Militaria

Rosja uderzyła „pociskiem hipersonicznym”..., ale raczej w swoją stopę

Krzysztof Kurdyła
Rosja uderzyła „pociskiem hipersonicznym”..., ale raczej w swoją stopę
Reklama

Media obiegła informacja o tym, że Rosjanie pokazali swoje „wielkie możliwości” i uderzyli w jeden z magazynów broni armii ukraińskiej hipersonicznym pociskiem Ch-47M2 Kindżał. Problem w tym, że to nie „TA” hipersoniczna broń, nad którą wszystkie potęgi militarne dziś pracują...

Propaganda i/lub desperacja

O tym, że na terenie Ukrainy użyto broni hipersonicznej z dumą poinformowało rosyjskie wojsko. Jednak zarówno cel ataku, jak i forma podania tej informacji wskazują, że jest to tylko tania zagrywka typu „psyops”, być może połączona z desperacją wynikającą z kurczącej się liczby innych pocisków precyzyjnych.

Reklama

Dlaczego psyops? Od czasu ostatniej chińskiej próby z bronią hipersoniczną, o tym temacie znów zrobiło się bardzo głośno. Większość mediów opisała „broń hipersoniczną” jako wunderwaffe zmieniające zasady militarnej gry. Ale skoro coś poszło w świat, Rosjanie mogli chcieć wykorzystać to, dla zastraszenie zachodnich społeczeństw. Problem w tym, że to nie o tego typu „hipersonikę” chodziło, do czego za chwilę wrócimy.

Żeby było zabawniej,  źródło rosyjskie opatrzyło swoją informację nagraniem z drona, na którym jakiś pocisk uderzył w budynek, niszcząc go całkowicie. Internauci dość szybko zidentyfikowali to miejsce jako fermę kurczaków położoną na wschodniej Ukrainie. Cóż, to kolejne dziwaczne zagranie, które wyszło Rosjanom, jak większość rzeczy w tej wojnie, fatalnie.

Czy Kindżał to „TA” broń hipersoniczna?

Kindżał jest rakietą krótkiego zasięgu typu powietrze-ziemia, bazującą konstrukcyjnie na używanym już w tej wojnie, ale wystrzeliwanym z ziemi, Iskanderze. Obie te konstrukcje potrafią, jak większość rakiet osiągać w pewnym fazach lotu prędkości hipersoniczne, a w ograniczonym zakresie manewrować (stąd nazywane są czasem quasi-balistycznymi lub aerobalistycznymi). Dzięki temu są trudniejsze do powstrzymania przez nowoczesne systemy OPL. Kindżał z racji sposobu wystrzeliwania jest trochę szybszy i ma większy zasięg.

Czy są to zaawansowane systemy rakietowe? Jak najbardziej, ale i bez przesady. Czy należą do tej grupy hipersonicznego wunderwaffe, o którym ostatnio zrobiło się głośno? Absolutnie nie. Broń hipersoniczna, w nowoczesnym rozumieniu tego pojęcia, to pociski dalekiego zasięgu klasy HGV (hypersonic glide vehicles) lub HCM (hypersonic cruise missiles) i ewentualnie ich kombinacjach, potrafiące utrzymać prędkości hipersoniczne przez większość, długiego lotu.

Te pierwsze są wynoszone na dużą wysokość, często w przestrzeń kosmiczną przy pomocy klasycznych rakiet. Tam zostają zrzucone i wchodząc w atmosferę, osiągają prędkości znacznie powyżej 5 Mach (Amerykanie testowali >20 Mach), jednocześnie dzięki właściwościom aerodynamicznym są w czasie lotu w stanie wykonywać manewry. Całość tworzy system o bardzo dużym zasięgu (HGV potrafią „odbijać się” od gęstszych warstw atmosfery na zasadzie puszczania „kaczek” na wodzie) i ogromnych prędkościach.

HCM są z kolei pociskami, które mają poruszać się z prędkościami hipersonicznymi na niższych wysokościach. Żeby to było możliwe (gęstsza atmosfera), muszą być budowane z zastosowaniem zasilanych naddźwiękowo wpadającym powietrzem strumieniowych silników typu ramjet lub scramjet. Nie są ani tak szybkie, ani tak manewrowe jak HGV, ale mogą teoretycznie przenosić większe ładunki.

Kindżał czy Iskander to trochę takie stuningowane rakiety balistyczne, które choćby z racji krótkiego zasięgu i możliwości śledzenia urządzeń wystrzeliwujących (wyrzutnie kołowe / MiG-31) nie mają możliwości wykonania zaskakującego uderzenia z pominięciem zaawansowanych i rozbudowanych systemów OPL, na skalę strategiczną, a to obiecują wspomniane odmiany nowoczesnej „hipersoniki”.

Reklama

Hipersoniczny strachy na lachy

Kindżała technicznie trzeba się obawiać mniej więcej w takim samym stopniu, jak Iskandera. A biorąc pod uwagę, że Rosjanie mają ich bardzo niewiele, nie jest to broń, która może coś zmienić w sytuacji na Ukrainie. Przy hipotetycznym konflikcie z NATO, jej znaczenie będzie jeszcze mniejsze.

Jeśli natomiast zastanawiacie się, czy należy bać się w takim razie broni hipersonicznej HGV/HCM, to moim zdaniem jest na to za wcześnie. Istnienie skutecznych rakiet tego typu jest na dziś bardzo wątpliwe. Chińskie DF-17 ładnie prezentują się na paradach, ale dowodów na ich skuteczność nie widać. Większość specjalistów powątpiewa w ich zdolność precyzyjnego rażenia celów. Jak trudny to temat pokazała ostatnia próba innego chińskiego pocisku hipersonicznego, wynoszonego przez rakietę z rodziny Chang Zeng, który rozminął się ze swoim celem o około... 30 km.

Reklama

Nie oznacza to oczywiście, że można sobie odpuścić uczestnictwo w tym wyścigu. Stany Zjednoczone już pracują nad mobilizacją swojego przemysłu, aby prace nad tym zagadnieniem przyśpieszyć. A jest co robić, trzeba zaprojektować zarówno skuteczne pociski, jak i kolejną generację OPL, zdolną je odpowiednio wcześnie wykryć i zwalczyć. Stąd Amerykanie budują swoją wojskową konstelację satelitarną.

A Rosjanie? Rosjanie chwalą się posiadaniem pocisków Avangard (HGV) oraz Cyrkon (HCM). Jednak podobnie jak z Chińczykami, dowodów na ich skuteczność nie ma, a w ich prasie specjalistycznej pojawiały się głosy, że ich produkcja seryjna albo nie wystartowała, albo to, co dotarło w śladowych ilościach sprawia problemy.

Można by jeszcze wspomnieć, że efektywne użycie takich pocisków (nawet Kindżała) zgodnie z ich przeznaczeniem, wymaga wysoce sprawnego systemu świadomości sytuacyjnej, ale po co kopać leżącego. Tak czy inaczej, jeśli do tak nagłośnionego medialnie ataku użyto zmodyfikowanego Iskandera, to tylko potwierdza, że pogłoski o problemach z rosyjskiej nowoczesną hipersoniką zawierają wiele prawdy.

Nie popadajmy więc w paranoję przed nie wnoszącym wiele na pole walki Kindżałem. W tej wojnie jego celem była próba „porażenia psychologicznego”. Nie powinniśmy dawać Putinowi satysfakcji z tego, że udało mu się przestraszyć świat „zachodu” filmem z uderzenia w jakiś kurnik.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama