To moja kolejna przesiadka, po porzuceniu po 6 latach Androida w maju tego roku, kiedy to moim podstawowym smartfonem stał się iPhone SE. Teraz przyszedł czas na porzucenie Google Chrome, a miało pośredni wpływ na to odstawienie Chromebooka.
Przesiadłem się z Google Chrome na Microsoft Edge i… nastała cisza
Do tej pory w biurze korzystałem z Acera Aspire V13, a w domu z Chromebooka - Acera CB5-311 z Tegrą K1. Oba urządzenia dzieliła przepaść jeśli chodzi o szybkość działania, a przede wszystkim ładowania stron. Chromebook to głównie przeglądarka, więc ten parametr jest najistotniejszy. Niemniej zwalałem to cały czas na internet mobilny w domu, w biurze mamy kablowy, więc tym to sobie tłumaczyłem.
Ostatnio jednak, tydzień temu przytargałem do domu Acera z biura, chciałem w końcu go sobie na spokojnie w weekend sformatować (to ważne info) i zaktualizować do najnowszej wersji Windows 10. Po wszystkim zacząłem pracować już tylko na nim. O dziwo, na tym moim internecie mobilnym pracowało się zdecydowanie szybciej w Google Chrome niż na Chromebooku, jednak jedna rzecz nie dawała mi spokoju - zaczęło być głośno pod maską. O ile w biurze tego nie zauważyłem, zwykle jest głośno, a jak chce się skupić to zakładam słuchawki, o tyle w domu, kiedy pracuje w ciszy zaczęło to być udręką.
Apogeum jednak przyszło z chwilą, kiedy przysiadłem do Netfliksa. Myślałem, że zaraz mi odleci ten laptop, tak zaczęło wirować w środku. W końcu też założyłem słuchawki (pomijając powód, niezły motyw, całkiem inne doświadczenie przy oglądaniu filmów, polecam, jak ktoś nie próbował). Nie dawało mi to jednak spokoju i zajrzałem do menadżera zadań, a tam przy Google Chrome, jakieś 1,7 GB zajętej pamięci! Wprawdzie mam w nim 8 GB, ale litości to nie jest normalne.
Przeniosłem się w końcu z filmem na Microsoft Edge i nastała cisza, ten sam film, a komputer ani razu się „nie odezwał”. Już podczas pracy na Edge z otwartymi kilkunastoma zakładkami, sprawdziłem jeszcze jedną rzecz, uruchomiłem w kolejnej zakładce artykuł ze sport.pl - nie zrobiło to wrażenia na tej przeglądarce. Po chwili odpaliłem ten sam artykuł w Google Chrome (tylko jedna zakładka) - laptop odpalił silniki. To mnie tylko utwierdziło w decyzji.
Jak się pracuje na Microsoft Edge? Strony wczytują się błyskawicznie, kilkadziesiąt zakładek nie robi wrażenia na tej przeglądarce, niezależnie od zawartości. Co ważne, szybko wczytuje się Slack czy Feedly, z których korzystam bez przerwy. Chrome mieli te strony przed odpaleniem znacznie dłużej.
A co z rozszerzeniami z Chrome? W zasadzie korzystałem w nim już tylko z FireShot do robienia zrzutów ekranów, Microsoft Edge ma to wbudowane, dodatkowo można na nich wcześniej coś „pobazgrać”. Minus? Kopiuje rezultat do schowka, który trzeba później wklejać do IrfanView. Ujdzie, ewentualnie będę korzystał ze Skitcha.
Dalej, nie podoba mi się zachowanie w zakładkach, stałe zakładki mam przypięte, na przykład Feedly i kiedy odpalam linka z listy newsów otwiera mi się w nowej zakładce, ale kiedy zamykam ją wyświetla się pierwsza nie przypięta, otwarta wcześniej. W Google Chrome wracało z powrotem do Feedly. Ciężko też przyzwyczaić się do sposobu wyświetlania ulubionych, mam opasłą listę dodanych tam stron, posegregowanych w foldery. W Chrome foldery otwierają się w kolejnych okienkach, tutaj rozwija się cała lista już i tak długa (chodzi o tę listę, która nie mieści się na głównym pasku).
Przy okazji sprawdziłem też Binga, słyszałem/czytałem gdzieś, chyba nawet w komentarzach na Antyweb, że już jest z nim lepiej.
Nie, nie jest, w wynikach wyświetla ostatnie wpisy, zamiast te najlepiej dopasowane do zapytania (Google.pl uruchomione bez zalogowania na swoje konto w Edge). Zostaje przy Google.pl, podobnie jak przy Gmailu, do Outlooka robiłem już kilka podejść. Siła przyzwyczajenia jest tu nie do przeskoczenia.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu