Militaria

Machał atomem, brudną bombą, teraz Putin chce straszyć Zachód w kosmosie

Krzysztof Kurdyła

...

Jeśli jest jakaś domena, w której Rosja w czasie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego poniosła całkowitą klęskę, to będzie to kosmos. Przedstawiciel Putina przy ONZ dał właśnie wyraz frustracji tym faktem, próbując straszyć Zachód, że Rosja może zaatakować ich cywilne satelity.

Kosmiczna klęska Putina

Satelity wojskowe i cywilne cywilizowanego świata zdołały zapewnić wojskom Ukrainy kilka kluczowych przewag o znaczeniu strategicznym. Wysokiej jakości dane rozpoznawcze oraz, realizowana głównie dzięki Starlinkowi, sprawna łączność nawet w sytuacji, gdy spora część ukraińskich sił była odcięta na tyłach Rosjan, odegrały ogromną rolę w każdej z faz tej wojny.

Możemy rozpływać się nad skutecznością HIMARS-ów, ale ich precyzyjne uderzenia w zaplecze logistyczne bez danych z kosmosu na taką skalę z pewnością nie byłyby możliwe. Potwierdzają to też działania Ukrainy, która kupuje fińskie satelity ICEYE (z polskim wkładem technologicznym i inwestycyjnym, tak nawiasem).

Tymczasem Rosja, od lat kreująca się na kosmiczną potęgę, poniosła na tym polu kompletną klęskę. Nie zdołała stworzyć sobie floty nowoczesnych satelitów rozpoznawczych, a swoją obecność w przestrzeni kosmicznej zaznaczyła właściwie tylko przed wojną, przeprowadzając idiotyczny test broni antysatelitarnej. Zniszczyła wtedy swojego niedziałającego satelitę, generując tysiące szczątków, z którymi cały czas ma problem Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.

Kolejny straszak z kieszeni

Rosja próbuje więc robić dziś to samo, co w przypadku broni nuklearnej, straszyć. Konstantin Woroncow, zastępca dyrektora departamentu MSZ ds. nieproliferacji i kontroli zbrojeń powiedział wczoraj TASS, że:

„Zachodnia infrastruktura quasi-cywilna może być uzasadnionym celem ataków odwetowych. Mówimy o zaangażowaniu elementów cywilnej infrastruktury kosmicznej, w tym komercyjnej, przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników w konflikty zbrojne.”

Choć nie wymieniono tu żadnej z firm, wiadomo, że sugestia ma trafić do uszu decydentów w takich firmach jak Starlink czy Maxar.

Czy Rosja może jednak w praktyce zrobić coś konkretnego? Putin dysponuje prymitywną bronią antysatelitarną, to prawda. Jednak jej użycie jest groźne nie tylko dla państw Zachodu, ale i samej Rosji, a co gorsza także dla jedynego poważnego sojusznika tego kraju, czyli Chin. Chin, dla których programy kosmiczne są oczkiem w głowie.

Na orbitach jest zaś dziś tak ciasno, że według większości specjalistów jesteśmy bardzo blisko wywołania efektu Kesslera. Chodzi o sytuację, w której na orbitach dojdzie do niekontrolowanego ciągu kolejnych kolizji satelitów z rosnącą ilością ich szczątków. Skutkiem takiego wydarzenia byłoby drastyczne  ograniczenie kosmicznej działalności naszej cywilizacji. Uderzenie w choćby kilka satelitów taką lawinę jest w stanie wywołać. Trudno wyobrazić sobie taki atak bez porozumienia z Chinami, a jeszcze trudniej zgodę na niego ze strony Państwa Środka...

Być może Rosja spróbuje zakłócić pracę pojedynczych urządzeń zachodnich przy pomocy jednego z wystrzelonych ostatnio satelitów wojskowych. Nie wiadomo co było w ładowniach rosyjskich rakiet, ale wiemy, że jeden z tych satelitów, Kosmos-2558 wydaje się śledzić amerykańskiego satelitę wojskowego USA [326]. Tyle, że próba ataku na wojskowego satelitę w grę nie wchodzi, ponieważ wiadomo jak Amerykanie określili taki atak jeszcze przed wojną - casus belli.

Tak czy inaczej, warto patrzeć w górę, być może niedługo będziemy świadkami jakiejś demonstracji ze strony Rosji. Trzeba jednak jednocześnie pamiętać, że przewaga Zachodu na orbitach jest tak przytłaczająca, że nawet udane sparaliżowanie jednego czy dwu satelitów niczego nie zmieni. A Putinowi powoli zaczyna brakować straszaków w kieszeni...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu