Teoria o istnieniu 10-tej, a po degradacji Plutona do statusu planety karłowatej, 9-tej planety ma już swoje lata. Pierwszy raz tezę o istnieniu dużego obiektu znajdującego się poza orbitą Neptuna postawiono jeszcze w XIX w. U podstaw tej teorii legły rzekome zaburzenia orbity Neptuna, a poszukiwania doprowadziły do odkrycia Plutona. Problem w tym, że ten był zbyt mały, aby wytłumaczyć wspomniane anomalie, poszukiwania trwały więc dalej. Jak się okazało, winnym była... źle oszacowana masy Neptuna. W efekcie temat obiektu zniknął z radarów na kilka dekad...
Na astronomiczny świecznik przywróciły go dopiero badania Mike'a Browna i Konstantina Batygina, którzy obserwując odkryte niewiele wcześniej obiekty transneptuniczne, doszli do wniosku że ich nietypowe orbity są mocną poszlaką za istnieniem obiektu o ciężarze 10 mas Ziemi, na dalekich peryferiach naszego układu (jej półoś wielka miałaby wynosić około 700 jednostek astronomicznych, przy 30 j.a. Neptuna). Symulacje, które wtedy przeprowadzili tłumaczyły dość dobrze kilka nietypowych zaobserwowanych zjawisk dotyczących tych odległych obiektów.
Istnieje albo... nie istnieje
Praca wywołała spory ferment w środowisku naukowym, a jeszcze większy w mediach, które ogłaszały wręcz odkrycie „Planet Nine”, co oczywiście nie było prawdą. Część naukowców dość szybko zaczęła kwestionować wnioski Browna i Batygina, twierdząc, że opisany efekt może być efektem skumulowanego oddziaływania grawitacyjnego wielu małych obiektów tam krążących.
Teraz gdy dyskusja zaczęła wygasać, rozpalił ją na nowo artykuł „No Evidence for Orbital Clustering in Extreme Trans-Neptunian Objects”, opublikowany w styczniu tego roku. Część mediów nagłośniła go dając sensacyjne tytuły mówiące, że 9 planeta jednak nie istnieje, pomimo, że sami naukowcy niczego takiego nie przesądzają.
Ciekawe, nie oznacza rewolucyjne
Tymczasem praca przede wszystkim uzupełnia dane na których bazowali Brown i Batygin o nowe, ciekawe dane. Od czasu pierwszego artykułu odkryto sporo nowych obiektów, nowe technologie badawcze pozwoliły na dokładniejsze wyznaczenie ich orbit. Ujednolicono także dane pod kątem technik ich zebrania, tak aby ograniczyć błędy wynikające z różnic pomiarowych.
Ich efektem są wnioski zgodne z tytułem pracy, czyli brak dowodów na to, że do takiego rozkładu obiektów potrzebna jest hipotetyczna planeta. Naukowcy nie wykluczają jej istnienia, choć skłaniają się ku temu, że jest mało prawdopodobne. Najważniejszym wnioskiem są... postulaty dotyczące prowadzenia dalszych obserwacji, tak aby zidentyfikować jak najwięcej podobnych obiektów, tak aby poszerzyły naszą wiedzę na temat tego pozornie chaotycznego regionu.
Pojedynek na poszlaki
Praca wywołała dyskusję między autorami obu prac, w toku której oczywiście nie doszło do konsensusu, obie strony wskazały tak właściwie na słabość dzisiaj stosowanych metod pomiarowych, które powodują, że obu teorii nie da się ani obalić, ani potwierdzić. Każda ze stron wskazała na przykłady obiektów lepiej wpisujących się w postawione przez nich tezy, ale „rejtanem” nikt się też nie położył.
Strona reprezentująca Planetę 9 opowiedziała też o dotychczasowych, nieudanych próbach wykrycia tego ciała i nadziejach związanych z budową w Chile obserwatorium Vera Rubin. Podkreślono też, że istnienie podobnych planet zaobserwowano poza naszym układem planetarnym, co uprawdopodabnia jej powstanie „u nas”.
Koniec końców zarówno nowa praca i dyskusja, niczego w naszym stanie wiedzy o nietypowych zjawiskach występujących w tamtym rejonie nie zmieniły. Dała nam za to możliwość przeczytania ciekawej wymiany zdań, wyłapania ciekawostek dotyczących obiektów rzadko omawianych nawet na portalach astronomicznych oraz udowodniła, że ten temat ciągle grzeje tak naukowców, jak i osoby po prostu kosmosem zafascynowane.
Źródło: [1]
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu