Mobile

Sądy zwalczają kłamliwe reklamy nt. wodoodporności. I super!

Krzysztof Rojek
Sądy zwalczają kłamliwe reklamy nt. wodoodporności. I super!
2

Reklamy smartfonów pokazują ludzi w wielu sytuacjach związanych z zanurzeniem urządzeń. Tymczasem jednocześnie nikt nie chce uznać gwarancji z tytułu zalania.

Od długiego już czasu w świecie smartfonów mamy do czynienia z sytuacją, w której, jeżeli chodzi o marketing, firmy rzadko kiedy cofają się przed czymkolwiek, by przyciągnąć klienta. Dlatego mieliśmy już do czynienia z różnymi sytuacjami, zakrawającymi nawet o oszustwo. Telefony w reklamach w niczym nie przypominały tych w rzeczywistości, zdjęcia "rzekomo" z aparatów smartfonów w rzeczywistości robione były profesjonalnym sprzętem, nie mówiąc już o tym, że chwalą się znacznie zawyżonymi benchmarkami, które nijak mają się do rzeczywistości. O tym, w jaki sposób jeszcze okłamują nas producenci, możecie przeczytać tutaj. Jednak jedna z reklamowanych funkcji mnie przynajmniej denerwuje bardziej niż inne. I zgadliście - chodzi o wodoodporność.

Producenci bowiem reklamują wodoodporne telefony, ale już nie uznają zalań jako element gwarancji

Każdy z nas zna te reklamy, w których jakiś uśmiechnięty nastolatek z impetem wskakuje do wody, tylko po to, aby zaraz wyciągnąć z kieszeni telefon i zrobić nim zdjęcie, pokazując tym samym, że mamy do czynienia z urządzeniem wodoodpornym. Cóż, nie twierdzę, że dzisiejsze smartfony nie są w ogóle odporne na wodę - jak pokazał eksperyment, jeden z Samsungów wytrzymał w akwarium ponad 12 dni. Problemem jest to, że wiele urządzeń posiada wewnątrz czujniki zalania i na ich podstawie często decyduje o tym, by nie uznać gwarancji. Ba, część firm w swoich reklamach puszcza wodze wyobraźni, reklamując np. że telefon wytrzyma nie tylko w słodkiej, ale i w słonej wodzie. Tak zrobił Samsung, reklamując swoje modele S7, S8 i kilka telefonów z serii A jako możliwe go zabrania np. na surfing.

Oczywiście, jak wspomniałem wcześniej, producent nie uznaje zalań jako powód do uznania gwarancji a słona woda dawała elektronice mniej więcej takie szanse jak Mariusz Pudzianowski Najmanowi. Wielu użytkowników skończyło więc z martwymi telefonami, które mogli jedynie wyrzucić do elektroodpadów. Z tego tytułu po latach procesowania się australijski sąd uznał Samsunga winnym oszustwa. Kara? Dla zwykłego człowieka niewyobrażalna, bo aż 10 mln dolarów, ale na tak dużym przedsiębiorstwie jak Samsung raczej nie zrobi to wrażenia.

Trzeba jednak przyznać, że ostatnio możemy obserwować coraz więcej przypadków w których producenci są pociągani do odpowiedzialności ze względu na swoje zapewnienia o wodoodporności. Jakiś czas temu Apple we Włoszech zostało również pociągnięte do odpowiedzialności z tytułu wprowadzania konsumentów w błąd na temat tego, ile ich urządzenia wytrzymają pod wodą. Kto wie, może jeżeli takich sytuacji byłoby więcej, producenci przestaliby pokazywać swoje smartfony w sytuacjach, w których ich zniszczenie neguje gwarancję.

Bądź - może nawet uznawać, że jeżeli do wodoodpornego smartfona dostała się woda, to coś jest nie tak z jego konstrukcją i należy uznać gwarancję.

Źródło

 

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu