Druga część przygód celtyckiej wojowniczki to produkcja zrealizowana ze znacznie większym rozmachem. Czy to jednak nie sprawiło, że utraciła swój urok i świeżość, które tak mocno przyczyniły się do sukcesu jedynki?
Recenzja Senua's Saga: Hellblade II. Obłędny klimat i historia godna mitu
Hellblade II to jedna z najważniejszych tegorocznych premier Microsoftu. Tym bardziej dziwi zatem, jak żałośnie wręcz jest ta produkcja promowana przez firmę. Marketing i komunikacja wręcz leżą i kwiczą. Czyżby producent nie wierzył w sukces swojej gry? A może to efekt ostatnich cięć budżetowych? A może firma wychodzi z założenia, że druga część historii Senuy i tak się nie sprzeda, bo będzie dostępna w Game Passie, więc po co ją promować? Tak czy owak jest to dla mnie niezrozumiałe.
Polecamy na Geekweek: Kolejne lotniska w Europie znoszą limit płynów. Już od 1 czerwca
Pierwsza część Hellblade wydawała się historią zamkniętą. Gra opowiadała o celtyckiej dziewczynie, wojowniczce chorej na psychozę, która próbuje ocalić duszę ukochanego rzucając wyzwanie bogom. Jednocześnie jednak jest to niezwykła podróż głównej bohaterki ku zaakceptowaniu siebie i pogodzenie z przeszłością.
W Hellblade II Senua staje w sprawie większej niż ona sama. Chce powstrzymać nordyckich najeźdźców, którzy porywają ludzi z jej rodzinnej krainy. Daje się więc sama porwać, aby w ten sposób dotrzeć do źródła zła. W ten sposób trafia na Islandię, gdzie, jak się okaże, będzie musiała znowu stawić czoła istotom znacznie potężniejszym od ludzi… a także samej sobie i swojemu cieniowi.
Historia godna mitu
Przyznam szczerze, że początek historii wydał mi się lekko naiwny, ale im dłużej grałem w Hellblade II tym bardziej byłem w stanie wczuć się w tę opowieść, zrozumieć intencje bohaterów – a tych wreszcie pojawia się w grze więcej i nie są oni jedynie głosami rozmawiającymi z Senuą (choć i tych nie brakuje). Przejście całości zajmuje ok. 8 godzin, co nie powinno być zaskoczeniem dla fanów jedynki. Jednocześnie ten czas jest właściwie wypełniony po brzegi intensywnym i aktywującym wszystkie zmysły doświadczeniem. Choć przyznam, że elementy eksploracyjne momentami wydawały się nieco przeciągnięte na siłę – podobnie zresztą jak poukrywane w świecie gry opcjonalne „znajdźki”.
Charakterystycznym elementem pierwszej części była psychoza głównej bohaterki, którą twórcy odwzorowali we współpracy z psychiatrami i psychologami, tworząc niezwykle realistyczny i niepokojący wręcz obraz choroby. Nie inaczej jest i w tym przypadku – głosy (Furie) w głowie Senuy właściwie nie przestają rozmawiać. Gracz jest zatem świadkiem wszystkich emocji dziewczyny – zwątpienia, lęku, obaw, gniewu, przerażenia i wielu innych.
Co prawda nie ma tutaj już efektu świeżości i zaskoczenia, który towarzyszył jedynce, ale i tak robi to piorunujące wrażenie. Psychoza Senuy jest bowiem tutaj też inna – jakby okiełznana i w pewnym stopniu kontrolowana przez bohaterkę. To wcale nie oznacza uzdrowienia, a raczej większą świadomość siebie i możliwość wykorzystania swojego stanu w celu osiągnięcia własnych celów. Muszę przyznać, że twórcom udało się to oddać wręcz perfekcyjnie.
Rozgrywka opiera się na eksploracji, rozwiązywaniu zagadek oraz walce. Pierwszy z elementów jest ograniczony do minimum, bo świat gry został zamknięty i ograniczony do wąskich korytarzy, z których ewentualnie możemy co jakiś czas zboczyć, aby odnaleźć totemy opowiadające historie luźno powiązane z głównym wątkiem. Zagadki w grze są nietuzinkowe, ale raczej proste i niewymagające. Część z nich oparto na tym samym mechanizmie co w jedynce – musimy w świecie gry znaleźć wskazane kształty, aby odblokować pieczęć. Inne polegają na manipulowaniu otoczeniem i odnajdywaniu kul, które musimy przynieść do ołtarza. Generalnie nie jest to nic szczególnie pomysłowego i odkrywczego, więc z czasem zagadki w Hellblade II trochę mnie zaczęły męczyć.
Pewnych zmian i ulepszeń względem poprzedniej odsłony doczekała się walka, która była krytykowana za monotonię i powtarzalność. Osobiście byłem fanem tego elementu. Tutaj starcia są równie widowiskowe co nieprzewidywalne – wykonanie uniku w idealnym momencie czy sparowanie ciosu jest nie lada wyzwaniem. Sami przeciwnicy też stali się bardziej zróżnicowani i wymagający – atakują na różne sposoby, robią skuteczne uniki, a niektórzy nawet plują ogniem.
Tradycyjnie w większości przypadków przyjdzie nam walczyć z kilkoma na raz – ale twórcy poszli tutaj na łatwiznę i rzucają ich na główną bohaterkę po kolei. Co koniec końców nie stanowi większego wyzwania. Generalnie walka dalej nie posiada jakiejś szczególnej głębi i stanowi raczej dodatek do całości, ale jest zauważalnie bardziej intensywna i emocjonująca.
Przepiękna oprawa graficzna
Piorunujące wrażenie w Hellblade II robi oprawa graficzna. Grę oparto na silniku Unreal Engine 5, a krajobrazy Islandii tworzono w oparciu o prawdziwe lokacje. Rezultaty zapierają dech w piersi, choć trzeba przyznać, że w większości przypadków nie jest to malownicza, urzekająca Islandia z pocztówek, a surowy, niebezpieczny i skalisty krajobraz pozbawiony śladów życia, spowity we mgle lub tonący w strugach deszczu. W rezultacie Islandia w Hellblade II staje się dodatkowym budulcem ciężkiego i duszącego nastroju gry.
Modele postaci prezentują się poprawnie. Oczywiście największy nacisk położono tutaj na dopracowanie do granic możliwości mimiki głównej bohaterki, do czego wykorzystano framework MetaHuman od Epic Games.
Niestety ceną za tę widowiskowość jest niestety zaledwie 30 kl/s na Xboksach Series X. Twórcy tłumaczą to filmowym doświadczeniem. I faktycznie rezygnacja z jakiegokolwiek interfejsu (pasków życia itd.) oraz płynne przejścia między rozgrywką a przerywnikami sprawiają, że czujemy się jakbyśmy oglądali interaktywny film. Jednak doświadczenie to nabiera zupełnie nowego wymiaru na PC, gdzie gra wygląda i działa po prostu fenomenalnie.
Udźwiękowienie jest tutaj wisienką na torcie. Głosy Furii nagrano bowiem techniką binauralną, więc gra w słuchawkach sprawia, że dosłownie słyszymy, jakby ktoś nam naprawdę szeptał do ucha. Zresztą cała reszta efektów jest równie spektakularna i doskonale wykorzystuje technologię dźwięku przestrzennego. Odgłosy otaczają nas z każdej strony - kiedy to możliwe, niepokoją, a kiedy konieczne - bombardują.
Za muzyką stoi natomiast folkowy zespół Heilung, który doskonale wpisuje się w islandzkie realia. Utwory rozbrzmiewające w tle są doskonałym dopełnieniem rozgrywki oraz przerywników filmowych. A niektóre brzmienia wywołują wręcz dreszcz na plecach swoją wzniosłością.
Podsumowanie
Senua's Saga: Hellblade II to godny następca jedynki. Grze nie zaszkodził większy rozmach, a twórcy dobrze wykorzystali dodatkowe środki, skupiając się na wykreowaniu przekonującego klimatu i dopracowując elementy, które szwankowały w jedynce. W rezultacie powstała gra, która nie jest rewolucyjna względem tego, co widzieliśmy poprzednio, ale godnie kontynuuje obrany wówczas kierunek i robi pewne rzeczy po prostu lepiej, ładniej i bardziej widowiskowo.
Nie ma tutaj niestety już tego powiewu świeżości, którym zaskoczyła część pierwsza. Mniejszy nacisk na elementy mistyczne i psychodeliczne eskapady w otchłanie umysłu Senuy przekłada się też na bardziej przyziemny nastrój. Bohaterkę zaczęli otaczać inni ludzie, a motywy jej działania zaczęły być trochę oklepane i wyświechtane. Nie wyszło to całej produkcji na dobre, ale z drugiej strony odzwierciedla to trochę rozwój bohaterki, która w poprzedniej grze porzuciła swój mrok (co nie znaczy, że zrobiła to zupełnie i kompletnie – co to, to nie), by tutaj zmierzyć się z czymś większym i ważniejszym od niej samej.
I tu pojawia się trochę zgrzyt, bo Hellblade było wypełnione halucynacjami, metaforami i brakiem dosłowności. Historia stwarzała pole do interpretacji, a przede wszystkim skupiała się na wewnętrznej walce głównej bohaterki. Tutaj ta psychoza Senuy staje się trochę bardziej dodatkiem do opowiadanej historii, a osadzenie całości w prawdziwej krainie z prawdziwymi ludźmi odziera ją z tego psychodelicznego charakteru. Zamiast tego mamy mit Senuy - bohaterki i przywódczyni (a rola ta niekoniecznie do niej pasuje). Tym samym jest to inny Hellblade niż jedynka. Czy gorszy? Dla mnie chyba tak, bo mniej spójny w tej narracji.
Niemniej warto dać szansę Hellblade II, bo jest to doświadczenie wyjątkowe i intensywne, a w dodatku zrealizowane z większym rozmachem i ubrane w przepiękną oprawę. Szkoda jednak, że tak krótkie.
- Historia, która równie dobrze mogłaby być nordycką legendą
- Niepowtarzalny klimat i postać głównej bohaterki
- Walka
- Oprawa graficzna zwala z nóg, a udźwiękowienie jest magiczne
- Zagadki są kiepskie i nudne
- Panuje tu zupełnie inna atmosfera niż w jedynce
- Mogłaby być jednak trochę dłuższa
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu