Recenzje gier

Recenzja Prince of Persia: The Lost Crown – niezbyt udany powrót do przeszłości

Patryk Koncewicz
Recenzja Prince of Persia: The Lost Crown – niezbyt udany powrót do przeszłości
3

Ubisoft wygrzebał ze strychu swoją niegdyś kultową serię gier i postanowił ożywić ją w odmienionej formie. Czy była to słuszna decyzja?

Aż 13 lat przyszło nam czekać na zupełnie nową odsłonę kultowej serii gier od Ubisoftu, która – wydawać by się mogło – ustąpiła miejsca bardziej rozpoznawalnemu Assassin’s Creed. Prince of Persia powraca, jednak chyba nie w takiej formie, jakiej fani oczekiwali. Książę Persji – jakoby nawiązując do klasyki – znów przenosi się do dwuwymiarowej platformówki. Sprawdzamy, czy wyszło mu to na dobre.

Nowy książę, stara historia

Pamiętacie bezimiennego mistrza ostrzy z Prince of Persia: Zapomniane Piaski – ostatniej „dużej” odsłony serii z 2010 roku? Jeśli tak, to lepiej szybko o nim zapomnijcie, bo w Prince of Persia: The Lost Crown nie pozostał po nim nawet ślad, choć nowy bohater o imieniu Saragon współdzieli z nim początki swojej książęcej historii. Nie należy on bowiem do szlachetnie urodzonego rodu, a tytuł Księcia Persji został przyznany mu za wybitne zasługi dla kraju i nietuzinkowe umiejętności posługiwania się orężem, które pomogły uratować Persję przed najazdem wroga.

To właśnie od zwycięskiego starcia z generałem Uwiszkiem rozpoczyna się historia Prince of Persia: The Lost Crown, ale niech początkowe sukcesy i zasługi Was nie zmylą – to dopiero początek przygody. Okazuje się bowiem, że w wyniku wewnętrznej intrygi jeden z członków królewskiej rodziny zostaje porwany, a Saragon wraz z innymi „Nieśmiertelnymi” obrońcami królestwa, rusza w pogoń za zdrajcami. Ciężko tu jednak mówić o mrocznym i slasherowym klimacie gier z lat 2007-2010. Nowy Prince of Persia to kolorowa platformówka 2.5D, której znacznie bliżej do produkcji mobilnej.

Powrót do dwuwymiarowych korzeni

Przechodząc płynnie do wrażeń z samej rozgrywki, muszę ostrzec, że część z Was może być nieco rozczarowana, jeśli spodziewaliście się gameplay’u zbliżonego do Zapomnianych piasków. The Lost Crown to zupełnie inna bajka, będąca niejako powrotem do dwuwymiarowych korzeni serii, opatrzona całkiem przyjemną dla oka oprawą graficzną w delikatnie komiksowym stylu. Bohaterem pokierujemy w półotwartym świecie, podzielonym na 13 biomów, które możemy swobodnie eksplorować.

Każdy z nich charakteryzuje się odmiennymi rodzajami napotykanych wrogów i sporadycznie porozrzucanymi znajdźkami, powiększającymi wiedzę gracza o kolejne tajemnice świata gry – trzeba jednak zaznaczyć, że są one dodane raczej na siłę i nie ma tutaj mowy o raju dla fanów zbieractwa, choć sama eksploracja jest całkiem przyjemna.

We wspomnianych lokacjach czeka na nas 9 unikalnych bossów, którzy – zwłaszcza na wyższym poziomie trudności – potrafią stanowić poważne wyzwanie. A skoro już o walce mowa…

Mieczem, łukiem, mocą czasu

Saragon kontynuuje tradycję duchowych przodków, dzierżąc w dłoniach dwa miecze, stanowiące podstawowy środek obrony przed przeciwnikami. Starcia opierają się na zręcznym łączeniu spamowania przycisku ataku i uników w postaci odskoków lub wślizgów, przez co początkowo wydają się nieco nużące, ale wraz z postępem gry otrzymujemy do dyspozycji nie tylko broń miotaną, ale także cały zestaw mocy.

Saragon korzysta bowiem z Atry, czyli świętej energii, płonącej w każdej żywej istocie. Już w trakcie pierwszych misji dowiadujemy się, że najwięksi wojownicy mogą wspierać Atrą wykonywane ataki, czyli łączyć je w kombinacje wizualizowane efektownymi animacjami.

W późniejszych etapach gracz otrzymuje także dostęp do broni dystansowej – takiej jak łuk czy świetliste okręgi – przydatne do walki z latającym przeciwnikami, którzy sprawnie unikają smaku klingi.

Ostatnimi z ofensywno-użytecznych aspektów wyposażenia Saragona są moce czasu, dzięki którym można przykładowo teleportować się w przód lub w tył, co ułatwia nie tylko walkę, ale także parkour. No właśnie, parkour.

Błądząc po omacku

Prince of Persia: The Lost Crown to typowa platformówka z elementami zagadek logicznych, wypakowana po brzegi sekwencjami wspinaczek, unikania wirujących ostrzy czy sprintów po spadających przeszkodach. Z biegiem głównego wątku fabularnego – ok. 20-25 godzin rozgrywki – stają się coraz bardziej wymagające, a przez to bardziej satysfakcjonujące, choć daleko im do rozmachu chociażby gier z serii Trine.

Przejście niektórych przeszkód nie będzie możliwe na początku gry, bo napotykane zagadki nierzadko wymagają posiadania specjalnych zdolności, dostępnych dopiero po ukończeniu konkretnej misji głównego wątku. Nie bądźcie więc zaskoczeni, jeśli przyjdzie Wam momentami błądzić bez celu w poszukiwaniu drogi, bo twórcy nawigacji po świecie nie ułatwiają i siłą rzeczy trzeba czasem odbić się od ślepych uliczek, na własną rękę szukając alternatywnej drogi po omacku.

W kwestii ważnych lokacji nie mógłbym pominąć tutaj Schronienia, czyli – jak sama nazwa wskazuje – miejsca, gdzie Saragon może odsapnąć i uzupełnić zasoby, a gracz zapisać stan gry. Prince of Persia: The Lost Crown nie korzysta bowiem z systemu auto zapisu, więc jeśli chcecie oszczędzić sobie nerwów, to uważnie wypatrujcie złotych drzew.

Drzewo wak-wak to Twój najlepszy przyjaciel

W Schronieniu znajdują się trzy ważne elementy – Kuźnia Kahevy, Mag oraz arena Artabana, czyli kolejno miejsce do ulepszania broni, wytwarzania i ulepszenia mikstur oraz swoista piaskownica treningowa, gdzie bez obaw o utratę zdrowia możemy przetestować na wrogach dostępne zdolności.

Zlokalizowane jest tam też wspomniane wcześniej złote drzewo wak-wak, służące nie tylko do zapisywania stanu gry, ale także do przypisywania umiejętności Atry oraz zakładania amuletów.

Amulety to pradawne relikty, które zwiększają umiejętności ofensywne i defensywne bohatera, które możemy albo znaleźć w poszczególnych lokacjach, albo zakupić u rozsianych po świecie handlarzy. Niestety nie odczułem szczególnie dużego wpływu tych akcesoriów na faktyczne zdolności bojowe bohatera – no może poza zwiększeniem stanu zdrowia, czy liczby dostępnych strzał w kołczanie.

Reszta to zaledwie dodatki i to jedna z tych rzeczy, do których można się doczepić. Dlaczego? Bo grając w Prince of Persia: The Lost Crown większość urozmaiceń rozgrywki jest tylko po to, żeby była. To idealna gra dla speedrunnerów, bo w zasadzie każdego wroga można ominąć lub przeskoczyć bez wdawania się w walkę, przez co cierpi eksploracja, która po prostu nie przynosi żadnych wymiernych korzyści, a sama historia nie jest na tyle wciągająca, by poświęcać nadmiarowy czas na jej poznawanie.

Podsumowanie

Prince of Persia: The Lost Crown to gra niełatwa w ocenie. Z jednej strony rozgrywka jest prosta i lekka, ale z drugiej bywa przez to nazbyt banalna. Nie miałbym z tym żadnego problemu, gdyby nowa produkcja Ubisoftu została rozsądnie wyceniona. Rzeczywistość jest jednak taka, że producent życzy sobie ponad 200 zł za grę, która spokojnie mogłaby trafić na urządzenia mobilne i poza ich ramy nie wychodzić. Nie do końca kupuje argument puszczania oczka do fanów oldskulu, bo sam na serii Prince of Persia się wychowałem i nie czuje w niej klimatu dawnych klasyków.

To po prostu znośna platformówka ze stosunkowo przyjemnym systemem walki z bossami, umiarkowanie angażującymi łamigłówkami, nieistotnymi misjami fabularnymi i brzdękającym gdzieś w tle głównym wątkiem fabularnym, który stanowi tylko pretekst do odwiedzania nowych lokacji. W promocji za kilkadziesiąt złotych może bym się skusił, ale premierowa cena za zawartość, którą gra dostarcza, jest po prostu zaporowa.

Prince of Persia: The Lost Crown zadebiutuje już 18 stycznia na PC, Nintendo Switch, PS4/PS5 oraz Xbox One i Xbox Series X/S.

Prince of Persia: The Lost Crown
plusy
  • Starcia z bossami
  • Przyjemna oprawa graficzna
  • Animacje ciosów kończących
minusy
  • Momentami niejasna nawigacja po lokacjach
  • Nieistotne misje poboczne
  • Iluzoryczne wzmocnienia postaci
  • Nazbyt prosta rozgrywka

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu