Felietony

Mikołajofon - o tym jak mój syn rozmawia ze św. Mikołajem

Dawid Pacholczyk
Mikołajofon - o tym jak mój syn rozmawia ze św. Mikołajem
2

Fajnie jest wspominać czas, kiedy to wierzyło się w św. Mikołaja. Wszystko było prostsze i łatwiejsze do ogarnięcia. Jednak trochę wody już upłynęła od momentu, w którym zrozumiałem, skąd tak naprawdę biorą się prezenty pod choinką. Teraz czas, żeby moi synowie również mogli pocieszyć się tymi magicznymi chwilami. Jednak ja mam łatwiej niż moi rodzice, bo mam technologię, która mnie w tym wspiera.

Patent, który pokazała mi moja żona, autentycznie mnie zadziwił i równie mocno zadziwia naszych znajomych, kiedy im o tym opowiada. Postanowiłem się z Wami tym podzielić, bo może znacie równie interesujące rozwiązania i jeśli tak, to wrzućcie info do komentarza.

Rozmowa ze św. Mikołajem

Czego może chcieć małe dziecko wierzące w podstarzałego grubaska, który wciska się przez komin z wielkim workiem prezentów? Odpowiedź jest prosta, chciałoby z nim porozmawiać. No i kiedy ja byłem małym brzdącem, to taka akcja wymagała od moich rodziców sporo wysiłku. Albo trzeba było ogarnąć jakiegoś sąsiada czy wujka o odpowiedniej posturze, albo…w sumie innych opcji wtedy nie było. A teraz? Biorę telefon i dzwonię do św. Mikołaja!

Tak tak, moje dziecko może zamówić rozmowę z poczciwym staruszkiem! No bo patrzcie, biorę aplikację, która ma informacje o tym, jak moje dziecko ma na imię i kiedy się urodziło. Podaję listę prezentów, które chciałoby dostać, a następnie definiuję scenariusz. Św. Mikołaj może zadzwonić i pochwalić moje dziecko, powiedzieć kilka dobrych słów, albo przypomnieć, że należy dzielić się zabawkami z bratem i sprzątać pokój, jeśli chce się zostać na liście grzecznych dzieci. Kiedy już to ustawię, po chwili dzwoni Mikołaj przez coś, co przypomina FaceTime czy Facebook Messenger. Po drugiej stronie widzimy prawdziwą osobę, która odgrywa zdefiniowany scenariusz, zwraca się przy tym do moich synów po imieniu, wie, co jest w ich listach, pokazuje np. zdjęcie naszej choinki (które wcześniej wysłaliśmy). Mina chłopaków? BEZCENNA!

W prostocie tkwi siła

Mechanika całej aplikacji nie jest wybitnie skomplikowana. To po prostu zmyślnie przygotowany kreator, który pozwala zdefiniować odpowiedni scenariusz. Magia tkwi w przygotowaniu! Każde nagranie jest dopieszczone w najmniejszym detalu. Zakłócenia wywołane przez „magiczny pył używany w fabryce zabawek” sprawia, że nie widać rzeczy, których dziecko nie powinno widzieć.

Gra aktorska? Świetna! Jakość materiałów? Fantastyczna! Wszystko się idealnie spina. Naprawdę chylę czoła przed tym, kto to wymyślił. Może nie stanie się wielkim bogaczem, bo co tu dużo mówić, apka raczej sezonowa, ale twórcy mogą być pewni, że przynoszą dużo uśmiechu do wielu polskich domów i za to im dziękuje.

To doskonały przykład na to, że technologia, którą tak często sam _hejtuję_ za to, że wchodzi w każdy aspekt naszego życia (po części sami ją tam wpuszczamy) może też w prosty i przyjemny sposób sprawić, że dziecko się uśmiechnie i uwierzy w magię świąt.

A wy jakie macie patenty?

 

grafika

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu