Nowy Mac Mini to bez wątpienia jedna z najciekawszych premier Apple w ostatnim czasie. Zmodyfikowana forma, wsparcie dla aż trzech ekranów jednocześnie i oczywiście układ M4 – to wszystko dostajemy w cenie, która może dość mocno zaskakiwać. No... przynajmniej jeśli chodzi o podstawową wersję.
Poprzedni Mac Mini był projektowany jeszcze pod kątem platformy intelowskiej. Wraz z przejściem na Apple Silicon firma nie zdecydowała się na modyfikację tej konstrukcji… aż do teraz.
Idzie to w parze z ciekawym trendem, bo Apple nad Wisłą staje się coraz bardziej przystępną cenowo marką – szczególnie na tle drożejącej ciągle konkurencji. Tym samym podstawową wersję Maca Mini 2024 ze zniżką edukacyjną można kupić już za 2,5 tys. zł. W tej cenie otrzymamy podstawowy chip M4, 16 GB RAM oraz 256 GB pamięci wewnętrznej, którą – i tu spore zaskoczenie – da się wymienić na większą. Dość niespotykana w Apple praktyka godna pochwały.
Polecamy na Geekweek: Jak znaleźć telefon? Sprawdź triki, żeby szybko go namierzyć
W moje ręce (nie)stety trafił mocniejszy wariant z M4 Pro (14-rdzeniowym CPU, 20-rdzeniowym GPU), 48 GB RAM i dyskiem 1 TB. Za tę wersję na apple.com musimy zapłacić już 11,5 tys. złotych. Przy czym ciągle to nie jest najmocniejsza konfiguracja – jeżeli chcielibyśmy się na taką zdecydować, zapłacimy 24 tys. zł. Widać tutaj jak na dłoni, że rozstrzał cenowy między poszczególnymi konfiguracjami nowego Maca Mini jest ogromny.
Ta obudowa jest naprawdę mini!
Nowy Mac Mini przypomina wyglądem trochę Maca Studio. Obudowa została drastycznie zmniejszona względem poprzedniej generacji – jest za to wyższa. Całość mierzy 12,7 x 12,7 x 5 cm przy wadze 730 gramów (670 g w przypadku tańszych wersji z M4). Tym samym jest to najmniejszy i najlżejszy Mac w historii.
Design jest typowy dla Apple’a – srebrne, matowe aluminium oraz duże, charakterystyczne logo na wierzchu polerowane na wysoki połysk. Dobrze to już znamy właściwie od lat. Trudno właściwie, żeby ten minimalizm mógł się komuś nie podobać (choć oczywiście to ostatecznie pozostaje kwestią gustu).
Na froncie mamy dwa porty USB-C o przepustowości do 10 Gb/s każdy oraz gniazdo słuchawkowe minijack 3,5 mm. Z tyłu umieszczono pozostałe złącza. I tutaj zaczynają się spore rozbieżności. W podstawowej wersji Maca Mini mamy tutaj bowiem trzy porty Thunderbolt 4 (do 40 Gb/s). Wariant z M4 Pro (czyli ten opisywany) posiada trzy porty Thunderbolt 5 (do 120 Gb/s). Obie wersje mają złącze HDMI 2.1, gniazdo zasilania oraz gigabitowy Ethernet. Przy czym ten ostatni w obu wersjach może być upgrade’owany do wersji 10-gigabitowej – za dodatkową opłatą oczywiście.
Trochę szkoda, że zasilanie do komputera dostarczamy za pomocą standardowego, dwupinowego wtyku. Idealnie w tej roli sprawdziłoby się bowiem USB-C. Idąc tym tropem moglibyśmy zasilać naszego Maca Mini za pomocą zwykłego powerbanka i zabierać ze sobą, gdziekolwiek chcemy. Częściowo jest to możliwe już teraz, ale wymaga zastosowania banku energii z wbudowanym gniazdkiem elektrycznym, co już nie jest zbyt popularne.
Spód komputera wykonano z czarnego plastiku. Tutaj mamy też przycisk zasilania. To trochę kontrowersyjna lokalizacja podyktowana prawdopodobnie względami konstrukcyjnymi. W gruncie rzeczy jednak nie będziemy z niego korzystać często, o czym wie każdy użytkownik Maca – te komputery się po prostu usypia i zostawia w spokoju. Ciągłe włączanie, wyłączanie, restartowanie tylko niekorzystnie wpływa na ich wydajność.
Na spodzie mamy również otwór wentylacyjny zgrabnie wkomponowany w okrągłe wybrzuszenie. Apple chwali się zmodyfikowanym i wydajnym układem chłodzenia, który ma być praktycznie niesłyszalny dla użytkownika. Jak jest w praktyce? Naprawdę nieźle, bo przez większość czasu komputera faktycznie nie słyszymy w ogóle (lub musimy się naprawdę mocno wsłuchać, aby cokolwiek odnotować…).
Właściwie jedyną sytuacją, w której to uległo zmianie, był benchmark Cinebench R23 angażujący wszystkie rdzenie. Wówczas Mac Mini zaczął szumieć – a właściwie syczeć, bo wentylator rozkręcony na maksimum przypomina trochę uchodzące powietrze z materaca. Zdecydowanie jednak jest to akceptowalna głośność. Warto przy tym dodać, że obudowa komputera w tym czasie pozostawała co najwyżej letnia.
Możliwości i wydajność
O samym MacOS, pod kontrolą którego działa Mac Mini można by pisać tygodniami, ale to trochę jak opisywać działanie Windowsa w recenzji peceta. Skupmy się zatem na tym co najważniejsze – cyferkach.
Zastosowany w recenzowanym modelu układ M4 Pro to potężna jednostka z 14-rdzeniowym CPU, 20-rdzeniowym GPU wspierana przez aż 48 GB pamięci RAM. To konfiguracja zdecydowanie zaprojektowana pod kątem pracy kreatywnej – obróbki grafiki, przetwarzania zdjęć czy montowania wideo. Zastosowany dysk 1 TB będzie tutaj prawdopodobnie w zdecydowanej większości przypadków wystarczający – szczególnie, że mamy przecież porty Thunderbolt 5 pozwalające na wykorzystanie szybkich dysków zewnętrznych.
Wyniki benchmarków tylko potwierdzają powyższe słowa. Jak zdążyłem już zdradzić Mac Mini „zagrzał” się jedynie w przypadku Cinebench R23 multicore, gdzie wentylator działał w pełnym zakresie. W pozostałych testach komputer pozostawał ledwie słyszalny, co potwierdziły też moje doświadczenia z użytkowania go na co dzień.
Niezależnie od tego, czy był to eksport kilkuset zdjęć w Lightroomie czy prostego wideo w Adobe Premiere, Mac Mini pozostawał ledwie letni i cechował się bardzo wysoką kulturą pracy. Standardowa praca z dokumentami i przeglądarką www nie robiła natomiast na nim absolutnie żadnego wrażenia.
Czy jest to maszyna do gier? Niekoniecznie, bo na MacOS ciągle brakuje wielu najnowszych produkcji. Sukcesywnie jednak się to zmienia. W AppStore już teraz znajdziemy kilka mocnych tytułów z serii Resident Evil, Assassin’s Creed czy Civilization. Niebawem ma do nich też dołączyć Cyberpunk 2077. W moich testach wszystkie produkcje działały w ponad 60 kl/s – a w przypadku większości z nich mogłem się cieszyć nawet 80-90 kl/s, co jest więcej niż wystarczające.
Wątpię, żeby ktokolwiek kupował Maca Mini za blisko 12 tys. zł do grania w gry, ale jeżeli jest to obiektem Waszych zainteresowań, przygotujcie się na pewne kompromisy i spore braki, jeżeli chodzi o bibliotekę dostępnych produkcji. Granie na Macu jednak zdecydowanie jest możliwe i komfortowe – szczególnie na tym z M4 Pro.
Najlepszy komputer na co dzień?
Nowa konstrukcja sprawiła, że Mac Mini zajmuje na biurku jeszcze mniej miejsca. Idzie to w parze z fenomenalną kulturą pracy i bogatym zestawem złącz. Dużym plusem są też oczywiście nieco większe niż zwykle możliwości rozbudowy (wymiana dysku). Trudno wskazać tutaj na jakiekolwiek większe wady.
Choć testowa konfiguracja tego nie oddaje, nowa generacja Maca Mini może być doskonałym rozwiązaniem do domowego biura dla właściwie każdego. W podstawowej wersji za 2999 zł (lub 2,5 tys. zł, uwzględniając zniżkę edukacyjną) jest to bowiem niezwykle ciekawa propozycja – sam jestem bardzo ciekawy, jak się spisuje względem swojego bardziej potężnego i droższego odpowiednika. Niemniej jestem przekonany, że to właśnie w tej wersji Mac Mini będzie hitem sprzedaży. Trudno bowiem wskazać na peceta, który w tej cenie mógłby zaoferować tyle samo (oczywiście pod warunkiem, że przymkniemy oko na ten karkołomny dysk 256 GB).
Mac Mini w opisywanej konfiguracji to zdecydowanie sprzęt do zadań specjalnych. Wariant z M4 Pro spokojnie poradzi sobie z wymagającymi pracami kreatywnymi i zadowoli fotografów oraz amatorskich filmowców. Oczywiście pewne scenariusze dalej pozostają dla Maca Mini poza zasięgiem, ale wówczas w portfolio Apple znajdziemy Maca Studio (jeszcze z M2, ale zapewne za chwilę z M4). Pod tym względem portfolio Apple staje się coraz bardziej komplementarne, choć w wyższych konfiguracjach w dalszym ciągu nieracjonalnie drogie.
- Mały, zgrabny i elegancki
- Zadowalający zestaw złącz
- Wysoka kultura pracy
- Można wymienić samodzielnie dysk
- W podstawowej konfiguracji świetnie wyceniony
- Za mocniejsze, pojemniejsze konfiguracje nadal trzeba słono i zapłacić
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu