COKOLWIEK i to KIEDYKOLWIEK wrzucisz do Internetu, jest Ci na zawsze zapamiętane. O tym pamięta już niemal każdy użytkownik Internetu, ale w dalszym ciągu tak prostej, elementarnej rzeczy wręcz nie ogarniają... Rosjanie. Wygląda na to, że chcieli Zachód w swoim stylu postraszyć, a potem nagle użyli najdurniejszego możliwego tłumaczenia, czyli "atak hakerski". Rosyjskie dane operacyjne miały wskazywać na zagrożenie "odwetowym atakiem atomowym" ze strony NATO.
Internet pamięta zawsze. Straszyli "nuklearnym kontratakiem", teraz głupio się tłumaczą
Jestem generalnie prostym człowiekiem i pewne rzeczy pojmuję zerojedynkowo. Dla mnie kontratak następuje wtedy, gdy następuje atak ze strony... przeciwnika. Sprawcą "kontrataku" miał być Sojusz Północnoatlantycki - wygląda to tak, jakby Rosjanie chcieli nas postraszyć użyciem strategicznej broni jądrowej (de facto atak na państwo NATO), albo taktycznej broni jądrowej (tutaj w grę wchodzi Ukraina i eksperci nie są zgodni co do tego, czy rzeczywiście Rosja nie byłaby zdolna do takiego kroku). Już na wstępie zarysowano ciekawy scenariusz. Taki kontratak miałby odbyć się w trakcie masowych uroczystości Świąt Wielkanocnych, które w krajach prawosławnych wypadają na 24 kwietnia. Autorem materiału był portal rosyjskiego resortu koordynacji spraw nadzwyczajnych, a sygnał w tej sprawie znalazł dziennikarz Michał Potocki - uznany autor w Dzienniku Gazecie Prawnej, laureat nagrody Grand Press z roku 2018.
Jak wykazuje Pan Michał - rosyjski resort zreflektował się po 5 godzinach i podał informację, wedle której strona miała zostać zhakowana. To prawdopodobnie dobra cecha: ja Rosjanom za nic nie wierzę. Rosjanie przecież mówili ustami swoich polityków, że do wojny w Ukrainie nie dojdzie, a jednak doszło do zbrodniczej inwazji, w trakcie której Rosjanie dopuścili się zbrodni wojennych.
Udostępniajcie piwnice domów, róbcie przegląd schronów!
Skierowano się bezpośrednio do obywateli o udostępnienie piwnic, które mogłyby być przydatne po "nuklearnym ataku odwetowym państw NATO". Natomiast termin inspekcji schronów miał przez resort być podany w oddzielnym komunikacje. Obywatelom wskazano nawet, co powinni mieć ze sobą, a nawet opisano schemat profilaktyki jodowej w różnych grupach wiekowych.
Obywatele powinni również zaopatrzyć się w paliwo w ilości 80 litrów na pojazd, wodę pitną i techniczną, łatwo zbywalne produkty żywnościowe (płatki zbożowe, makaron, konserwy mięsne i rybne, cukier, sól) oraz podstawowe leki.
Czytaj dalej poniżej
Gdyby mój resort obrony lub dowolna instytucja powiązana z rządem podały takie informacje i zostałyby one potwierdzone jako obowiązujące, to w samochodzie miałbym zalany bak pod kurek, kanistry w bagażniku oraz napełnioną do końca butlę. I najpewniej odrobinę bym spanikował: to już nie są przelewki, zagrożenie atakiem jądrowym w moim przypadku będzie równać się albo ciężkiej chorobie popromiennej albo natychmiastowej śmierci. Nie jest tajemnicą, że Jasionka k/Rzeszowa spokojnie byłaby jednym z celów ataku "wojsk Z" ze względu na fakt, iż jest to bardzo istotny punkt transportowy dla wojsk amerykańskich, a także lokalizacja rozmieszczenia systemu typu Patriot.
Rosjanie opisali procedurę nie tylko postępowania z jodkiem potasu w tabletkach, ale nawet opisano instrukcję sporządzenia płynu Lugola - ten podawano kobietom w ciąży oraz dzieciom po katastrofie nuklearnej w Czarnobylu (Ukraina), kiedy to czwarty blok reaktora typu RBMK-1000, z powodu przeprowadzanego eksperymentu z wyłączonymi systemami bezpieczeństwa wpadł w tzw. "zatrucie ksenonowe" i jego praca stała się niestabilna. Gwałtowny wzrost mocy ostatecznie spowodował dwie eksplozje, które doprowadziły do emisji na ogromnym terenie niebezpiecznych radionuklidów. Z tego powodu, po dziś dzień - tereny wokół Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej, miasta Prypeć, Czarnobyla oraz sporządzonej po katastrofie "Strefie Wykluczenia" nie nadają się do zamieszkania przez ludzi. Jak wskazuje praktyka wojenna - niektóre miejsca w dalszym ciągu są tam zabójcze: stacjonujący w rejonie elektrowni (Czerwony Las) żołnierze rosyjscy, nieświadomi niebezpieczeństwa postanowili się tam okopać. Ostatecznie trafili na Białoruś z objawami choroby popromiennej.
W tym samym materiał, rosyjski resort spraw nadzwyczajnych postanowił - nieco cynicznie, znając Rosjan - napisać:
Prosimy o zachowanie spokoju i nie wpadanie w panikę.
Spokojnie, tym razem nie udało się. Rosja ma to do siebie, że kompletnie nie przejmuje się losem swoich obywateli. Tam żyje się według zasady "Ludiej u nas mnogo" (U nas jest dużo ludzi), co jasno wskazuje na podejście do ponoszenia osobistej ofiary i własnego bezpieczeństwa ogółem. Tam wychodzi się z założenia, że Rosjanie każdego biją na głowę pod kątem ludności. Całemu NATO rady nie dadzą.
Jak dobrze, że Internet pamięta zawsze
Internet - dzięki takim stronom jak Wayback Machine - pamięta niemal zawsze. Jeżeli zostawiliśmy coś w Sieci na niewielką chwilę, to albo boty, albo ktoś za nas zrobił tzw. "mirrora" i nawet, jeżeli oryginalna treść wyparuje, zwyczajnie da się to odzyskać. A wtedy jest głupio.
Natomiast powyższa akcja, najniższych możliwych lotów zresztą - była obliczona na wywołanie strachu w nas. Wiecie, ktoś by w końcu zacytował tamtejsze ministerstwo, wywołał panikę w Polsce lub w innym kraju Sojuszu Północnoatlantyckiego. A potem zajadał popcorn patrząc na to, jak kupujemy masowo benzynę i robimy zapasy. Przecież w ten sposób już nas "zrobiono", już był taki moment, że w bankomatach brakowało pieniędzy, a na stacjach - paliwa.
Ale po Rosjanach nie spodziewam się niczego szczególnie wyrafinowanego. To naród, który operuje jedynie na prostych lękach, wcale nie myśli zachodnimi kategoriami i jak widać - po prostu się nie popisał. Chociaż... nie zdziwiłbym się, gdyby takie właśnie zabiegi nie powodowały masowej histerii wśród społeczeństw zachodnich. A szczególnie, wśród ludności Ukrainy, która obawia się użycia taktycznej broni jądrowej. Jakkolwiek jest to nieprawdopodobne, to pamiętajmy iż pół roku temu wielu Ukraińców nie myślało o pełnoskalowej wojnie kinetycznej na własnym terenie.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu