Przywiązanie się do systemu można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Jedną z nich najczęściej omawianą od jakiegoś czasu można opisać jako przywiązan...
Przywiązanie się do systemu można rozpatrywać na wielu płaszczyznach. Jedną z nich najczęściej omawianą od jakiegoś czasu można opisać jako przywiązanie do systemu przez dane, które się w danym systemie znajdują. Rozwiązaniem tego problemu ma być wszelakiego rodzaju synchronizacja oraz usługi umieszczone w chmurze. Druga płaszczyzna odnosi się do przywiązania do systemu jako konkretnej instalacji, która zawiera całą konfigurację, programy i ich ustawienia, dane użytkownika są w niej na dalszym planie. Czy warto przywiązywać się do systemu? Jakie są wady i zalety zależnie od podejścia do tego problemu?
Ten artykuł nie będzie skupiał się na chmurze, o której już nie jedno zostało powiedziane, w zamyśle ma znacznie szersze ujęcie, bo przywiązać się do konkretnego systemu można na wiele różnych sposobów. Dla porządku wyjaśnijmy tylko co daje i czego nie daje nam modna ostatnia chmura, a następnie przejdziemy do innych kwestii.
Chmura, wszelkie dostępne w niej usługi zarówno w postaci webaplikacji jak i przechowywania plików, uwalnia nas całkowicie od przywiązania do konkretnej maszyny. Przypadkiem ekstremalnym czy może najbardziej wybiegającym w przyszłość, jest tutaj Chromebook, czyli komputer wyposażony w zasadzie tylko w przeglądarkę Chrome. Założenie jest proste, gdziekolwiek się zalogujemy do konta Google, czujemy się jak u siebie w domu, bo mamy dostęp do wszystkiego co nasze. Z jednej strony ułatwia to korzystanie z wielu urządzeń i zabezpiecza przed łatwa utratą danych, z drugiej nakłada na nas znaczące ograniczenia.
Nie oszukujmy się, chociaż usługi w chmurze są wygodne i dla części osób wystarczające, to zdecydowanie nie rozwiązują wszystkich problemów. Jeśli ktoś ma naprawdę obszerną bibliotekę nagrań wideo czy zdjęć, to w zasadzie nie ma usługi, która podołała by przechowywaniu takiej ilości materiału, nie wspominając nawet o dostarczeniu możliwości zaawansowanej obróbki, do której wciąż potrzebne są dedykowane aplikacje.
Jeśli chodzi o samo przechowywanie takich danych teoretycznie rozwiązaniem ma stać się Bitcasa, o której pisałem jakiś czas temu, jednak wciąż jest we wczesnej fazie betatestów i jeszcze nie wiadomo czy spełni swoje obietnice. Nawet gdyby tak się stało, wciąż nie oferuje obróbki dowolnego materiału i nie rozwiązuje problemu z dostępem do sieci. Sam niedawno się przekonałem, że nie brak u nas miejsc, gdzie dostęp do sieci na większą skalę, a wysyłanie na serwer setek GB to zdecydowanie nie mała skala, jest bardzo utrudniony.
Dlatego całkowite odcięcie się od tradycyjnego, desktopowego systemu i zainstalowanych na nim programów jest wciąż bardziej sztuką dla sztuki i sprawdza się tylko w bardzo ograniczonej ilości przypadków. Natomiast przywiązanie się do systemu można rozpatrywać jeszcze właśnie pod kątem tradycyjnej, lokalnej instalacji.
Co rozumiem pod pojęciem przywiązania do lokalnej instalacji? To proste, jeśli reinstalacja systemu przyprawia nas o ból głowy, a przeniesienie się na nowy komputer jest bolesnym procesem, to znaczy, że jesteśmy przywiązani. Co istotne, wcale nie musi tak być, to jedynie kwestia organizacji i doboru odpowiednich rozwiązań.
Zalety uwolnienia się od konkretnej instalacji sytemu są dość proste do zdiagnozowania. Jeśli w każdej chwili możemy zacząć od zera i wciągu mniej niż godziny doprowadzić środowisko pracy do stanu jaki nam najbardziej odpowiada, odpada cała masa zmartwień:
- Nie boimy się, że nagła awaria dysku czy atak wirusa przysporzy nam nadmiernych kłopotów.
- Jeśli natrafimy na jakiś problem, który jest trudno rozwiązać, zamiast całymi dniami pisać na forach i do helpdesku, możemy w ciągu kilkudziesięciu minut cieszyć się świeżutkim systemem.
- Zmiana komputera przestaje być kłopotliwa.
- Synchronizacja i backup poprzez odpowiednią organizację stają się łatwiejsze.
- Każdy system działa lepiej po instalacji na świeżo.
Zgadzam się, że ostatnie stwierdzenie dotyczy najbardziej Windowsa, ale absolutnie nie zgadzam się, że czysta instalacja nie różni się, w sensie jakości działania, niczym od długo używanych i updateowanych systemów, nawet jeżeli jest to Mac czy Linux. Być może te różnice nie są na tyle duże, żeby dla niektórych użytkowników gra była warta świeczki (chodzi o subiektywne odczucia), natomiast różnice zdecydowanie występują, dają się obiektywnie zmierzyć i wskazać palcem.
Jak najłatwiej zorganizować sobie system, żeby jego reinstalacja nie była problemem? Warunkiem koniecznym jest osobna partycja systemowa, na której nie trzymamy nic, poza samym systemem i plikami które trafiły nań poprzez instalację programów. Chodzi o dobór odpowiedniego programowania. Przykłady? Proszę bardzo.
Zamiast systemowej instalacji komunikatora, która nie pozwala eksportować historii naszych rozmów, albo w najlepszym przypadku taki eksport jest kłopotliwy, używamy wersji przenośnej, która odpalamy bezpośrednio z folderu umieszczonego choćby na pendrive czy drugiej, niesystemowej partycji, a na pulpicie mamy jedynie skrót. Większość protokołów ma klienta, który występuje w wersji nieinstalacyjnej. Może to być multikomunikator taki jak Miranda czy Pidgin, lub konkretny klient, ale przygotowany do bycia przenośnym. jest taka wersja np. Skype.
Podobnie z pocztą, zamiast ją eksportować i importować, lepiej korzystać albo z webaplikacji albo np. z Thunderbirda w wersji przenośnej, umieszczonego na niesystemowej partycji. Nawet backup jest łatwiej wykonać kopiując po prostu cały folder, zamiast próbować wydłubać z ukrytych plików naszą skrzynkę.
Pozostaje jeszcze zrobienie obrazu systemu, najlepiej takiego zaraz po instalacji, to znaczy aktywowanego i uaktualnionego, ale pozbawionego programów, które najlepiej instalować na świeżo i są łatwo dostępne z sieci (przeglądarka, kodeki multimedialne, etc.). Jeśli ktoś ma programowanie które trzeba aktywować kluczem, które jednocześnie aktualizuje się automatycznie, takie jak Office czy Photoshop, również może znaleźć się wewnątrz obrazu systemu.
Efekt? Wyzerowanie systemu w przypadku mojego komputera stacjonarnego zajmuje ok. 20 min. W te wspomniane 20 min osiągam sprawność systemu na poziomie świeżej instalacji, która trwałaby ładnych parę godzin. Dodatkowo, zmiana całego komputera sprowadza się do przełożenia dysków z danymi do nowej obudowy lub podłączenia dysków zewnętrznych do innego laptopa. Zero stresu, że jak system się sypnie czy komputer mi padnie, to będę uziemiony na wiele godzin czy dni.
Ograniczenia jednak są
Oczywiście nie można mieć ciastka i jednocześnie go zjeść. Wszystko działa tak długo, jak operujemy na partycjach, folderach i linkach do plików. Czyli mówimy o konserwatywnym podejściu do tematu. Problem zaczyna się gdy mamy do czynienia z bazą danych, porządkowaniem plików po tagach, indeksowaniem.
Wyższość tagowania nad układaniem w folderach jest oczywista. Dzięki tagom można przyporządkować wiele kategorii do każdego pliku. Bez porównania łatwiej jest również wyszukiwać i sortować informacje. Wyszukanie wszystkich zdjęć na których znajdują się dwie określone osoby, a następnie poukładanie ich według dat i miejsc w których zostały wykonane jest możliwe tylko dzięki tagom. Niektórzy uważają, że foldery zwykłym użytkownikom w ogóle nie są potrzebne i znikną z systemów za jakiś czas, zostaną zastąpione przez dynamicznie organizowane listy i wyszukiwanie.
Rzecz w tym, że foldery bardzo łatwo przenosić pomiędzy systemami, nawet systemami różnego rodzaju. Zwykle możemy zobaczyć co znajduje się na dysku USB zarówno pod Windows, Linux i Mac, natomiast baza danych umożliwiająca szybkie wyszukiwanie i sortowanie wyników zwykle wymaga specjalnej aplikacji. Dodatkowo, nawet jeżeli ta aplikacja występuje na wielu systemach, taka baza zazwyczaj jest nieprzenośna. Wystarczy drobna zmian w lokalizacji plików i wszystko się sypie. Dlatego np. przy każdorazowym reinstalowaniu Google Picasa, konieczne jest wyszukanie i ponowne zindeksowanie zdjęć. Jeśli ktoś posiada dużo cyfrowych fotografii taki proces może zając sporo czasu, dłużej niż godzinę.
Odpowiednia organizacja swoich programów i folderów oraz zmiana nawyków może być z początku kłopotliwa. Wiele też zależy od naszego stylu pracy, jeśli w dużej mierze polegamy na programach które indeksują pliki, na chwile obecną niewiele da się zrobić, ale warto rozważyć zminimalizowanie przywiązania do swojego systemu. Czasami patrzę na komputery, które uruchamiają się kilka minut (sic!) i działają naprawdę ociężale, ale ich użytkownicy nawet nie myślą się zabierać za format, dopóki system całkiem nie padnie.
Ja całe szczęście nie mam takich problemów. Gdy testuje nowe aplikacje, kiedy się ich kilka nazbiera, zamiast używać deinstalatorów i narzędzi do czyszczenia systemu, po prostu robię wszystko na świeżo w trakcie porannej herbaty.
Źródła grafik pojawiają się po najechaniu na nie myszką.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu