Oczyszczacze powietrza szturmem zdobywają rynek. Każdego roku sprzedaje się ich coraz więcej. Przybywa modeli i przybywa firm produkujących tego typu urządzenia. Idzie to w parze z fatalnymi wskaźnikami jakości powietrza, które każdej zimy stają się wręcz wizytówką naszego kraju. I w tym wszystkim finalnie pojawia się pytanie – jak w praktyce oczyszczacz powietrza wpływa na komfort życia. Mówiąc wprost – czy to coś daje?
Od razu na wstępie muszę podkreślić, że to czysto subiektywne obserwacje. Nie poprę ich żadnymi badaniami, testami syntetycznymi i wykresami. O tego typu rzeczach na AW zresztą pisaliśmy niejednokrotnie. Tutaj chciałbym głównie skupić się na osobistych przemyśleniach i wnioskach.
Od ubiegłej zimy w mojej sypialni stoi Sharp UA-HD60. To oczyszczacz ze średniej półki cenowej. Nie ma zdalnego sterowania smartfonem ani pilotem. Nie pokazuje poziomu cząsteczek PM 2.5 w powietrzu. Niemniej pod względem wydajności i efektywności pracy można go śmiało postawić obok wielu innych, nowoczesnych oczyszczaczy Sharpa. Ma bowiem zarówno funkcje filtrowania, jak i nawilżania i jonizowania powietrza. Słowem, wszystko, czego większość użytkowników potrzebuje.
Mamy tu kilka poziomów filtrowania:
- filtr wstępny – czyli po prostu siatka, która zatrzymuje kurz, sierść i inne duże zanieczyszczenia
- filtr węglowy – główny oręż do walki z nieprzyjemnymi zapachami oraz szkodliwymi substancjami w powietrzu
- filtr HEPA – na nim zatrzymują się te najmniejsze zanieczyszczenia. To nasza tarcza przed cząsteczkami PM 2.5
Dodatkowo mamy dedykowany filtr wbudowany w nawilżacz powietrza. Pozbywa się on z wody substancji, które mogłyby nam zaszkodzić.
Stoi w sypialni i co robi?
Oczyszczacz włączam głównie wieczorami – tuż przed położeniem się do łóżka. Jest tutaj fajna funkcja „Ion Shower”, czyli szybkie przewietrzanie jonizowanie powietrza w pomieszczeniu, którą zawsze włączam jakieś 30-40 minut przed przyjściem do sypialni. Wentylator wtedy wchodzi na najwyższe obroty, a system jonizujący Plasmacluster pokazuje pazury. Z czym walczy? Z grzybami, bakteriami i wirusami (na co Sharp ma papierek – udowodniono jego skuteczność w badaniach).
Sęk w tym, że zwykły użytkownik nie ma pojęcia, co eliminuje w jego sypialni taki oczyszczacz. Pewnie, gdyby zapytać przypadkowych ludzi na ulicy, czy mają w sypialni grzyby, zapieraliby się, że nie. Miało być bez badań, ale jednym się posłużę. Naukowcy z North Carolina State University wykazali, że nasze łóżka są bardziej zanieczyszczone niż legowiska szympansów. Zwierzęta bowiem w przeciwieństwie do ludzi przygotowują sobie codziennie nowe legowisko. A ludzie pościel wymieniają na ogół co kilka tygodni (choć zaleca się robić to przynajmniej co 1-2 tygodnie). Z badań wynikało, że przeciętnie kołdra zawiera ok. 20 tys. roztoczy. A to nie wszystko, bo wilgotne i ciepłe środowisko sprawia, że pod naszą kołderką panują doskonałe warunki dla rozwoju grzybów. Dodajcie do tego bakterie wędrujące z naszego ciała (przez pot, ocieranie). Brr…
I teraz wyobraźcie sobie, jak ścielicie łóżko i to wszystko podrywa się do lotu, a potem niczym odrzutowe myśliwce wlatuje przez nozdrza do płuc. Zresztą nie musi to się odbywać przy ścieleniu łóżka – codziennie w takich warunkach spędzamy 6-8 godzin. Konsekwencjami są na ogół alergie, choroby układu oddechowego, problemy ze skórą itd.
To mi przywodzi na myśl widoki z dzieciństwa, kiedy babcia nad ranem zawsze wietrzyła „na płocie” pościel z całego domu. Miała rację.
Niestety wiele osób płotu nie ma. A nawet jeśli to nie każdy ma czas i warunki, żeby codziennie wietrzyć pościel. Tutaj widzę pole do popisu dla oczyszczacza. Za każdym razem, gdy zmienialiśmy w łóżku pościel, oczyszczacz zaczynał swój koncert – diody na ekranie zmieniały kolor na czerwony i przez kilka(naście minut) pomieszczenie wypełniało się szumem. Podobnie sprawy się miały, gdy w nocy przerzucając się na drugi bok mocniej potrząsnąłem kołdrą. Czy chodziło tylko o kurz? Wątpię. Nie mam jednak za złe mojemu oczyszczaczowi, że w takich sytuacjach lubił sobie zaszumieć.
Koty w moim domu
Po jakimś czasie w okolicach, gdzie stoi oczyszczacz zaczęły się zbierać kępy kurzu (potocznie nazywano je kiedyś kotami). Kurzem obrastał też cały tylny panel. Konieczne zatem stało się regularne odkurzanie tego miejsca. Jednocześnie jednak był to dla mnie namacalny dowód, że oczyszczacz coś robi. To wszystko, co uzbierał w tym swoim kąciku prawdopodobnie mogło trafić do moich płuc.
Nie powiem, że dzięki temu przestałem ścierać kurze w sypialni – ciągle muszę to robić. Ale wydaje mi się, że jest ich trochę mniej. „Koty” nie zbierają się już też z drugiej strony łóżka – zawsze teraz znajduję je po tej stronie, gdzie stoi oczyszczacz.
Mój Sharp UA-HD60 posiada również czujnik zapachów. Co prawda w sypialni nie smażę kotletów ani nie rozpalam ognisk. Niemniej, kiedy zapominałem zamknąć drzwi, oczyszczacz często reagował na to, co działo się w kuchni. I słusznie, bo nie ma nic gorszego niż zapachy z obiadu w sypialni.
Czas trwogi
W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki czas, że ten się przeziębi. Jest to niezwykle trudny okres, bo partnerka przypomina sobie o tym, że obiecała przez cały tydzień pomagać mamie w ogródku, kot omija szerokim łukiem sypialnię i przestaje żebrać o jedzenie, a na platformach z zamawianiem jedzenia na wynos nagle pojawia się komunikat o braku dostaw pod twój adres. Walka o życie w takich okolicznościach może być naprawdę ciężka – szczególnie, gdy na termometrze zobaczymy wieszczące rychłe opuszczenie ziemskiego padołu 37 stopni Celsjusza. Jaka ulga ogarnia człowieka na myśl, że, na co dzień bezduszna maszyna okazuje się w takich okolicznościach jedynym przyjacielem.
Szczerze – nie mam pojęcia na ile to placebo, a na ile faktyczne działanie oczyszczacza. Niemniej w trakcie przeziębienia sypialnia była jedynym miejscem w mieszkaniu, gdzie w miarę sprawnie mi się oddychało. Wietrzenie przez okno w trakcie choroby jest kłopotliwe, bo z jednej strony potrzebujesz ciepła, a z drugiej musisz jakoś pozbyć się tego „nakichanego”, „nasmarkanego” i „nakasłanego” powietrza z domu.
Połączenie nawilżania, jonizacji i oczyszczania w takich okolicznościach okazuje się dawać pewną ulgę. Ciągła cyrkulacja powietrza ogranicza potrzebę częstego wietrzenia (co nie znaczy, że nie musimy tego robić wcale – o co to, to nie) i poprawia komfort oddychania. A przynajmniej takie miałem odczucia w swoim przypadku (hej, ale miało być osobiście, co nie?!).
Ludzie z Sharpa mówią o tym otwarcie, wskazując na wyniki badań, które dowodzą, że ich Plasmacluster ubija 90 proc. wirusów. Co ciekawe, na tej liście są też koronawirusy (podobne testy robiono już przy okazji SARS, a teraz je powtórzono).
Wiem, że nic nie wiem
Podobnie jak mój biblijny imiennik jestem niedowiarkiem i sceptykiem (nie mylić z fanem teorii spiskowych). Często jak czegoś nie zobaczę to nie uwierzę. I dlatego nie mogę napisać – kupujcie oczyszczacze, bo są skuteczne! Nie widziałem żadnego grzyba, którego mój Sharp pożerał, oblizując się ze smakiem. Co nie znaczy, że tego nie zrobił. Otóż z pokorą muszę przyznać, że czuję różnicę. Czuję ją w nocy, bo lepiej mi się śpi. Czuje ją moja partnerka, bo mniej chrapię odkąd jest z nami oczyszczacz. Czułem też różnicę w trakcie przeziębienia. Czuję ją na co dzień, dając się temu szarlatanowi wyszumieć do woli, bo wiem, że tylko na tym skorzystam.
Placebo? Nawet jeśli, to wolę się mylić w tę stronę – jedyne co w takim scenariuszu tracę to pieniądze.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu