PlayStation Plus Premium naprawdę mnie zaskoczyło. Abonament, który traktowałem jak prostą odpowiedź na Game Passa, zagwarantował mi mnóstwo pięknych emocji.
PS+ Premium zapewniło mi niespodziewaną nostalgiczną podróż. Abonament skradł moje serce
Oczywiście, PS+ Premium w istocie jest odpowiedzią na Game Passa. Microsoft dzięki swojemu abonamentowi odjechał Sony - i to na dość daleki dystans, który japońska firma musiała jak najszybciej nadrobić. Wprawdzie zdecydowała się na to i tak zaskakująco późno, jednak lepiej tak, niż wcale.
Słodko-gorzki start usługi
Dookoła całej premiery abonamentu Sony było mnóstwo zamieszania. Najpierw brak streamingu w wielu krajach europejskich, w tym w Polsce, co naprawiono dopiero jakiś czas po ogłoszeniu nowych wariantów abonamentu, potem ogromny bojkot dotyczący wysokich cen abonamentu (480 zł w skali roku to kwota, która przeraziła znaczną część graczy - i nie ma w tym niczego dziwnego), czy pogłoski o klasykach w wersji PAL, które są gorsze jakościowo od NTSC. Przy starcie okazało się, że streaming na komputerach osobistych nie działa, a chwilę później obiegła nas informacja, że z początkiem września z katalogu gier znikają wszystkie części Red Dead Redemption.
Wad, jak widać, jest całkiem sporo. Abonament wykonał sporo fikołków, z których część udało się wyprostować, a część została do dziś - szczególnie mam tutaj na myśli kwestię streamingu na komputerach, która mnie osobiście nie dotyczy przez fakt grania na konsoli, jednak uważam to za spore nieporozumienie i ogromne oburzenie wśród pecetowych graczy jest jak najbardziej słuszne. Mimo wszystkich tych wydarzeń, PlayStation Plus Premium wzbudziło we mnie głównie pozytywne, a nawet piękne emocje.
Kluczem do sukcesu jest katalog gier… ale nie taki, o jakim możecie pomyśleć
Katalog gier sprawił, że jako gracz byłem w stanie wybaczyć Sony wszystkie te poślizgnięcia. Paradoksalnie jednak, nie mam tutaj na myśli takich produkcji jak Returnal, Spider-Man, God of War, Final Fantasy VII Remake, Ghost of Tsushima czy Death Stranding. Pięknem tego abonamentu są klasyczne gry - i chociaż nie ma ich wcale tak dużo, to wystarczyły, żeby łezka zakręciła się w oku.
Przeglądając produkcje dostępne w ramach nowego PS+ uśmiechnąłem się na widok remake'u Demon’s Souls z PS5, Detroit: Become Human, Assassin’s Creed Valhalla czy Guardians of the Galaxy - nie ma w tym niczego dziwnego, w końcu to ogromne produkcje AAA, które oferują naprawdę solidną rozrywkę na setki, o ile nie tysiące godzin.
Serce zabiło mi jednak dużo szybciej, kiedy zajrzałem do zakładki klasyków.
Wszystkie części doskonałego LocoRoco, w które zagrywałem się lata temu na swoim PSP w drodze do szkoły, Patapony, z którymi mam mnóstwo podobnych wspomnień. Do tego wszystkie części Jak and Daxter (w tym szczególnie The Precursor Legacy, które jest jedną z moich ulubionych gier wszech czasów), Crash Bandicoot czy Invizimals, które w czasach dzieciństwa traktowałem trochę jak Pokemon GO i dumnie latałem z PlayStation Portable z doczepioną kamerką na górze - i chociaż w dostępnej w abonamencie części rozgrywka opiera się na czymś zgoła innym, to wspomnienia i wyjątkowe uczucie w sercu cały czas były obecne.
Motorstorm, czyli IP, za którym ogromnie tęsknię, starsze części Oddworld, Ratchet & Clank, Ape Escape, WipeOut, Tekken 2 czy klasyczne FF7… prawdziwy raj. Od kiedy ulepszyłem PS+ z Essential na Premium, zagrywam się wyłącznie w produkcje sprzed lat - i nawet dotyczy to Tokyo Jungle czy God of War: Wstąpienie z PlayStation 3. Nie spodziewałbym się, że tak bardzo wsiąknę w “starocie” i będę odrywał się od nich tylko w sytuacji, w której będę recenzował jakąś nową produkcję.
Dopiero teraz zrozumiałem, jak wiele PS5 traci, nie mając pełnej wstecznej kompatybilności
Chociaż ponad miesiąc temu wsiadłem do nostalgicznego pociągu i za nic nie chcę z niego wysiadać, tak jednak ta sytuacja pozwoliła mi uświadomić sobie, jak ogromną kartą przetargową dla Xboksa One w poprzedniej generacji była wsteczna kompatybilność - i troszkę jest dla Xboksa Series X w tej generacji. Jeśli ktoś od zawsze siedział w ekosystemie Microsoftu, to możliwość wrzucenia płytki z pierwszego Xboksa do nowego sprzętu musi być czymś naprawdę fenomenalnym - a ja w tej chwili nie tylko mógłbym zagrywać się w pierwsze Metal Gear Solid czy Fifę 98, ale nie miałbym takich wyrzutów sumienia, że trzymam w mieszkaniu kartony pełne płyt z grami do starych konsol.
PlayStation Plus Premium nie gwarantuje pełnej palety najlepszych i najbardziej znaczących klasyków, jednak obecne produkcje wystarczyły, żeby skraść moje serce. Jeśli chcecie z czystym sumieniem wypowiedzieć frazę “Kiedyś to było…”, to najwyższa wersja abonamentu od Sony da Wam do tego mnóstwo doskonałych pretekstów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu