Polska

Nowy projekt ustawy to nic innego, jak postępująca inwigilacja obywateli

Krzysztof Rojek
Nowy projekt ustawy to nic innego, jak postępująca inwigilacja obywateli
Reklama

Nowy pomysł rządu to w praktyce pełnoskalowa inwigilacja każdego obywatela, który ma telefon komórkowy.

Żyjemy w czasach, w których prywatność jest dobrem deficytowym. I za każdym razem, kiedy wydaje nam się, że doszliśmy do ściany, jeżeli chodzi o potencjalne naruszenia naszych prywatnych informacji, dostajemy gorzkie zderzenie z rzeczywistością. Nie tak dawno okazało się, że Unia proceduje prawo, przez które nasz VPN stanie się de facto bezużyteczny, a już teraz władza na naszym własnym podwórku szykuje kolejne przepisy, które pozwolą na jeszcze szerszy dostęp do naszych prywatnych informacji.

Reklama

O tym, że przeglądanie internetu nie jest ani trochę prywatne, wiadomo od dawna. ISP (Internet Service Provider — dostawca usług internetowych) ma obowiązek gromadzenia informacji o tym z jakimi witrynami się łączysz i przekazywania tych danych na polecenie służb. Jednak teraz nowy projekt rządowy dodaje służbom dodatkowe kompetencje w kwestii odpytywania dostawców usług telekomunikacyjnych z danych obywateli.

SMSy i połączenia telefoniczne — to władza chce o nas wiedzieć

Nowy rząd planuje zmienić Prawo Komunikacji Elektronicznej i szykuje w tym temacie projekt zmian w ustawie. W rzeczonym, nowym projekcie, znalazł się jednak bardzo kontrowersyjny zapis, który nakłada na operatorów sieci komórkowej dodatkowe obowiązki, a konkretnie — przechowywanie danych o rozmowach telefonicznych i SMS'ach wszystkich abonentów do 12 miesięcy i przekazywania ich na polecenie służb. Prawo do pozyskania takich danych miałyby takie służby, jak CBA, policja, ABW, Krajowa Administracja Skarbowa i Straż Graniczna. Jak podaje Dziennik Gazeta Prawna, jedną z uwag do projektu miało być też dodanie na listę zapisów z komunikatorów internetowych, jak Messenger czy Whatsapp.

Projekt ustawy nie trafił jeszcze do Sejmu, więc póki jej końcowy kształt może być zupełnie różny od czegoś co jest obecnie. Jednak nie bez przyczyny unijne prawo w tym zakresie zabrania tego typu praktyk, wskazując, że wszystkie działania służb związane ze zbieraniem danych muszą być poprzedzone odpowiednim wyrokiem sądowym. Zbieranie danych "na zapas" i udostępnianie ich służbom na życzenie było przecież podstawą skandalu, który wybuchł w Ameryce, kiedy okazało się, że NSA kolekcjonuje informacje o wszystkich użytkownikach sieci i abonentach telekomunikacyjnych.

Jednocześnie — nie mamy dokładnych danych na temat tego, jakie konkretnie informacje miałyby wyciągnąć od telekomów służby. W tym wypadku np. treść SMS'ów to jedno, a drugie — informacje o tym, z jakim nadajnikiem BTS jest w danym momencie połączony dany telefon. Dzięki takim danym możliwe byłoby (oczywiście, w przybliżeniu) określenie lokacji każdego użytkownika i tego, gdzie był w ciągu ostatnich 12 miesięcy.

Hipsters lying on grass using smartphones on a summers day

Czy jest jakiś powód, dla którego rząd chciałby mieć dostęp do takich informacji w przypadku 38 milionów obywateli? Tego nie wiemy, ale faktem jest, że dotychczasowe doświadczenia wskazują na jedno. Nieograniczony dostęp do prywatnych informacji praktycznie zawsze prowadzi do nadużyć, a raz zabrana prywatność praktycznie nigdy nie jest zwracana. Póki co wciąż mamy, jako obywatele, narzędzia, żeby temu przeciwdziałać. Szyfrowane komunikatory, jak Signal czy Session, wciąż powinny być bezpieczne, przynajmniej tak długo, jak nie zostaną zakazane (a tak się dzieje, jeżeli nie chcą dać państwu dostępu do konwersacji).

Naturalnie, są też sytuacje, którym nawet najlepsze rozwiązania konsumenckie nie dadzą rady, jak stosowany w naszym kraju Pegasus. To wszystko więc tworzy bardzo nieprzyjemny obraz rzeczywistości, w którym o naszą prywatność musimy nie tylko dbać, ale wręcz — walczyć o nią na każdym kroku.

Źródło

Reklama

Źródło: Depositphotos

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama