Spodziewałem się lekkiej komedyjki, dlatego na przedpremierowy pokaz nowych Gwiezdnych Wojen poszedłem bez jakichkolwiek oczekiwań. Co więcej, pierwszy raz nie wsiadłem do pociągu hype’u na nowy film z uniwersum Star Wars. Z seansu wyszedłem jednak zadowolony, to udany film.
Bawiłem się lepiej niż na Ostatnim Jedi. Recenzja Han Solo: Gwiezdne wojny – historie
Pisałem niedawno o tym jak unikać spoilerów, dlatego gryzę się w język chcąc napisać Wam o fabule Han Solo: Gwiezdne wojny – historie. Pozwólcie więc, że będę oszczędny w słowach - film opowiada o przeszłości jednego z bohaterów Rebelii, popularnego przemytnika i jednej z ciekawszych postaci uniwersum Star Wars. Zobaczycie jak uciekł z “niewoli”, jak rozpoczął swoją gwiezdną przygodę za sterami statków kosmicznych, jak pierwszy raz się zakochał, został oszukany, jak uczył się fachu złodzieja i przemytnika. Podoba mi się, że nikt nie opowiada tu niczego na siłę - wydarzenia wydają się następować po sobie naturalnie, budują ciekawą opowieść kręcącą się wokół jednego celu.
Skoro to opowieść o rozrabiace, nie mogło zabraknąć pościgów, emocjonujących scen za sterami statku kosmicznego, masy strzelania. Jest i napad na pociąg z cennym paliwem, ale i walka ze swoimi słabościami, szczególnie uczciwością, która cechuje młodego Solo. Uczciwością względem innych osób oczywiście, trudno bowiem mówić o byciu uczciwym widząc, co wyczynia młody pilot.
W rolę Hana Solo wcielił się Alden Ehrenreich i nie mam wątpliwości, że to był dobry wybór. Aktorowi udało się oddać charakter bohatera - mam wrażenie, że młodego Solo było trudniej zagrać niż postać odtwarzaną przez Forda. Młodzieńczy bunt spotyka tu bowiem szczeniacką miłość, za którą każdy z nas szedł kiedyś przecież w ogień. Na aktorze ciążyła też presja starszego kolegi, którego rola dla wielu jest już kultowa.
Lando Calrissiana kapitalnie zagrał Donald Glover, nieźle wypadł Woody Harrelson wcielający się w mentora Solo - Becketta. Momentami bezbłędny jest też Paul Bettany grający głównego antagonistę, Drydena Vosa. Ta obsada poradziła sobie moim zdaniem lepiej niż Daisy Ridley, John Boyega i Adam Driver, czyli odpowiednio Rey, Finn i Kylo Ren z głównej sagi. Ale może moje oczekiwania wobec tych ról są zupełnie inne. Niespecjalnie przypadła mi natomiast do gustu urocza Emilia Clarke wcielająca się miłość Solo, Qi'rę. Już lepiej wypadła aktorka podkładająca głos pod robota L3-37. Generalnie więc obdsada bardzo na plus, ekipa naprawdę dała radę i pokazała fajne postacie.
Co ciekawe, nie jest wcale tak zabawnie, jak sugerowały to zwiastuny. Oczywiście były momenty kiedy cała sala się uśmiechała, ale nie można powiedzieć, że opowieść o Hanie Solo to lekka komedyjka. Więcej tu poważniejszych tematów niż mogłoby się wydawać, nie ma jednak miejsca na rozkminki, które upodobali sobie fani uniwersum. I jeśli takie się pojawią, odbiorę je jako tworzone na siłę.
Przede wszystkim dla starych fanów
Nie oszukujmy się, zarówno Przebudzenie Mocy jak i Ostatni Jedi mają trafiać przede wszystkim w młodszych odbiorców. Doskonale więc rozumiem, że fan po 30-stce może czuć się rozczarowany powielaniem patentów ze środkowej trylogii (Przebudzenie Mocy to taka dzisiejsza Nowa Nadzieja). Z historiami jest inaczej - Łotr 1 był brudny, przygnębiający, momentami ciężki w odbiorze. Pokazywał coś, z czego Gwiezdne Wojny nie słynęły. Han Solo jest taki jedynie cząstkowo, film ma pokazać znanego bohatera, jego pierwsze przygody, kształtowanie się jego charakteru. Przy okazji wyjaśnia kilka kwestii, których wcześniej nie byliśmy pewni, pokazuje jak zawiązała się przyjaźń z Chewbaccą i Lando, jak Solo wszedł w posiadanie Sokoła Millennium. Co więcej na sali kinowej dowiecie się nie tylko skąd pochodzi sam bohater, ale również jego nazwisko. No i nawiązanie do jednego z podstawowych pytań dotyczących Hana wyszło świetnie.
Realizacja stoi oczywiście na najwyższym poziomie i mimo tego, że film nie jest częścią sagi, wygląda świetnie. Kilka ujęć zaprojektowano wręcz rewelacyjnie, bardzo podobała mi się też dbałość o detale związane zarówno z odwiedzanymi miejscami, jak i kultowym Sokołem Millennium. Podczas seansu zwróćcie też uwagę na dynamikę strzelanin i pościgów, rzadko kiedy coś jest tu statyczne, operatorzy biegają za postaciami nadając scenom odpowiedniego kopa. Nie ma ekwilibrystycznych wygibasów, walki są raczej “przyziemne”, ludzkie, dzięki czemu wydają się prawdziwe. Muzyka oczywiście pierwsza klasa, podobnie jak efekty dźwiękowe. Na sali IMAX świetnie było to słychać. Trzeci wymiar nie jest specjalnie nachalny, ale trzeba pamiętać, że to ekran poziom wyżej niż w klasycznym kinie - dlatego jeśli nie zamierzacie się wybrać do takiej właśnie sali, dajcie sobie spokój z 3D i idźcie na klasyczny seans.
Werdykt
Opowieść o Hanie Solo, podobnie jak świetny (i co tu dużo mówić - lepszy) Łotr 1 udowadniają, że Gwiezdne Wojny pozbawione rycerzy Jedi, sagi rodziny Skywalkerów i tego całego patosu świetnie się ogląda. W niektórych aspektach zdecydowanie lepiej niż nowe odsłony głównej serii. Han Solo: Gwiezdne wojny – historie to z jednej strony lekka, niewymagająca analiz i przemyśleń opowieść o buntowniku, z drugiej pozbawiony cukierkowego sznytu pokaz brudu i beznadziei rzeczywistości, w której rządy sprawuje Imperium. To opowieść o zwykłym chłopaku z niezwykłymi ambicjami, który zrobi wszystko by dopiąć swego. Jeszcze nieopierzony, ale już pewny siebie i odważny - czyli młody Han Solo jakiego oczekiwaliśmy. Nie spodziewajcie się po tym obrazie cudów, nie zmieni ani świata filmu, ani gwiezdnego uniwersum. To po prostu udany, dobrze zrealizowany film z ciekawą opowieścią - ciekawszą, jeśli jesteście fanami tego świata.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu