Recenzja

Warmind zachwyca i rozczarowuje, ale samo Destiny 2 stało się lepsze

Artur Janczak
Warmind zachwyca i rozczarowuje, ale samo Destiny 2 stało się lepsze
3

Destiny 2 doczekało się w końcu kolejnego dodatku -Warmind (w naszym kraju StrategOS), a wraz z nim pojawiła się duża aktualizacja i trzeci sezon. Dzieło Bungie w końcu zmieniło się w coś lepszego, w coś, do czego warto wracać i poświęcać mu czas. Problem jest natomiast taki, że to nie do końca zasługa nowego DLC. Najciekawsze rzeczy są dostępne dla każdego posiadacza podstawowej wersji gry, a samo rozszerzenie daje nam mało nowości. Cieszę się jednak, że twórcy w końcu obrali jakąś drogę, choć łatwo nie będzie. Nareszcie mam powód, aby prawie codziennie włączać Destiny, tylko, czy Wy też będziecie mieli? Tutaj nie jestem przekonany.

Niby więcej, ale wciąż za mało

Warmind dodaje do całości kolejną planetę, Mars. To właśnie tam poznacie kolejne elementy fabuły i spotkacie się ze starym znajomym, Rasputinem. Okazuje się, że ta potężna sztuczna inteligencja wcale nie znajdowała się na Ziemi, a jedynie jej „część”. Serce, a raczej mózg tego tworu od dawna przebywał na czerwonej gwieździe planecie. Większość szczegółów przekaże Wam nowa bohaterka, Ana Bray, która jest interesującą postacią, choć jak to w przypadku Bungie bywa, jej potencjał nie został wykorzystany. Historia jest zamknięta w czterech krótkich misjach, które zajmą Wam dwie, góra trzy godziny. To niewiele czasu, aby w pełni przedstawić kogoś takiego, jak Bray. Zabrakło natomiast nowej rasy.

Inne wcielenie Hive nie robi na nikim wrażenia. Ot co, stary wróg w nowych szatach. Natomiast walka finałowa jest widowiskowa i mam nadzieje, że takich batalii będzie więcej w przyszłości. Warmind wydaje się trochę zapowiedzią czegoś więcej, czegoś, co nadejdzie, ale zakończenie podstawki również na to wskazywało, a potem dostaliśmy Klątwę Ozyrysa. Nie ma więc pewności, czy rzeczywiście ujawniono część wielkiego planu, który będzie czymś na miano The Taken King, czy to jedynie odrębna historia, która może swojego pełnego zakończenia nigdy nie otrzymać.

Dziwne problemy techniczne

Mars jest większy od Merkury, choć nadal nie można mówić o rozmiarze planet z podstawowego Destiny 2. Znajdziemy tam natomiast wiele ukrytych skarbów, artefaktów do odblokowania i kilka ciekawych widoków. Skuta lodem kraina, potrafi zachwycić swoim wyglądem. Szkoda tylko, że jest przy tym kompletnie niezoptymalizowana. Posiadacze PS4 narzekają na spadki animacji, które również występują na PC. Wcześniej zdarzyły się momenty, gdzie płynność nie była idealna, ale były krótkie i niezbyt uciążliwe.

Tutaj jest inaczej. Licznik FPS potrafił spaść poniżej 40, co do tej pory nie miało miejsca. Nawet obniżenie ustawień zbyt wiele nie pomogło. Nie chce mi się wierzyć, że to wina mojego sprzętu, bo na każdej planecie czy grając PvP, takich problemów nie mam. Biorąc pod uwagę podobne usterki na konsoli Sony, stawiam, że deweloper dał ciała. Nie winię tutaj tylko Bungie, bo za ten dodatek odpowiada również studio Vicarious Visions znane, chociażby za sprawą odświeżonej trylogii Crasha. Ciekawe, czy doczekamy się patcha, który to naprawi.

Walka z całą armią

Nowością Warmind jest Escalation Protocol (Protokół Eskalacji), którego można śmiało nazwać uproszczonym trybem hordy. Mamy określony czas na likwidację kolejnych fal wrogów. Nagrodę otrzymamy jednak dopiero wtedy, gdy ukończymy trzy poziomy. Żeby tego dokonać, należy wzmocnić swojego Guardiana do około 370 punktów mocy i znaleźć wystarczającą ilość chętnych, co niestety może okazać się problematyczne. Sam próbowałem ze swoim Warlockiem (345) i około 10-15 innymi graczami dotrzeć do końca i niestety zabrakło nam czasu. Podjęto trzy próby, efekt był zawsze taki sam. Twórcy nieco za wysoko ustawili poprzeczkę. Jeżeli Escalation Protocol może uruchomić praktycznie każdy na Marsie, to powinno być to bardziej przystępne.

Nawet jeżeli nie chcemy brać udziału, to po wyjściu z danego miejsca napotkamy wielką falę bardzo silnych przeciwników i zginiemy na darmo. Jaki jest w tym sens? Moim zdaniem lepiej by było to jakoś zablokować (pozdrawiam Runy z Taken King) i nieco zmniejszyć poziom trudności. Cieszy fakt, że dodano jakieś wyzwanie, ale w obecnej formie bardziej irytuje, niż zachęca do udziału. Nie ukrywam jednak, że skala całej operacji robi wrażenie, gdy ponad dziesięć osób zaczyna atakować dosłownie wszystkim. Jeden wielkie pokaz fajerwerków. Jak dojdzie do tego konkretny balans, to może być naprawdę przyjemnie.

Warmind kryje w sobie tajemnice

Miłym ukłonem dla weteranów serii jest ukryty lore, z którego udało się obecnie dowiedzieć, kim najprawdopodobniej był Exo Stranger. Postać towarzysząca nam w pierwszym Destiny. Jeżeli zaledwie w tydzień udało się coś tak ciekawego znaleźć, kto wie, czy inne rzeczy związane z fabułą nie czekają na tych najbardziej zaangażowanych. Mocno liczę, że jest tego jeszcze o wiele więcej. Zresztą, pod względem znajdziek Warmind mocno się wybija i zachęca do eksploracji i dłuższej zabawy. Kolekcjonerzy mają więc powód, aby siedzieć na Marsie i „lizać ściany”, aby odszukać jakiś skarb. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie jest to zadanie dla każdego i masa osób po prostu to zignoruje. Czegoś takiego mi brakowało w poprzednim dodatku.

Mamy więc misje fabularne, dodatkowe zadania, które nie grzeszą oryginalnością, Escalation Protocol i dużą ilość znajdziek. Jeżeli macie PS4 to czeka na Was jeszcze nowy szturm, reszta na razie musi obejść się smakiem. Dzięki Bungie! Tak w krótki sposób można opisać Warmind. Mnie to wystarcza, ale bądźmy szczerzy, dla większości to będzie dużo za mało. Dodatek w takiej cenie powinien oferować o wiele więcej. Oceniam tutaj samo DLC, ale Destiny 2 w obecnej formie jest lepsze niż kiedykolwiek. Wszystko za sprawa aktualizacji, która dodała:

- modyfikacje egzotycznych broni
- tryb rankingowy dla PvP
- nowe mapy dla Crucible
- możliwość tworzenia prywatnych meczów
- modyfikatory do Heroic Strike
- rozbudowane kółko emotek
- zwiększoną liczbę miejsca w Vault
- zwiększony maksymalny poziom bohatera (30LV) i mocy (385)
- naprawdę dużą ilość poprawek: bronie, granaty, PvP, Strikes, Raid

Kolejny dodatek to ostatnia szansa

Dodając to do Warmind mamy naprawdę pokaźną ilość zmian. Niby “Big, better, more Badass” i naprawdę jest co robić, ale docenią to przede wszystkim najbardziej zagorzali fani w tym ja. Co z reszta graczy? Ci mogą poczuć się zawiedzeni. Nie ma nowych aktywności na starych mapach, nie ma tej marchewki, która zachęciłaby Was do ciągłego siedzenia przy Destiny 2. Deweloper skierował się w stronę hardcorowców, a i tych wcale nie łatwo będzie zadowolić. Dzieło Bungie jest w tym momencie najlepszą wersją od swojej premiery, a i tak człowiek ma ciągle wrażenie, że twórcy łatają go trochę na oślep i nie mają pewności, jak zrobić, aby w końcu było dobrze.

D2 dostało dwa DLC, żadne z nich w pełni nie usatysfakcjonowało odbiorców. Zmiany poza nimi jak najbardziej na plus, ale to wciąż trochę za mało. Mecze 6 na 6 powinny się pojawić ogólnie, a nie tylko podczas danego wydarzenia. Warto by dodać coś do obecnych planet, pomyśleć nad zupełnie nowymi wyzwaniami i zastanowić się nad systemem walut. W sumie można zmienić, dodać lub wzbogacić naprawdę wiele elementów. Baza już jest, teraz potrzeba tej magicznej marchewki. Nowe DLC musi być czymś wielkim, czymś przełomowym, czymś jeszcze lepszym. Jeżeli bawimy się w to samo co z jedynką, to należy to wykonać jeszcze lepiej. W przeciwieństwie do poprzedniej odsłony tutaj trzeba jakiegoś przekształcenia. Tym miało być Destiny 2, ale nie wyszło. Czy są na to w ogóle jakieś szanse? Moja fanboyowa dusza mówi, że tak, ale będąc naprawdę szczerym, wątpię w to.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu