Recenzja

Recenzja The Order 1886. Przepiękna przygoda na jeden raz

Tomasz Popielarczyk
Recenzja The Order 1886. Przepiękna przygoda na jeden raz
6

Oto najładniejsza gra na konsole obecnej generacji. The Order 1886 wykrzesał ogień z PS4, ale również oczarował rozbudowanym, klimatycznym i niesamowicie wciągającym uniwersum. W połączeniu z dynamiczną rozgrywką, dużą liczbą interaktywnych cutscenek i wyrazistymi postaciami tytuł ten wydaje się być...

Oto najładniejsza gra na konsole obecnej generacji. The Order 1886 wykrzesał ogień z PS4, ale również oczarował rozbudowanym, klimatycznym i niesamowicie wciągającym uniwersum. W połączeniu z dynamiczną rozgrywką, dużą liczbą interaktywnych cutscenek i wyrazistymi postaciami tytuł ten wydaje się być strzałem w dziesiątkę. Czy rzeczywiście tak jest?

Oto Zakon...

...organizacja stojąca na straży stabilności Imperium Brytyjskiego, odpowiadająca przed samą królową i mająca dostęp do najbardziej nowoczesnych zdobyczy techniki (i ich autorów, jak Nikola Tesla). Zakon nie został stworzony do walki z ludźmi. Jego głównym celem są mieszańcy: lykanie (wilkołaki), wampiry i inne tałatajstwo panoszące się po świecie. Wcielamy się w jednego z rycerzy Graysona, znanego też jako Sir Galahad (członkowie organizacji przejęli imiona oraz tradycje po legendarnych rycerzach okrągłego stołu), i natrafiamy na spisek, który może zagrozić istnieniu kolonii brytyjskich na całym świecie, od Ameryki po Indie.

W trakcie krótkiej, bo trwającej ok. 6 godzin kampanii zwiedzimy całkiem sporo lokacji. Zaczniemy w wąskich uliczkach prowadzących do niebezpiecznych dzielnic Londynu, przespacerujemy się tutejszym metrem, wpadniemy na chwilę do szpitala dla obłąkanych, aby potem uskutecznić napad na sterowiec i wysadzić połowę miejskich doków. Rozgrywka jest tunelowa i nie istnieje możliwość wyboru alternatywnych ścieżek. Wszędzie jesteśmy prowadzeni niemalże za rączkę.

Towarzyszyć nam będą barwne i wyraziste postaci poboczne, na tle których główny bohater wypada momentami blado. Każda z nich jest na tyle dobrze wykreowana, by w ciągu tych kilku godzin, w trakcie których pojawia się na ekranie zdołał wywołać u nas pewne emocje. To ważne w tak mocno nastawionej na fabułę produkcji.

Twórcom udało się stworzyć fenomenalny setting. Nie jest to steampunk sensu stricte (sami pracownicy Ready at Dawn mocno odcinają się od tego nurtu, nazywając swoje realia neowiktoriańskimi), jednak widać wiele inspiracji. Samo osadzenie akcji w XIX-wiecznym Londynie za panowania królowej Wiktorii jest już wymowne. Nie brakuje przy tym wszechobecnych gadżetów, urządzeń i pojazdów, jak unoszące się nad miastem ogromne sterowce. Jednak autorzy poszli o krok dalej i dodali elektryczność, a w roli jednego z bohaterów pobocznych osadzili Nikolę Teslę. Krok ten pozwolił na dodanie nowych elementów, jak chociażby łączności radiowej, z której korzystają rycerze Zakonu.

Świat The Order 1886 jest obszernym miejscem, w którym spokojnie można zmieścić jeszcze wiele gier. Sam z ogromną ochotą zobaczyłbym tutaj rozbudowanego fabularnie wielowątkowego RPG-a. Samo zakończenie daje zresztą twórcom duże pole do popisu i jest jednoznaczną zapowiedzią pojawienia się części drugiej. Niemniej nie ukrywam, że sposób, w jaki ucięto historię mocno mnie rozczarował. Dodanie przynajmniej dwóch dodatkowych epizodów zamykających wszystkie otwarte wątki byłoby tutaj bardziej niż wskazane. Brakuje też trybu multiplayer, co sprawia, że gra po tych 6 godzinach zabawy nie ma już nic do zaoferowania. Trochę słabo w zestawieniu sięgającą 250 zł ceną.

Steampunkowi Marines

Rozgrywka dzieli się na etapy eksploracji oraz walki. Łatwo je rozpoznać po sposobie, w jaki porusza się nasz bohater. W tym pierwszym jest to powolny marsz/trucht, a zamiast celowania możemy przyglądać się przedmiotom. W drugim Gray jest znacznie bardziej żwawy i zwinny: ukrywa się za zasłonami, wykonuje przewroty by uniknąć granatów, a także potrafi aktywować specjalny tryb skupienia. Czas wówczas na krótko zwalnia a my przy użyciu podręcznego pistoletu/rewolwera możemy dziesiątkować przeciwników, strzelając w wybrane części ciała. Muszę jednak przyznać, że w trakcie gry nie korzystałem z niego zbyt często. W obu trybach mamy sporo do robienia. W niektórych misjach skradamy się i eliminujemy przeciwników po cichu, w innych łamiemy elektryczne zabezpieczenia lub otwieramy zamki, grając w proste minigry. Wszędzie porozrzucano również zdjęcia, gazety, listy i taśmy audio, które jeszcze skuteczniej budują klimat gry.

To wszystko jest przeplatane przez bardzo częste cutscenki realizowane z wykorzystaniem silnika gry. Granica między grą a przerywnikiem filmowym została tutaj zatarta na tyle, że nawet w trakcie oglądania musimy być czujni, bo gra może poinformować nagle o konieczności naciśnięcia określonego przycisku. To wszystko sprawia, że The Order 1886 nosi wiele znamion interaktywnego filmu i mocno na tym polu trąci produkcjami Telltatle Games. Mistrzostwem świata byłoby wprowadzenie tutaj dialogów i możliwości decydowania o dalszym przebiegu fabuły. Szkoda, że takich dodatków zabrakło.

Walka bardzo mocno przypomina tutaj to, z czym mieliśmy do czynienia m.in. w Gears of War. Bez korzystania z zasłon nie przetrwamy, a kluczem do sukcesu jest znalezienie odpowiedniego miejsca i prowadzenie ostrzału w taki sposób, by nie narażać się na kule przeciwników. Ci nie są jakoś szczególnie inteligentni i działają według pewnych schematów. Gdy długo nie wychylamy się zza zasłony, podchodzą bliżej, a nieatakowani cicho siedzą w ukryciu by potraktować nas serią z zaskoczenia. Co jakiś czas wyskakuje gość ze strzelbą i wówczas reszta stara się go osłaniać, by mógł podejść jak najbliżej i dwoma strzałami pozbawić nas złudzeń. Niekiedy natomiast wrogowie miotają granatami lub korzystają z karabinów termitowych (o których za chwilę), co sprawia, że starcia nabierają rumieńców.

Sir Galahad może jednocześnie mieć przy sobie po jednej sztuce broni krótkiej oraz długiej i granaty dwóch typów - odłamkowe oraz dymne. Dostępny arsenał jest dość satysfakcjonujący. Obok kilku typów karabinów (wraz ze snajperskim) mamy do dyspozycji granatniki, lance elektryczne rażące potężnym wyładowaniem prądu oraz broń termitową. Ta ostatnia to prawdziwy majstersztyk siejący spustoszenie w szeregach nieprzyjaciela. Wystrzeliwuje skondensowaną wiązkę aluminium i tlenku żelaza, które następnie trzeba podpalić za pomocą miotanej w alternatywnym trybie strzału flary.

Szczególnie istotną rolę odgrywają w tym wszystkim sekwencje Quick Time Event, których w grze zaimplementowano aż nadto. Każda bardziej dynamiczna scena lub walka z kluczowym przeciwnikiem wymaga od nas regularnego wciskania konkretnych przycisków w określonym czasie. W przypadku spóźnienia gra jest bezlitosna, bo kończy się to zazwyczaj śmiercią bohatera. Muszę przyznać, że ten duży nacisk na QTE momentami doprowadzał do frustracji. Twórcy mocno tutaj przesadzili.

Wzroku oderwać nie można

O oprawie graficznej już wspomniałem. To bez wątpienia najładniejsza gra, jaka powstała na konsole tej generacji. Bije nawet Ryse, który do tej pory był pewnym niedoścignionym ideałem. XIX-wieczny Londyn w produkcji Ready at Dawn wygląda niesamowicie. Z jednej strony jest to ponure, przytłoczone problemami związanymi z industrializacją i rewolucją przemysłową miejsce. Z drugiej centrum ówczesnego świata i miejsce rozkwitu technologii, nauki i kultury. Te elementy udało się połączyć w lokacjach, które odwiedzamy. Zaprojektowano je z należytą starannością i wypełniono atrakcjami. Same modele postaci również robią duże wrażenie. Rewelacyjnie wykonane twarze (szczególnie kobiece), posiadające ogrom detali pancerze rycerzy oraz stwory, które w The Order 1886 wyglądają równie odrażająco co realistycznie. Dzięki przepięknej grafice ten świat chce się łakomie pochłaniać i odnoszę wrażenie, że nawet po 12-godzinnej kampanii nie miałbym go dość.

Warto przy tym zaznaczyć, na jakim sprzęcie grałem w The order 1886, bo to również nie bez znaczenia. Od pewnego czasu stoi u mnie wypożyczony przez Sony telewizor Bravia W605B. Trzeba przyznać, że on również pokazuje tutaj pazurki - szczególnie mm tutaj na myśli fantastyczny kontrast w scenach rozgrywanych pod ziemią, gdy na ekranie jest dużo czerni.

Osobna kwestia to udźwiękowienie, które również stoi na wysokim poziomie. Mocna, klimatyczna muzyka dobrze wpisuje się w realia oraz doskonale buduje napięcie i mocniej angażuje nas w rozgrywkę. Efekty wybuchów i wystrzałów brzmią naturalnie i robią duże wrażenie (choć to też zasługa systemu ClearAudio+ w TV). Zresztą samą walkę pod tym względem wykonano bardzo fajnie. Zarówno bohaterowie jak i przeciwnicy informują siebie o zmianie magazynka itp., przeklinają gdy skończy się amunicja, a nawet rzucają groźby. Jedynie do dialogów można się przyczepić, bo w polskiej wersji językowej bywają sztuczne i nienaturalne. Wersja anglojęzyczna wypada pod tym względem o niebo lepiej. Myślę, ze gra by nic nie straciła na tym, gdyby przetłumaczono wyłącznie napisy.

W sam raz na raz

Uwielbiam steampunk, a The Order 1886 ma w sobie to, co najlepsze z tego nurtu (choć sam paradoksalnie stricte steampunkową produkcją nie jest). Rewelacyjnie wykreowane, kompletne i obszerne realia to jeden z największych atutów tej gry i warto w nią zagrać chociażby po to, by tego zasmakować. Drugim polem, na którym tytuł ten nie daje szans konkurencji, jest przepiękna i ciesząca wzrok od samego początku do końca grafika.

Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że potencjał drzemiący w tej grze został zmarnowany. Krótka kampania wypełniona QTE i cutscenkami, brak multiplayera - to elementy, które sprawiają, ze o The Order 1886 bardzo szybko zapomnimy. Co więcej historia kończy się nie tylko w złym momencie, ale również w rozczarowujący sposób. Szkoda, bo chciałoby się zanurzyć w tym świecie na znacznie dłużej niż dwa wieczory.

Paweł Winiarski:

The Order 1886 to tytuł, który trzeba sprawdzić - choć może niekoniecznie teraz i w pełnej cenie. Kampania jest spójna, choć krótka i pozostawia pewien niedosyt. Głównie za sprawą swojej długości, bo mi akurat zakończenie bardzo przypadło do gustu. Jednoznacznie zapowiada kontynuację, a tej nie mogę się już doczekać. Bawiłem się naprawdę świetnie, a w niektórych momentach szukałem szczęki na podłodze. Ta gra wygląda przepięknie, fenomenalnie, niesamowicie - zrywa czapkę, wysadza z kapci, miażdży i gniecie…no dobrze, trochę popłynąłem. To najładniejsza konsolowa gra tej generacji i Ryse może jej czyścić buty. Majstersztyk. Niestety boli brak swobody i wszechobecne scenki przerywnikowe. Czasem chciałoby się po prostu pozwiedzać lub wziąć sprawy w swoje ręce zamiast wychylać gałkę w wyznaczoną stronę lub wciskać kwadrat w określonym momencie. Setting i dbałość o szczegóły oczarowują, a sama historia jest naprawdę niezła - przypomniała mi filmy z serii Underworld. Osobiście dałbym oczko wyżej niż Tomek, bo The Order 1886 to dla mnie kolejna produkcja, która zaciera granice między grą a filmem. Teraz pozostaje już tylko czekać na Uncharted, bo jeśli mające na koncie przenośne gry na PSP studio było w stanie wykrzesać takie cuda z PS4, to Naughty Dog zmiecie wszystko, co widzieliśmy do tej pory.

Grzegorz Marczak:

Dla mnie The Order 1886 to byłoby mocne 7/10 gdyby nie ta cena. Zgadzam się z tym co napisał wyżej Paweł, ale do ceny gry trzeba się odnieść. Gry konsolowe są bardzo drogie - decydują się więc na grę w pełnej cenie powinniśmy oczekiwać rozrywki na długie wieczory a nie na 2-3 rozgrywki. Tym bardziej, że The Order mi się podobał i chętnie pograłbym dłużej - niestety autorzy postanowili dość szybko wprowadzić scenę finałową, która w dość irytujący sposób kończ grę. Czy będzie coś więcej ? Może darmowe DLC które uratuje studio przed totalnym wyklęciem przez graczy? Osobiście w to nie wierzę ale zawsze jest nadzieja. Na koniec przypomnę, że przeszedłem grę w jeden wieczór i zajęło mi to ok 6h.

--
Dla pełnej jasności : Trwająca kampania reklamowa The Order 1886 w postaci reklamy typu display na Antyweb nie ma związku z powyższą recenzją ani opiniami w niej zawartymi.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu