Artykuł sponsorowany

Przez miesiąc graliśmy na gamingowym Legionie 7

Tomasz Popielarczyk
Przez miesiąc graliśmy na gamingowym Legionie 7
Reklama

Antyweb gra w gry - to w sumie nic nowego. W tym materiale pokażemy Wam jednak w jakie gry i dlaczego akurat te.

Gramy nie tylko po pracy, ale też (w ramach obowiązków, rzecz jasna!) w pracy! Zauważyli to też ludzie z Lenovo, bo dali nam na kilka tygodni swój wypasiony komputer, żeby uruchamiać na nim nasze ulubione gry. No to postanowiliśmy Wam pokazać, jakie to tytuły. Część z nich to produkcje nastawione na zabawę solo, a część to typowe MMO. Praktycznie każda potrafi pożreć dziesiątki godzin, dając w zamian ogrom funu i satysfakcji.

Reklama

Obaj gramy na różnych platformach, ale PC jest wśród nich najważniejszy. W związku z tym Lenovo zaproponowało, żebyśmy przez kilka tygodni każdą z naszych ulubionych produkcji uruchamiali na ich laptopie – Legionie 7 6.generacji z Ryzenem 5800H, 16 GB RAM, dyskiem 1 TB i kartą Nvidia GeForce RTX 3080. To topowa konstrukcja Lenovo z aluminiową obudową o minimalistycznej stylistyce, której charakteru dodaje efektowne podświetlenie RGB. Co z tego wszystkiego wyszło?

 

Tomasz

Granie to dla mnie fantastyczny środek relaksujący - szczególnie na koniec dnia, kiedy mogę się na trochę odciąć od rzeczywistości. Poniższe tytuły to produkcje, których spędziłem setki godzin. Do niektórych wracam częściej, a niektóre z nich zostawiłem już trochę za sobą (głównie z uwagi na ich uzależniający charakter). Kolejność jest przypadkowa, więc nie przywiązujcie do niej większej wagi.

Destiny 2

Strzelanka od Bungie, które po odłączeniu się od Activision rozwija ją w swoim własnym tempie. Zrezygnowali kolejnych sequeli, stawiając na grę-usługę w pełnym tego słowa znaczeniu. Szybko dodano do „dwójki” zawartość z pierwszego Destiny, wystartowały sezony oraz powiązane z nimi aktywności. Każdy sezon wprowadzał nowe uzbrojenie i pancerze, ale też rozwijał w pewnym stopniu fabułę całego świata. A ta jest naprawdę istotnym elementem w Destiny – bardzo spójnym i dopracowanym. Bez tej całej fabularnej otoczki gra na pewno nie byłaby taka sama.

W tej chwili znajdujemy się tuż przed debiutem kolejnego dużego dodatku - The Witch Queen zorientowanego wokół bogini roju Savathûn. Tradycyjnie wraz z nim pojawią się nowe mechaniki oraz zawartość. Kolejny raz przebudowany zostanie też balans rozgrywki. Twórcy ciągle też dodają nowe moce i umiejętności. Choć nie stawiają na ilość i ta rozbudowa gameplayu odbywa się bardzo subtelnie.

Gra nie jest zbyt wymagająca dla sprzętu, ale jak to w shooterach – przydaje się solidny ekran z wysokim odświeżaniem. I tu Legion 7 dawał radę ze swoją 16-calową matrycą IPS (2560 x 1600) odświeżaną z częstotliwością 165 Hz. W takich warunkach nawet PvP szło jakoś tak lepiej… ;)

Główny problem Destiny 2 to niestety wszechobecny grind. Aby podnosić poziom światła naszej postaci, musimy pamiętać, żeby regularnie się logować, zwracać uwagę na codzienne i cotygodniowe resety, a następnie niemalże w nieskończoność powtarzać te same aktywności. W pewnym momencie ma się tego dość. Szczególnie, że tempo dodawania nowych treści nie jest wcale zbyt duże.

Reklama

Z drugiej strony, jeżeli dysponujemy dobrą ekipą, to gra może właściwie bawić w nieskończoność. Raidy w Destiny 2 to często majstersztyki, wymagające ścisłej współpracy i zgrania. Wokół gry jest też bardzo rozbudowana społeczność. Na Discordzie znajdziemy setki klanów i grup wspólnie grających ludzi. Samo Bungie zresztą też udostępnia narzędzia do łączenia się z innymi osobami. Otóż te najbardziej wymagające aktywności nie posiadają systemu matchmakingu, a więc jeżeli nie mamy do nich ekipy – nie pogramy.

I to wszystko połączone w całość sprawia, że Destiny 2 potrafi przykuwać do ekranu na setki godzin.

Reklama


Call of Duty (część bez znaczenia)

Nie, nie mówię o Warzone – klimaty battle royale mnie nigdy na dobre nie wciągnęły. Miałem krótki epizod z Apex Legends, ale nie było to zbyt intensywne granie. Natomiast każdego roku multiplayer w CoD potrafi pożreć mi kilkadziesiąt (a może i więcej…) godzin z życia. Kampanie solo w Call of Duty stoją na różnych poziomach. Bywają epickie i zapadające w pamięć, a bywają miałkie, wtórne z wymuszonymi zwrotami akcji. Ale na ogół jest to aktywność na maksymalnie 10 godzin, a przy tym realizowana z rozmachem i przytupem, więc czemu nie dawać im szansy.

Niemniej największy fun to ciągle multiplayer. Dynamika Call of Duty nie jest dla każdego, a poszczególne części różnią się całą otoczką, która lubi solidnie namieszać w rozgrywce. Szczególnie w Black Ops dzieje się tyle, że czasem ciężko za tym nadążyć. Ale kiedy już poczujemy ten klimat i opanujemy wszystkie gadżety oraz przedmioty, zabawa robi się szalenie satysfakcjonująca.

CoD ma to do siebie, że raczej wymaga mocnego sprzętu. Oczywiście nie jest to nigdy jakiś szczególnie wymagający benchmark dla naszych komputerów, ale bez solidnej specyfikacji nie ma co podchodzić. Tu Ryzen 7 i GeForce RTX 3080 okazały się w pełni wystarczające dla najnowszej odsłony serii - Vanguard. Na tyle, że przy DLSS dało się nawet pozachwycać efektownym Ray Tracingiem. A to wszystko szło w parze z bardzo dobrą kulturą pracy – bez jakiegoś szalonego szumu wiatraków i dzikich temperatur. To efekt zastosowania autorskiej technologii Coldfront w wersji 3.0. Za chłodzenie odpowiada tutaj układ dwóch wentylatorów z turbodoładowaniem oraz czterokanałowy system wylotowy z komorą parową.


Reklama

Football Manager

Gra narkotyk. Nie znam drugiej produkcji, która byłaby tak nieatrakcyjna wizualnie, tak złożona i rozbudowana, a zarazem tak mocno wciągająca. To dosłownie symulator menedżera piłkarskiego w pełnym tego słowa znaczeniu. Dostajemy tutaj bowiem kontrolę nad niemal każdym elementem funkcjonowania klubu piłkarskiego – począwszy od wyboru składu i taktyki, przez zatrudnianie trenerów i pozostałych członków sztabu, po kontakty z mediami, transfery, reżimy treningowe itp. Ogarnięcie tego w jeden wieczór jest niewykonalne. Choć spędzam co roku przy kolejnej edycji Football Managera po 100-200 godzin to nadal niektóre elementy potrafią mnie zaskoczyć.

A to oczywiście idzie w parze z bardzo rozbudowaną społecznością. Jak łatwo się domyślić gra nie ma pełnych licencji na wszystkie ligi, ale bardzo łatwo to obejść. W sieci znajdziemy fanowskie aktualizacje bazy danych, które dodają prawdziwe nazwy rozgrywek, drużyn i piłkarzy. Są też paczki z koszulkami, herbami klubów i crème de la crème – twarzami zawodników. Te ostatnie liczą po kilkaset tysięcy plików, więc musicie przygotować na to swój dysk SSD, który z FM-em miewa ciężkie przeprawy. Na szczęście tu miałem szybki SSD (na złączu M.2 NVMe) o pojemności 1 TB, więc nie zrobiło to na nim zbyt dużego wrażenia.


Europa Universalis IV

Kolejna rozbudowana produkcja, której opanowanie jest długotrwałym procesem. Tu obejmujemy kontrolę nad jednym z europejskich (i nie tylko, bo do dyspozycji są też wybrane kraje z Bliskiego i Dalekiego Wschodu, Ameryki Łacińskiej oraz Afryki) państw w okresie późnego średniowiecza (1444) i prowadzimy je przez wieki aż do roku 1821. W tym czasie mamy sporo roboty – zadbać o gospodarkę, rozwinąć handel, prowadzić sprawne działania dyplomatyczne i oczywiście wygrywać wojny. Wszystkie te elementy tworzą bardzo rozbudowaną sieć zależności, czynią EUIV grą bardzo wymagającą – szczególnie, kiedy zdecydujemy się poprowadzić kraj, który nie jest mocarstwem.

A to oczywiście nie wszystko, bo na przestrzeni lat rozgrywka jest rozbudowywana o kolejne elementy. W epoce kolonializmu będziemy rywalizować o kontrolę nad nowym światem, a w trakcie wojen religijnych będziemy musieli opowiedzieć się po jednej ze stron. Nie zapominajmy też o istnieniu papiestwa oraz Świętego Cesarstw Rzymskiego, nad którymi każdy chce przejąć kontrolę… (choćby po to, żeby je rozwiązać).

Niestety gra jest obecnie w dołku. Pazerność twórców doprowadziła do sytuacji, w której kolejne DLC zamiast ulepszać rozgrywkę to ją destabilizowały, wprowadzając tony błędów. Pozostaje mieć nadzieję, że ten kryzys Paradox ma już za sobą, bo EUIV jest po prostu zbyt dobra, by ją tak profanować.

Europa Universalis IV to gra sprzed dobrych kilku lat, ale ogrom dodatków i nowej zawartości sprawiają, że potrafi być bardzo trudna do przełknięcia dla komputera. W jednym momencie na ekranie mamy bardzo dużo poruszających się w tym samym momencie obiektów. Co więcej, sprzęt musi bez przerwy praktycznie napędzać działania sztucznej inteligencji – a więc każdego innego kraju, którym nie kierujemy. To są przeogromne ilości danych i obliczeń. Legion 7 nie miał z nimi problemu. Co ciekawe, głośniki (2 jednostki Harmana o mocny 2W z Nahimic Audio) w tym laptopie są tak dobre, że nie cierpiałem, puszczając sobie na nich fenomenalny soundtrack z EUIV. Jest to na pewno warte odnotowania.

 

Grzegorz

Ja grałem na Lenovo Legion 7 tylko przez tydzień bo na tyle Tomek “wypożyczył” mi sprzęt do testów. Szczerze mówiąc, uwielbiam takie testowanie, bo chyba nie ma nic lepszego granie, które jest pracą.

W co gram i w co grałem? Przyznam, że moje zestawienie jest dość dziwne. Typy gier które podobają mi się teraz i przy których spędziłem dziesiątki godzin są diametralnie różne od tego, w co grałem kiedyś. Zacznijmy więc.

CS:GO i Valorant

Dwie gry o bardzo podobnym charakterze. Drużynowa walka dwóch zespołów po 5 osób. Strzelanki, które z początku mogą wydawać się dość łatwe i przyjemne szybko zmieniające się w bardzo duże wyzwanie. W tego typu grach komunikacja i tak zwany team play są elementami kluczowymi. Czasem mecz wygrywa się właśnie tym umiejętnościami. W grach tego typu od strony technicznej liczą się tak naprawdę dwa elementy.

Pierwszym z nich to ping i związane z nim lagi. Tutaj jednak nawet najlepszy komputer nam nie pomoże jeśli nie będziemy mieli dobrego łącza internetowego. Drugim elementem są FPS-y czyli miara płynności wyświetlania obrazu. W CS:GO i Valorant im więcej tym lepiej. W przypadku CS:GO wysoki wyniki FPS osiąga się, obniżając jakość grafiki (praktycznie niezależnie od komputera), która w grze tak naprawdę nie jest wymaga. Przy produkcji nowej i dobrze zoptymalizowanej typu Valorant nie bawimy się już w takie rzeczy i staramy się tak skonfigurować grę, aby nie tracąc efektów wizualnych wyciągnąć przynajmniej te 160 FPS. Dlaczego tyle? Odpowiedź jest dość prosta - taką liczbę klatek wspiera ekran naszego Legiona 7 - 16-calowa matryca IPS (2560 x 1600) odświeżanie z częstotliwością 165 Hz. Owszem, im więcej tym lepiej, ale zapewniam, że przy takim wyniku grać się będzie bardzo dobrze. Warto tutaj podkreślić, że to bardzo jasny wyświetlacz (500 nitów jasności) oferujący 100-procentowe pokrycie palety sRGB i wspierający takie technologie, jak Dolby Vision, Free-Sync czy G-Sync.


Path of Exile, Last Epoch, Diablo II  i III

Do tych gier wracam regularnie wraz z nowym sezonem. Królem w aktualizacjach i dostarczaniu nowych mechanik jest tutaj PoE. Co sezon dostajemy coś nowego, co powoduje, że chcemy zagrać jeszcze raz i jeszcze raz się sprawdzić. Wszystkie te gry to kategoria Hack&Slash czyli lecimy naszym bohaterem/bohaterką i gromimy dziesiątki czy setki przeciwników na mapach. Wydaje się to być zajęciem mało wciągającym, ale jest jedno kluczowe słowo, które powoduje że ten gatunek ma tylu zwolenników. Słowem tym jest build.

Build to kombinacja umiejętności, cech i wyposażenia bohatera. Dzięki temu nasz styl gry może być wyjątkowy i unikalny. Szlifowanie naszego buildu w poszukiwaniu idealnie dobranych elementów to w tego typu grach zabawa na długie godziny. Różnorodność buildów powoduje, że w tego typu gry gramy bardzo często od początku sprawdzając możliwości nowych rozwiązań i ich efektywność. Do analizy buildów tworzone są przez społeczność specjalne narzędzia, które przypominają skomplikowane macierze matematyczne.


Uwielbiam Hack&Slashe bo są to gry, które pozwalają na szybką chwilę relaksu (polecam np. grać i jednocześnie słuchać ulubionego podcastu) a jeśli ktoś ma więcej czasu to na pełne zaangażowanie w każdy niuans i mechanikę gry.

Gry tego typu lubię też za to, że nie są zbyt wymagające jeśli chodzi o komputer na którym gramy. Przeważnie są dobrze zoptymalizowane i można grać na naprawdę każdym sprzęcie, nie wspominając o takiej maszynie jak testowany Legion 7.

New World i Lost Ark

New World od Amazona to gra typu MMO. Miał być hitem, jest grą porządną, ale z pewnymi brakami, które twórcy póki co starają się naprawić. Przed New World była olbrzymia szansa, aby zastąpić skutecznie umierający już World of Warcraft. Niestety z powodu niedociągnięć i pewnych bardzo dyskusyjnych mechanik liczba graczy tego tytułu zaczęła dość szybko spadać.

Ja natomiast osobiście wierzę w ten tytuł, gatunek na który porwał się Amazon jest bardzo trudny. Jeśli jednak uda się dopracować wszystkie niedociągnięcia, będą mieć produkt na lata i tego im życzę bo mi osobiście gra się w niego bardzo fajnie (choć gra nabiera zdecydowanie rumieńców kiedy gra się z własną ekipą).


Lost Ark to natomiast gra typu ARPG (Action RPG), gra koreańska którą Amazon jako wydawca sprowadza do Europy (premiera w EU już niedługo). Ja miałem okazję przejść Lost Ark w wersji koreańskiej. Doszedłem do tak zwanego endgame czyli aktywności po zakończeniu głównych wątków fabularnych i postanowiłem, że resztę gry będę “męczył” kiedy już będzie w Europie. Lost Ark to takie koreańskie Diablo 3, ale moim zdaniem o wiele ciekawsze, lepiej rozbudowane z większą ilością fabuły i naprawdę ciekawymi mechanikami w end game.

Lost Ark należy do tytułów z bardzo dobrą optymalizacją, grając na Legionie nie miałem żadnych “chrupnięć”, ani problemów z wydajnością a uwierzcie mi czasem na ekranie dzieje się bardzo dużo. Legion 7 ma kartę GeForce RTX 3080 z najwyższym współczynnikiem TGP (165W) na rynku, co przekłada się na najwyższą wydajność GPU pośród laptopów ogółem. Efekty, wybuchy, błyskawice i tysiące kolorów - tak wygląda walka w koreańskich gra i za to niektórzy je uwielbiają a inni omijają szerokim łukiem.

 

***

Kiedyś się mówiło, że granie na laptopie to pewnego rodzaju kompromis między wygodą, a ceną (mobilnością)? Mamy wrażenie, że te teorie można dziś włożyć już między bajki. Walory laptopa gamingowego dobrej klasy są bezdyskusyjne. A poziom wydajności i jakości, do którego dotarły przenośne maszyny robi spore wrażenie. I choć finalnie każdy wybierze to, co mu najbardziej odpowiada, nie warto zamykać się tylko na jedno rozwiązanie.

 

--

Materiał powstał we współpracy z Lenovo

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama