Recenzja

Rage 2 to połączenie Mad Max z marką Quake, które może się spodobać

Artur Janczak
Rage 2 to połączenie Mad Max z marką Quake, które może się spodobać
4

Osiem lat. Dokładnie tyle trzeba było czekać na drugą odsłonę Rage. Tym razem nad grą sprawowały pieczę dwa studia: Avalanche Studios i id Software. Co wyszło z połączenia tych sił? Całkiem przyjemny i kolorowy FPS w otwartym świecie. Produkcji daleko do ideału, ale ma w sobie to coś, co przykuwa człowieka do ekranu. Nie chodzi o fabułę, o wspaniałe lokacje, czy zapierającą dech w piersiach oprawę. Największym atutem tego tytułu jest przyjemność ze strzelania, a to w zupełności wystarczy, aby zatracić się w Rage 2.

Rage 2: kolory, neony i dużo krwi

Rage nie zawojował rynku. Pierwsze oceny i opinie dotyczyły głównie problemów technicznych i niespełnionych obietnic. Pamiętam, jak ludzie byli wielce zawiedzeni, gdy okazało się, że gra wcale nie jest RPG-iem z otwartym światem. Tutaj zawinił deweloper, wydawca i dział PR, którzy trochę sugerowali, że tytuł będzie takim lepszym Falloutem. Oczywiście, materiały promocyjne pokazywały postapokaliptyczny świat, dużo strzelania i wyścigi Mad Maxowymi pojazdami.

Dość szybko złapałem bakcyla i czekałem do premiery. Kiedy już dorwałem swoją kopię, to nie mogłem się oderwać. Wspaniała oprawa, przyjemne strzelanie, surowy klimat, brutalny świat i wiele więcej. Fabuła była po prostu dobra i spełniła swoją funkcję. Rage idealnie trafił w mój gust. Mimo, iż byłem zadowolony, to nie wierzyłem, że kontynuacja kiedykolwiek powstanie. Najwidoczniej gra sprzedała się dobrze, dzięki czemu ktoś dał zielone światło dla nowej odsłony. Dwójka jest pod wieloma względami inna. Pewne elementy zachowano, drugie rozbudowano, innych się pozbyto, ale to nadal Rage.

Powrót na stare śmieci

Akcja została osadzona trzydzieści lat po wydarzeniach z oryginału. Świat się zmienił, choć nadal przypomina postapokaliptyczną krainę, to teraz jest pełen kolorów, neonów i pięknych zachodów słońca. Gracz wciela się w Walkera — może być mężczyzną lub kobietą — którego zadaniem będzie zgładzenie Generała Crossa będącego przywódcą Władzy. Po zniszczeniu bazy protagonisty mamy jasny obraz na główny wątek. Szybko dowiadujemy się, że w pojedynkę nie uda się unicestwić naszego nemezis. Trzeba znaleźć sprzymierzeńców, którzy przyczynią się do wznowienia prac nad tajemniczym projektem Sztylet.

Bez tego szanse na wygraną są wręcz zerowe. Tak w skrócie można opisać fabułę Rage 2. Nie będę ukrywał, że Wiedźmin 3 to nie jest, ale chyba nikt nie oczekiwał wzniosłej i wielopoziomowej historii prawda? Odbiorca musi mieć silny powód, aby iść naprzód. Nienawiść i chęć pokonania Generała Crossa w zupełności wystarczą. Gość od samego początku robi wszystko, aby czuć do niego jedynie negatywne emocje. Zanim jednak do niego przyjdziecie, będziecie musieli przejechać wiele kilometrów, a droga będzie usłana trupami. Jakkolwiek sadystycznie to brzmi, w Rage 2 zabijanie wrogów to czysta poezja.

Headshoty dawno nie były tak satysfakcjonujące

Dokładne opisanie tego, dlaczego w danej grze strzelanie jest przyjemnie to dość trudne zadanie. Wiele czynników składa się na tę “przyjemność”. Zaczynając od zachowania broni, poprzez jej animacje, wszystkie dźwięki, efekt trafienia w cel, zachowanie celownika po dotarciu do przeciwnika, kończąc na reakcji oponentów na otrzymane obrażenia. Gdyby to było to takie proste, to każdy FPS oferowałby podobne wrażenia, a wcale tak nie jest. Na przestrzeni lat mogę wymienić kilka tytułów, które wprowadziły nową jakość w tej dziedzinie: Quake 3, Half-Life 2, Halo, Call of Duty 4: Modern Warfare, CS:GO, Bulletstorm i Destiny. Choć poprzedni Rage był świetny, to samo pakowanie ołowiu we wrogów aż tak dobre, jak w dwójce, nie było.

Tutaj walka z jakimkolwiek oponentem mocno zachęca do naciskania spustu, a kiedy trafimy w głowę i ta pęka niczym balon, to pojawia się ta chora wewnętrzna satysfakcja. Pewnie zacytuje mnie kiedyś jakiś szmatławiec, aby pasowało im do tezy “Gry zmieniają twoje dziecko w psychopatę”, ale omawiany tytuł to w 85% strzelanie do mutantów, gangów i tym podobnych. Element ten wykonano wręcz wzorowo, dlatego cała reszta schodzi na drugi plan i pozwala zapomnieć o pewnych brakach i niedociągnięciach. Tak, Rage 2 trochę kuleje na pewnych płaszczyznach, ale co z tego, jeśli czyścimy jeden obóz i pędzimy dalej, aby rozprawić się z kolejnymi zwyrodnialcami tego świata.

Dużo za dużo

Samo strzelanie to oczywiście nie wszystko. Walker ma również dostęp do specjalnych mocy, które odblokowuje wraz z postępami w grze. Dzięki nim może wykonywać szybkie uniki, przyciągać wrogów w jedno miejsce, rzucać nimi o ściany i wiele więcej. Do tego trzeba dodać cały system rozwoju, który do najprostszych nie należy. Podzielono go na kilka sekcji, gdzie można ulepszać bronie, dodatki, siły witalne, auta i masę innych rzeczy. Niestety, aby móc to w ogóle robić trzeba posiadać różne przedmioty, a tych jest całkiem sporo do zdobycia. Dodano również specyficzne ograniczenia, przez które nie usprawnimy danego “przedmiotu” lub mocy, do czasu, aż nie kupimy “zezwolenia” na nie. Same bronie mają też swoje dodatki, dzięki czemu oprócz zwykłego strzału oferują też inne tryby, które mają zupełnie inne efekty w walce. Niby cały ten system jest w grze opisany, ale od początku do końca manewrowałem po nim chaotycznie. Trochę za dużo podziałów, sekcji i zbędnych szczegółów. Choć całość spełnia swoje zadanie, to dało się to lepiej zaprojektować.

Łap za kierownicę i daj się ponieść

Wspomniałem, że większość czasu w Rage 2 spędzicie na strzelaniu i jest to prawda. Na swej drodze napotkacie wielu przeciwników, choć większość z nich zbytnio się od siebie nie różni. Na szczęście bossowie wybijają się z tłumu, a pojedynki z nimi są satysfakcjonujące. Mapa jest pełna różnych aktywności, część z nich jest elementem świata i napotkanie ich jest bardzo naturalne. Jedziemy, jest obóz, jakaś baza, jaskinia, do której możemy skręcić i rzucić się w wir walki. Dodano także konwoje rodem z Mad Maxa, które można eliminować. Najpierw pozbywamy się mniejszych jednostek, aby na końcu zabrać się za największy i najsilniejszy wóz. Element ten nie jest obowiązkowy, a sprawia masę frajdy i warto wziąć z nim udział.

Nawet jeśli większość takich rajdowych grup zachowuje się podobnie, to zabawa w pościg, przez długi czas sprawia dużo radości. Jeśli jednak dodatkowe zadania, te wszystkie znaczniki na mapie Was nie interesują, to główny wątek zajmuje około 10 godzin w zależności od poziomu trudności. Niby nie za dużo, ale wiele innych gier z otwartym światem nie ma wcale dłuższych historii. Czasami twórcy wydłużają drogę do ważnych zadań, ale licząc tylko te najważniejsze, to wyjdzie podobny wynik. Zresztą, szkoda decydować się na Rage 2 i pozostawić to wszystko za sobą. Naprawdę warto się tutaj bawić, jeździć w nieznane i próbować swoich sił z coraz to silniejszymi. Kto trzyma się reguł w postapokaliptycznym świecie? No kto?

Crysis wśród FPS-ów to nie jest

Tytuł sprawdzałem na Xbox One X. Twórcy nie silili się na 4K i 30 fps-ów. Zamiast tego mamy 1920x1080 i płynne 60 klatek. Gra nie należy do najpiękniejszych produkcji tej generacji, a pod pewnymi względami wydaje się nawet słabsza od jedynki wydanej 8 lat temu. Tam umiejętnie wykorzystano techniki przypominające cel shading, a tutaj nikt w takie rzeczy się nie bawił. Część tekstur jest w niskiej jakości, elementy otoczenia doczytują się w locie, co wywołuje efekt pop-up. Nie brakuje kulawych ragdolli, zwierząt odlatujących w kosmos niczym balon z helem, a także innych mniejszych błędów. Miasta, które są bogate w detale wydają się w pewien sposób ubogie, jakby brakowało im ostatnich szlifów i choć mocno zaludnione, jak na swoje rozmiary, nie ma się wrażenia, że żyją. Do tego ta animacja twarzy rodem z trzeciego Fallouta.

Z drugiej strony takie miejsca są jedynie przystankami, gdzie robimy zakupy, przyjmujemy zlecenia i jedziemy dalej, ale pewien niesmak pozostaje. Za to wszystkie wybuchy, efekty cząsteczkowe i masa innych animacji to wysoka półka. Tutaj widać rękę Avalanche Studios, które zna się na destrukcji w grach, czego dowodem jest ich seria Just Cause. Zupełnie inaczej jest z udźwiękowieniem. Genialna ścieżka dźwiękowa idealnie wpasowuje się w ten chaos, który panuje w świecie Rage 2. Nie brakuje dynamicznych utworów, wesoło chorych melodii i wpadającego w ucho głównego motywu. Do tego te wszystkie rzeczy związane ze strzelaniem, wybuchami, jazdą autami i wiele więcej. Muzyka umila eliminowanie kolejnych fal wrogów i zmienia się w zależności od okoliczności, powodując szybsze bicie serca. Tak powinno być zawsze i tutaj twórcom należą się brawa.

Rage 2 jest inne, co nie znaczy, że gorsze

Czy Rage 2 jest lepszy od jedynki? I tak i nie. Oprawa nie robi takiego wrażenia, ale samo strzelanie jest o wiele przyjemniejsze. Surowy klimat zmienił się w istną petardę barw, główny wątek jest nieco mniej wciągający, a system rozwoju to czysty chaos. Mimo to nie mogę się oderwać od kontynuacji. Nikt tutaj nie udaje, że świat jest otwarty, bo oddano naprawdę duży kawałek terenu do zabawy. Soundtrack bije pierwowzór na głowę, ale miasta wydają się bardziej sztuczne. Ciężko jednoznacznie określić, która odsłona jest lepsza, bo wchodzą w grę indywidualne upodobania. Natomiast, dwójka to godny sequel, z którym warto się zapoznać. Jeśli szukaliście FPS-a, gdzie macie dużo swobody, a najnowszy Far Cry zawiódł w Waszych oczach, to istnieje szansa, że Rage spełni wszystkie oczekiwania. Od czasów Bulletstorm nikt nie wydał gry, gdzie strzelanie daje tyle chorej radości, że człowiek zapomina o błędach i niedociągnięciach. To co, dacie jej kredyt zaufania? Ja nie żałuję i tym razem liczę, że doczekam się trzeciej odsłony.

Werdykt: 7.5/10

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu