Świat

Jak radzą sobie Mapy Google na wojnie? Rosja właśnie sprawdza

Jakub Szczęsny
Jak radzą sobie Mapy Google na wojnie? Rosja właśnie sprawdza
Reklama

Czy Mapy Google mogą być przydatne w trakcie prowadzenia wojny? Oczywiście. I wykorzystywali to Ukraińcy, którzy identyfikowali przemieszczające się kolumny wojskowe poprzez obserwację raportowanego natężenia ruchu przez telefony które stały w korku (telefony obywateli Ukrainy, którzy stali w korku przez kolumny wojskowe Rosjan). Wtedy wystarczyło tylko odpowiednio potraktować najeźdźcę. Z Map Google skorzystali jednak Rosjanie - niestety skutecznie.

Nowe technologie na wojnie to nie jest nowy temat - wojny zawsze były momentami, w trakcie których postęp cywilizacyjny wystrzeliwuje do przodu. Trzeba jednak wiedzieć również o tym, że technologie konsumenckie - już obecne i wdrożone, mogą być przydatne dla wojskowych, również najeźdźców. Wczoraj, przemierzając Twittera - medium, które daje mi najwięcej kontroli nad tym, co widzę (a obecnie, filtrowanie informacji jest bardzo trudne) - znalazłem bardzo niepokojące doniesienia. Kijów został wręcz naszpikowany znacznikami, które wskazują na firmę "Edemus". Miały one wskazywać miejsca, na które należy dokonać ataku rakietowego.

Reklama

Firma Edemus to... zakład pogrzebowy działający na Ukrainie. Sprawdzając Wayback Machine, jest to jak najbardziej prawdziwy biznes, będący obecny w Internecie od 2011 roku. Nie ma tutaj więc mowy o tym, że biznes jest fałszywy. Wykorzystano jednak pewne ułomności algorytmów, które sprawdzają zgłoszenia. Jeżeli zmiany do Map Google są wprowadzane przez wiele kont lub raport pochodzi od przewodnika o wysokich notowaniach - istnieje większa szansa, że konkretne informacje zostaną zaadaptowane i opublikowane. Pryncypia działania map giganta zostały brutalnie wykorzystane. Jako "Edemus" wskazywano takie miejsca jak obiekty kulturalne, szpitale, przedszkola, szkoły i wiele innych miejsc istotnych do działania Kijowa jako stolicy.

Jakub Putyło, mój drogi kolega z pracy również alarmował o punktach "Edemus". Bazując na jego wiadomości, postanowiłem powiadomić więcej osób o zagrożeniu. Oznaczyłem również oficjalne konta Google, Google Maps oraz konto należące do Adama Malczaka odpowiadający za komunikację ze strony Google w naszym kraju.

Post szybko zyskał duże zainteresowanie wśród innych użytkowników Twittera. Na stronach społeczności Google, wiele osób wskazywało na ten problem. Gigant został wręcz "zalany" wiadomościami dotyczącymi podejrzanych punktów na mapie Kijowa.

Udało się. Punkty Edemus zostały usunięte. Map na terenie Ukrainy nie można edytować

Potężne zaangażowanie ze strony społeczności opłaciło się. Ogromny opór ze strony internautów zaowocował tym, że Google przyjrzało się problemowi i usunęło punkty Edemus. Adam Malczak z Google przekazał dzisiaj informację o tym, że udało się wyłączyć możliwość edycji punktów oraz dodawanie nowych. To świetna decyzja, podjęta w porę - a także wyraz wsłuchiwania się w głos społeczności. Google, Adamie - dziękuję.

Globalny opór. Putin nie ma łatwej drogi w inwazji

Cały świat patrzy na wydarzenia na Ukrainie. Inwazja Rosji zszokowała cały świat zachodu - w mediach rosyjskich, sterowanych przez tamtejsze władze, Ukraińcy są ukazywani jako faszyści oraz bandyci. Rosję wskazuje się jako wybawcę, który jest witany kwiatami, wiwatami. Tak nie jest. Miasta Ukrainy są niszczone i plądrowane. Do Europy docierają doniesienia o gwałtach na Ukrainkach, które nie zdołały uciec z kraju.

To ogromna tragedia. W tym momencie media w Polsce i na świecie zalewane są fake newsami. Poza wojną kinetyczną, dzieje się również ta w infosferze. Polaków straszy się możliwością wystąpienia katastrofy nuklearnej, mówi się o nieprawdziwych przywilejach dla uchodźców, żeby nas antagonizować oraz przemyca się komunikaty, wedle których Rosjanie miażdżąco wygrywają z Ukrainą - by osłabić morale.

Jeszcze raz - serdecznie dziękuję Google oraz Adamowi Malczakowi. Wasza interwencja wiele znaczy.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama