich flagowych smartfonów. Firma postawiła jednak na zmiany, zaznaczając że wchodzi w nowy etap - dlatego S-ki dostały z przodu dwójkę. Miałem już w rękach Galaxy S20, S20+ i S20 UItra - oto moje pierwsze wrażenia z korzystania z koreańskich smartfonów.
W nowych Samsung Galaxy S20 brakuje mi tylko jednego. Galaxy S20, S20+ i S20 Ultra - pierwsze wrażenia
Miałem już okazję przyjrzeć się nowym Samsungom z rodziny Galaxy S, czyli Galaxy S20, S20+ i S20 Ultra. Oczywiście czekam na egzemplarze testowe do recenzji, ale już po krótkim czasie z urządzeniami mogę stwierdzić, że warto na nie czekać. Jesteście ciekawi jak wyglądają, co zmieniono i czy Samsung przeprowadził małą rewolucję? W takim razie serdecznie zapraszam do pierwszych wrażeń i nie zapomnijcie, że znajdziecie tu również dwa materiały wideo, w których dodatkowo poznacie dokładną specyfikację wszystkich trzech smartfonów (specyfikację i ceny znajdziecie też tutaj).
Czarna wyspa pełna skarbów
Testowałem niedawno Samsunga Galaxy A71, którego plecki mocno przypominają to, co widzimy z tyłu nowych Galaxy S20. Firma zdecydowała się na konsekwentny design większości swoich tegorocznych smartfonów, przez co dostaliśmy niezbyt ładnie wyglądającą, wystającą wyspę, na której umieszczono aparaty fotograficzne. Moim zdaniem nie wygląda to zbyt dobrze z kilku powodów. Po pierwsze - wysepka wystaje, przez co telefon położony pleckami na płaskiej powierzchni dość mocno się buja. Po drugie można to było lepiej rozwiązać kolorystycznie. Choćby tak, jak Apple przy iPhonach 11 i 11 Pro gdzie kolorystyka była ta sama, a różnice opierały się na błyszczącej lub matowej powierzchni. Tymczasem Samsung zdecydował się na mocne odcięcie wysepki od pozostałej części obudowy i kompletnie nie rozumiem czemu tak postanowiono - nie wygląda to zbyt dobrze.
Zdecydowanie lepiej smartfony prezentują się z przodu. Jeszcze mocniej odchudzone ramki, brak notcha, nierzucająca się zbytnio w oczy dziurka na przedni aparat - tym razem na szczęście symetrycznie. Przód Samsunga Galaxy S20, S20+ i S20 Ultra robi wrażenie. Szczególnie tego ostatniego, z największym wyświetlaczem.
Nowe Samsungi Galaxy S20 nie mają złącza słuchawkowego, więc firma kontynuuje pomysł obrany w Galaxy Note 10. Rozumiem, że część osób potrzebuje mini-jack 3,5 mm, ale dodawanie nowych Galaxy Buds+ jako bonusu do zamówień przedpremierowych jest jasne - przechodzimy na brak kabli i pora to zaakceptować. Skoro ja się przestawiłem, innym też nie powinno sprawić to problemów.
Ekran Galaxy S20, S20+ i S20 Ultra
Każdy z nowych Samsungów Galaxy S20 otrzymał ten sam, kapitalny ekran Dynamic AMOLED QuadHD+ z obsługą HDR10+. Najmniejszy z telefonów ma wyświetlacz 6,2, kolejne odpowiednio 6,7 cala oraz 6,9 cala. Różnice wyjdą pewnie dopiero przy porównaniu 1:1 z którymś z Galaxy S10, ale Samsung na przedpremierowej prezentacji zapewniał, że dostajemy jeszcze lepsze odwzorowanie kolorów, czernie, jasność minimalną i maksymalną. Lepsze jest wrogiem dobrego? W tym przypadku nie sądzę. Ekrany w nowych Galaxy S20 są rewelacyjne, pewnie za kilka tygodni dowiemy się, że najlepsze na rynku. Chciałbym też porównać jak wygląda zagięcie w stosunku do tych z Galaxy S10 i Note 10, ale na pierwszy rzut oka wydają się delikatnie mniejsze, co mam nadzieję sprawi, że znikną moje problemy z przypadkowym uruchamianiem różnych funkcji krawędzią dłoni.
Ale nie to jest najważniejsze w ekranach nowych Galaxy S20. Chcieliście większej częstotliwości odświeżania? Samsung wjechał więc niczym rycerz na białym koniu, nie bawił się w 90Hz i od razu przywiózł 120Hz. Różnica płynności działania smartfona względem klasycznych 60Hz jest kolosalna i to trzeba zobaczyć. Gwarantuję Wam, że nie będziecie chcieli przestawiać tej opcji w ustawieniach (ale w razie czego można - 120 lub 60). Co fajne, wszystkie smartfony oferują tę funkcję.
108 Megapikseli i 100x zoom
Główną różnicą między zwykłymi Galaxy S20/S20+ a S20 Ultra jest matryca 108 Mpix w głównym aparacie tego ostatniego. To dużo, nie mogę się doczekać jak to rozwiązanie sprawdzi się w praktyce. Większa matryca to nie tylko możliwość wycinania mniejszych kadrów z fotki, ale również więcej światła na matrycy oraz naturalny efekt rozmycia tła kiedy zrobimy zdjęcie obiektowi czy człowiekowi z bliska. Niby można to osiągnąć trybami portretowymi, ale po pierwsze efekt nie wygląda wtedy na cyfrowy, po drugie odcięcie pierwszego planu od tła nie ma błędów, co bardzo często widać przy okularach lub włosach. Aparaty zapowiadają się świetnie.
Fajnym pomysłem jest tryb Single Take. To funkcja w aplikacji aparatu, po uruchomieniu której pokazujemy aparatom okolicę. Rejestrują one wtedy wszystko co się da i później sztuczna inteligencja proponuje nam uchwycone przez siebie kadry. W ten sposób robionych jest do 10 zdjęć i do 4 filmów, a cały proces trwa 10 sekund. Mówię o okiełznaniu, bo moim zdaniem trzeba się nauczyć co i w jaki sposób powinno się aparatom pokazać. Trzeba nauczyć się z niego korzystać, ale zapowiada się ciekawie.
Niezłym gamechangerem może okazać się możliwość nagrywania wideo w 8K. To oczywiście trochę pieśń przyszłości, bo raczej nikt nie ma takich wyświetlaczy w telewizorach czy monitorach, ale z takiego materiału można później sporo wyciąć albo zrobić zdjęcie w bardzo dobrej rozdzielczości więc na pewno będzie przydatne.
Space Zoom to ogólna nazwa dla nowego systemu zoomowania od Samsunga. W przypadku S20 i S20+ mówimy o maksymalny przybliżeniu 30x, Ultra oferuje przybliżenie 100x. I tu mam niestety mały problem, bo nie przemawia do mnie ta setka. W przybliżeniu razy 10 jest naprawdę fajnie, 30 jeszcze w miarę, podkreślam w miarę używalne, ale stukrotne przybliżenie to sztuka dla sztuki i nie rozumiem po co Samsung to zrobił. Obraz wycinany z matrycy nie ma szczegółów, dodatkowo nawet na statywie przy stukrotnym przybliżeniu wszystko się trzęsie w podglądzie. Na pewno sprawdzę finalne pliki przy recenzji, ale już na ekranie smartfona wygląda to mizernie i nie jest czymś, czym warto się zachwycać. Trochę szkoda - szczególnie, że firma na pewno będzie mocno promować tę funkcję podczas reklamowania nowych Galaxy.
Jeśli chodzi o wydajność nowych Galaxy S20, możecie być spokojni. Wszystkie telefony dostały ten sam procesor - Exynos 990 wykonany w technologii 7 nanometrów. Różnice wynikają z ilości pamięci RAM. S20 i S20+ to 8GB i 12GB w zależności od wersji, Ultra to już trochę przesada - 12GB i 16GB (wszędzie LPDDR5). To smutne, że do nowych flagowców trzeba pchać tak dużo RAM-u, choć to oczywiście wina Google, a nie Samsunga.
Mam pewne wątpliwości jeśli chodzi o pojemność baterii, szczególnie patrząc na wysokie odświeżanie ekranu 120Hz. 4000 mAh, 4500 mAh i 5000 mAh odpowiednio dla S20, S20+ i S20 Ultra. Myślę, że będzie dobrze jeśli nowe S-ki wyciągną tyle czasu pracy na jednym ładowaniu co poprzednia generacja, ale to też wyjdzie dopiero podczas recenzji i dłuższego użytkowania.
Brakuje mi Galaxy S20e
Nie do końca rozumiem dlaczego Samsung zdecydował się na taki zestaw smartfonów. S20 i S20+ różnią się tak naprawdę tylko wielkością ekranu (a co za tym idzie wielkością samego smartfona) i baterią. Ultra to jeden poziom wyżej, ale jednak też większość funkcji oraz te same podzespoły znajdziemy w mniejszych i tańszych modelach. Brakuje następcy świetnego S10e, który w ubiegłym roku przypadł mi do gustu najbardziej. Mniejszego, nawet trochę słabszego, ale za to z całkowicie płaskim ekranem. Wielka szkoda. No chyba, że Samsung planuje jeszcze kolejne modele, na przykład S20 Lite, wtedy takie podejście do premierowych smartfonów miałoby więcej sensu.
Jak tylko telefony trafią w nasze ręce, od razu rozpoczniemy testy - bo póki co to jedynie pierwsze wrażenia z przedpremierowego pokazu. Ale jestem dobrej myśli, bo wszystkie trzy smartfony prezentują się świetnie i raczej nie sądzę by rozczarowały mnie podczas testów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu