Felietony

Kto będzie kolejnym SpaceX? Firma która zrobi wydajną kosmiczną śmieciarkę

Krzysztof Kurdyła

...

8

Kilka dni temu Rosjanie w idiotyczny sposób przeprowadzili test broni antysatelitarnej, a na łamy mediów powrócił na chwilę temat kosmicznych śmieci. Temat ciekawy, ponieważ ktoś kto wymyśli sposób na efektywne czyszczenie orbity, zostanie kosmicznym bogaczem.

„Klątwa” pana Kesslera

Po zniszczeniu satelity krążącego na orbicie wysokości ~490 km i tak już trudna sytuacja, jeszcze się pogorszyła. Chmury szczątków, których liczebność ocenia się na ponad 1500 większych i trudną do oszacowania ilość drobnych obiektów, będą krążyć latami, schodząc coraz niżej, przez mocno „obsadzone” orbity LEO, w tym tę, po której krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.

To, czego wszyscy się obawiają, to wystąpienie syndromu Kesslera. Przy coraz większej ilości satelitów i śmieci, będzie dochodzić do kolejnych kolizji, te wytworzą nowe śmieci, które także zaczną się zderzać. Powstanie jeszcze więcej szczątków... wiecie, do czego zmierzam.

Taka reakcja łańcuchowa może doprowadzić do sytuacji, że starty kosmiczne staną się ekstremalnie niebezpieczne, jeśli nie niemożliwe, a nasze systemy satelitarne staną się awaryjne lub zostaną wręcz unicestwione. Spora część naukowców uważa, że ten proces już jakiś czas temu się rozpoczął.

Kto to posprząta...

To, że nie potrafimy sobie z tym kosmicznym złomem poradzić, pokazuje jak bardzo raczkującą cywilizacją w przestrzeni kosmicznej jesteśmy. Próby i projekty z chwytakami, siatkami, rękawami, nad którymi dziś się pracuje, mogą się sprawdzić przy większych obiektach, ale czas potrzebny na takie sprzątanie byłby liczony w dekadach. Czy mamy tyle czasu?

Nie mamy dziś technologi pozwalających nam swobodne i wielokrotnie manewrowanie, które pozwalałoby stworzyć wydajne orbitalne śmieciarki, mogące jednorazowo „skasować” znaczące ilości kosmicznych odpadów. Te ostatnie są przeróżnej wielkości, co powoduje, że dla niektórych z nich i tak potrzeba byłoby planować indywidualne rozwiązania.

Tak nawiasem, wśród tych większych śmieci lata nam nad głowami około 30 reaktorów atomowych, choć na szczęście na tyle wysoko, że raczej nie grozi nam ich szybki spadek w atmosferę (co zdarzyło się dwukrotnie, w wyniku awarii radzieckich satelitów). Nie mniej duże obiekty, to przecież łatwiejsza część tej „zabawy”.

Małych i mikroskopijnych, ale ciągle niebezpiecznych, szczątków są dziś tysiące. Wśród nich są takie „perełki” jak różnej wielkości zamarznięte krople chłodziwa ze wspomnianych reaktorów. Wszystkie te drobiazgi nie dość, że są liczne, to jeszcze chaotycznie rozpraszają się po orbitach.

Zagrożenie, ale i szansa

Polska Agencja Kosmiczna POLSA już jakiś czas temu rozpoczęła dotowanie prac polskich firm chcących zająć się tym tematem, uczestniczymy też w Konsorcjum SST, programie monitorowania stworzonego przez nas „orbitalnego” wysypiska.

Mam jednak wrażenie, że te zachęty są zbyt małe. W większości pozostałych aktywności kosmicznych musimy konkurencję gonić, w tej dziedzinie wszyscy raczkują. Wydaje się, że warto zagrać w tym przypadku jeśli nie va banque, to znacznie ostrzejszej.

Kosmiczne śmieciarki, systemy napędowe dla nowych satelitów, pojazdy wspomagające deorbitacje lub wyrzucanie obiektów na orbity cmentarne - to wszystko czeka na swojego Muska i SpaceX.

Sądzę, że pieniądze, które będą w ten sposób do „wyjęcia”, mogą być większe niż przy medialnych systemach wynoszenia, gdzie zaczyna się robić straszny ścisk, a Musk walczy o drastyczne ścięcie cen za kilogram na orbitę. Dlaczego takim utylizacyjnym SpaceX nie miałaby zostać polska firma...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu