Smartfony

Samsung Galaxy Note 9 – ostatni z wszystkomających

Tomasz Szwast
Samsung Galaxy Note 9 – ostatni z wszystkomających
Reklama

Samsung Galaxy Note 9 to smartfon, jakich już nie produkują. Miał absolutnie wszystko, czego potrzeba, by oczarować użytkownika od pierwszych chwil. Cóż, też byłem jednym z tych oczarowanych, ba, pozostaję do dziś. Dlaczego? To moje sześć powodów.

Samsung Galaxy Note 9, mimo upływu lat, jest tym smartfonem, do którego wracam pamięcią szczególnie chętnie. Czym sobie na to zasłużył? Przede wszystkim tym, że w latach swojej świetności był zdecydowanie najlepiej wyposażonym smartfonem na rynku, na który konkurencja jedynie nieśmiało zerkała z zazdrością. Funkcjonalnością odstawał od innych na tyle, że nawet Samsung stwierdził, że nie ma sensu dłużej robić tak kompletnie wyposażonych urządzeń, co udowodnił prezentując jego następcę. Tak, Samsung Galaxy Note 9 miał wszystko, czego można oczekiwać od smartfona, dlatego szczerze za nim tęsknię.

Reklama

Oczywiście, Samsung wciąż produkuje świetne smarfony – to bezdyskusyjne. Czy najlepsze na rynku? Moim zdaniem, w świecie Androida, jak najbardziej tak. Gdybym miał wybrać urządzenie, z którego chciałbym korzystać na co dzień, bez jakichkolwiek limitów cenowych, z pewnością sięgnąłbym po Galaxy S21 Ultra albo Galaxy Z Fold 3. Kiedy jednak wspominam tamtą generację Note’a, mam wrażenie, że te czasy nie wrócą już nigdy, a na równie kompletny telefon przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.

Samsung Galaxy Note 9 – to była miłość od pierwszego wejrzenia

Nie ma wielu smartfonów, których rynkowe debiuty tak mocno utknęły mi w pamięci. Doskonale pamiętam, jak śledząc prezentację Notatnika nr 9 nie dowierzałem, że smartfon może oferować aż tak wiele. Nie mogłem doczekać się dnia, kiedy będę mógł osobiście sprawdzić jego możliwości. Kiedy więc okazało się, że egzemplarze demonstracyjne pojawiły się w warszawskim Samsung Brand Store, niemal natychmiast pobiegłem na tramwaj i udałem się na drugi koniec miasta.

Jak skończyła się ta wizyta? Do zakupu brakło naprawdę bardzo niewiele, mimo że w mojej kieszeni wciąż spoczywał najświeższy wówczas smartfon od Apple – iPhone X, moim podstawowym komputerem był MacBook Air, a AirPodsy zdawały się być na stałe przytwierdzone do moich uszu. Tak, Galaxy Note 9 oczarował mnie od pierwszego wejrzenia, dlatego choć tamtego dnia wyszedłem z pustymi rękoma, kolejne tygodnie i miesiące były jedynie odwlekaniem tego, co miało nadejść już za kilka miesięcy.

Był marzec 2019 roku. Zbliżały się moje urodziny, ostatnie z cyfrą 2 z przodu, dlatego postanowiłem uczcić je wyjątkowym prezentem. Niestety, z uwagi na problemy techniczne u mojego ówczesnego operatora nie udało się sfinalizować transakcji akurat tego dnia, ale już kilka dni po tym dumnie wracałem do domu z nowym smartfonem w reklamówce. Udało mi się kupić Galaxy Note 9 dokładnie takiego, jak chciałem - niebieskiego z żółtym rysikiem.



Tak, właśnie takiego miałem!

Już od pierwszych chwil, odkąd zagościła w nim moja karta SIM wiedziałem, że podjąłem słuszną decyzję. Owszem, uwierał brak iMessage i AirDropa, jednak cała reszta zachwycała. Samsung Galaxy Note 9 okazał się smartfonem kompletnym, spełniającym wszystkie moje oczekiwania z nawiązką. Wtedy jednak nie wiedziałem, że korzystam z ostatniego takiego urządzenia, a producenci, wszyscy jak jeden mąż, postanowią masowo odchudzać swoje konstrukcje, z ich zdaniem, zbędnych dodatków. Czym wyróżniłby się Samsung Galaxy Note 9 na tle współczesnych flagowców, gdyby zadebiutował właśnie teraz? Jest tego naprawdę sporo

Kompletne opakowanie

Co można znaleźć w opakowaniu współczesnego smartfona, poza nim samym? Najczęściej tylko przewód do ładowania i niezbędną dokumentację. Pojawia się również igła do wypychania szufladki na karty SIM. Tymczasem, bohater tego tekstu, sprzedawany był w następującym zestawie:

  • Smartfon Samsung Galaxy Note 9;
  • Rysik S Pen;
  • Wymienne końcówki do rysika wraz z narzędziem;
  • Adapter USB OTG;
  • Adapter USB-C – micro USB;
  • Ładowarka;
  • Przewód USB – USB-C;
  • Słuchawki AKG;
  • Wymienne gumki do słuchawek;
  • Dokumentacja;
  • Igła do tacki na kartę SIM.

Jak przystało na flagowy smartfon, w pudełku znajdowało się flagowe wyposażenie. Współcześnie zdecydowaną większość z tych rzeczy musimy dokupić oddzielnie i wydać kolejne pieniądze. Argument ekologiczny? Nie chce mi się wierzyć, że zakup smartfona, słuchawek i ładowarki w oddzielnych pudełkach jest bardziej eko, niż kiedy wszystko to umieścimy w jednym opakowaniu o mniejszej kubaturze niż trzy różne w sumie.

Reklama

Rozpakowywanie takiego zestawu było prawdziwą przyjemnością. Dzisiaj, poza odklejeniem folii z ekranu, ciężko liczyć na jakiekolwiek większe emocje podczas rozpakowywania smartfona. Chyba że ten, przypadkowo, upadnie na ziemię jeszcze bez etui i szkła ochronnego.

Biometria po dwakroć

Współczesne smartfony, co do zasady, oferują jedno zabezpieczenie biometryczne. Na ogół jest to skaner linii papilarnych, albo, jak w przypadku Apple, rysów twarzy. Samsung Galaxy Note 9, w kwestii biometrii, był rozwiązaniem zdecydowanie bardziej uniwersalnym – oferował dwa rodzaje bezpiecznych zabezpieczeń biometrycznych. Co istotne, z obydwu można było korzystać naprzemiennie, przez co odblokowanie smartfona było czynnością niezwykle prostą.

Reklama

Obok umieszczonego pod modułem głównego aparatu czytnika linii papilarnych znalazło się miejsce dla skanera tęczówki oka – tuż obok przedniej kamerki Mamy zajęte ręce albo nie chcemy podnosić leżącego na płaskiej powierzchni Notatnika? Skaner tęczówki skutecznie załatwi sprawę. Musimy nosić maseczkę - również nie ma żadnego problemu. Rękawiczek też nie trzeba zdejmować.

W zależności od sytuacji, Samsung Galaxy Note 9 odblokowywał się albo dotknięciem, albo spojrzeniem. Naturalnie, wszystkie inne, typowe zabezpieczenia niezwiązane z biometrią również zaimplementowano, także pod tym względem był to smartfon kompletny i bezkompromisowy.



Korzystało się z niego naprawdę przyjemnie

Żadnych, ale to żadnych ozdobników!

iPhone'y mają swoje notche, a smartfony z Androidem łezki w kształcie litery V, w kształcie litery U, a także otwory w wyświetlaczach, konieczne by umieścić w nich jedną albo dwie kamerki. Co miał Samsung Galaxy Note 9? Nic z tych rzeczy! Miał przepiękny wyświetlacz AMOLED o przekątnej 6,4 cala i rozdzielczości 1440p bez ŻADNYCH ozdobników. Idealny, zakrzywiony z dwóch stron wyświetlacz, szczelnie wypełniający front smartfona. Szczelnie, jednak nie na tyle, by producent nie mógł umieścić bardzo niewielkiej bródki i czółka, celem ukrycia wszystkich niezbędnych podzespołów.

Na tle współczesnych smartfonów, takie wzornictwo prezentuje się wręcz rewelacyjnie. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego producenci porzucili tak miłe dla oka kształty na rzecz wiercenia dziur w wyświetlaczach. Samsung Galaxy Note 9 był pod tym względem idealną harmonią między bezramkowością a estetyką i funkcjonalnością.

Dioda powiadomień czy ekran zawsze włączony? Tu nie musiałeś wybierać

Jeszcze kilka lat temu, dioda powiadomień, mogąca sygnalizować to, co obecnie dzieje się na naszym smartfonie przy pomocy różnokolorowego światła, była jednym z najważniejszych elementów wyposażenia. Cóż, wcale się temu nie dziwię, bo była rozwiązaniem naprawdę praktycznym. Wystarczyło rzucić okiem na smartfon by dowiedzieć się, czy pora po niego sięgnąć. Dodatkowo, dzięki możliwości przypisania danego koloru do konkretnej aplikacji, doskonale wiedzieliśmy co może się dziać i jakie wiadomości na nas czekają.

Reklama

Nieco później, w smartfonach wyposażonych w wyświetlacze AMOLED i OLED, pojawiła się funkcja zawsze włączonego ekranu. Smartfon, zamiast migać diodą, wyświetlał uproszczone komunikaty na ekranie. Co jest wygodniejsze, AoD czy dioda? W Samsungu Galaxy Note 9 nie trzeba było wybierać. Smartfon oferował zarówno wielobarwną diodę, jak i tryb AoD wyświetlacza. I to jest właśnie ta przewaga w detalach, o której będę pamiętał jeszcze przez wiele długich lat.



Od strony multimediów - wzór

Niezwykły aparat w niezwykłym smartfonie

Nie sposób nie docenić tego, jak w ostatnich latach ewoluowały aparaty stosowane w smartfonach. Podczas testów iPhone’a 13 mini nie mogłem wyjść z podziwu, że smartfon jest w stanie tak świetnie odwzorowywać warunki świetlne, nawet wtedy, gdy były naprawdę bardzo złe. Na temat aparatu w Samsungu Galaxy S21, z którego korzystam obecnie, też złego słowa nie powiem. Ba, nawet w konstrukcjach ze średniej półki, takich jak Samsung Galaxy A52 czy Xiaomi Mi 11 Lite spotkamy fajne zestawy aparatów.

Wróćmy jednak na chwilę do 2018 roku i Galaxy Note 9. Jego główny moduł aparatu złożony był z dwóch oczek: głównego o rozdzielczości 12 megapikseli, z rozmiarem piksela 1,4 mikrometra i optyczną stabilizacją obrazu, a także teleobiektywu z dwukrotnym przybliżeniem optycznym i optyczną stabilizacją obrazu. Tym, co wyróżniało tamten smartfon na tle konkurencji, była fizycznie regulowana przysłona, mogąca przybrać wartość f/1,5 albo f/2,4. Aparat w smartfonie pozwalający na zabawę głębią? Tak, było coś takiego. Niestety, ten pomysł również trafił na listę porzuconych.

Magia dźwięku bez zbędnych dodatków

Współcześnie, kiedy co raz popularniejsza staje się muzyka słuchana w jakości bezstratnej (głównie za sprawą Apple Music), przydałoby się porządne, mocne i fajnie grające wyjście słuchawkowe bez konieczności podłączania jakichkolwiek przejściówek. Takie właśnie oferował Samsung Galaxy Note 9. Dostrojony przez AKG przetwornik cyfrowo-analogowy mógł przetwarzać 32-bitowy dźwięk z częstotliwością 384 kHz. I robił to obłędnie. Dość powiedzieć, że kiedy porównałem ten sam DAC zastosowany w Galaxy S10+ z jednym z popularnych, zewnętrznych przetworników cyfrowo-analogowych, nie byłem w stanie wyłapać różnicy. To zupełnie tak, jakby do smartfona włożyć kolejne urządzenie o wartości kilkuset złotych.

Na tym tle, przetworniki cyfrowo-analogowe wbudowane w przejściówki z USB-C, oferowane przez Apple i Samsunga, brzmią po prostu blado. A żeby jeszcze dobitniej podkreślić moje rozgoryczenie, właśnie w tym momencie telefon poinformował mnie, że pozostało mu zaledwie 5% baterii. Żeby podłączyć ładowarkę muszę wypiąć słuchawki. Przecież to kompletnie bez sensu!



Czy kupiłbym jeszcze raz? Też pytanie!

To coś więcej niż miłe wspomnienia, to tęsknota

Czy można tęsknić za urządzeniem elektronicznym? Pewnie nie, a powyższy nagłówek jest mocno na wyrost. W końcu smartfon to nic specjalnego, ot jedno z wielu urządzeń, z których korzystamy codziennie. Problem w tym, że Samsung Galaxy Note 9 miał w sobie coś więcej. Potrafił zaoferować to, czego próżno szukać we współczesnych urządzeniach tego typu. Choć wymieniłem i opisałem sześć przykładów, pewnie znalazłyby się kolejne, na czele z wbudowanym rysikiem, jednak on najprawdopodobniej powróci wraz z Galaxy S22 Ultra. A pulsometr z pulsoksymetrem...?

Oczywiście, nie był to smartfon bez wad. Z perspektywy czasu pamiętam, że najbardziej wkurzałem się na zakrzywiony wyświetlacz i to, że im bliżej krawędzi, tym dotyk reaguje gorzej. Obecnie smartfony, co do zasady, korzystają z płaskich ekranów, dlatego można powiedzieć, że ten problem udało się zażegnać. W takich urządzeniach praktyczność zawsze powinna kroczyć przed estetyką.

Dlaczego sprzedałem Galaxy Note 9? To już kwestia osobista, którą zostawię dla siebie. Czy żałuję? Jeszcze jak! Na samą myśl, jak świetnie sprawdził się podczas targów IFA 2019, które były dla niego chrztem bojowym, z pewnością kupiłbym go jeszcze raz.

Drogi Samsungu, jeżeli ktoś z Twoich przedstawicieli to czyta, mam prośbę. Rozważcie przywrócenie na rynek Galaxy Note 9 z odświeżonym układem SoC i aparatami. Pewnie przyda się również wyświetlacz z wyższą częstotliwością odświeżania i 5G, ale poza tym zostawcie go takim, jaki był. Kto wie, może warto spróbować wrócić do czasów, kiedy smartfony miały dosłownie wszystko, czego można było od nich oczekiwać?

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama