Świat

"Tesla to przekręt". Mocne słowa biznesmena i... mocna odpowiedź Muska

Maciej Sikorski
"Tesla to przekręt". Mocne słowa biznesmena i... mocna odpowiedź Muska

Tesla na październik zapowiedziała dwie premiery: pod koniec miesiąca czeka nas wydarzenie dotyczące energii, wcześniej prawdopodobnie impreza poświęcona motoryzacji. W obu przypadkach Elon Musk powinien się postarać i pokazać coś ciekawego, najlepiej konkrety. Powodów jest kilka, a jednym z nich krytyka, jaka spada na niego i jego biznesy. Krytyka, która odgrywa ważną rolę przed wyborami. Nie ulega przy tym wątpliwości, że wynik tych ostatnich będzie miał dla biznesmena spore znaczenie.

Przekręt - to słowo jest od kilku dni powtarzane w mediach, a pojawia się w kontekście funkcjonowania Tesli. Nie chodzi jednak o wynik jakiegoś dziennikarskiego śledztwa. Słowa "przekręt" użył biznesmen z sektora energetycznego, konkretnie wydobywczego - szef wielkiej firmy dostarczającej węgiel na amerykański rynek. Robert Murray, CEO Murray Energy nie przebierał w słowach, gdy kilka dni temu zaproszono go to telewizji, stwierdził wprost, że Tesla pali miliardy dolarów otrzymywane od państwa, czyli od podatników i nadal przynosi straty. W obu przypadkach trzeba się z nim zgodzić: firma otrzymuje wsparcie od państwa i nadal jest pod kreską. Ale czy można mówić o przekręcie?

Na reakcję Muska nie trzeba było długo czekać, ta pojawiła się oczywiście w mediach społecznościowych, konkretnie na Twitterze, który ma się jeszcze gorzej niż Tesla. Miliarder z Doliny Krzemowej napisał m.in., że jego firma otrzymuje drobniaki, gdy porówna się to ze wsparciem, jakie dostaje biznes węglowy. Tym razem trudno odmówić racji Muskowi i nie dotyczy to wyłącznie rynku amerykańskiego, problem jest dzisiaj globalny. Wystarczy wspomnieć o sytuacji w naszym górnictwie, które od lat znajduje się w kryzysie i od lat wymaga wsparcia.

Te przepychanki słowne być może nie miałyby większego znaczenia, gdyby nie wydarzenie, od którego dzieli nas kilka tygodni - mowa o wyborach prezydenckich w USA. Kandydaci na to stanowisko mają różne podejście do kwestii surowców i ich pozyskiwania, sposobów wytwarzania energii, nowych rozwiązań na tych polach (przynajmniej tak deklarują). Donald Trump jawi się jako obrońca przemysłu wydobywczego i węgla, Hillary Clinton to osoba kojarzona z OZE, posiadająca wsparcie Doliny Krzemowej. Wygrana jednej z tych osób nie oznacza, że "obóz" drugiej musi się pakować, że całkowitym zwycięzcą będzie węgiel albo Tesla. Możliwe jednak, że kilka lat rządów wzmocni dany sektor lub go osłabi.

Nie chodzi jedynie o to, czy w przypadku zwycięstwa Trumpa Tesla będzie nadal otrzymywać wsparcie finansowe - zwłaszcza, że prezydent USA nie jest w tym temacie panem i władcą. Liczy się także atmosfera wokół danego sektora, Ułatwienia dla prowadzenia biznesu, sprzyjanie mu np. poprzez zmiany w przepisach. Jeżeli brakuje wsparcia politycznego, to nawet najlepszy pomysł może upaść i nie jest to wyłącznie domena rynku amerykańskiego - firmy nie pakują w kampanie wyborcze milionów dolarów, bo nie mają lepszego pomysłu na spożytkowanie tych pieniędzy, ale dlatego, że liczą na "zwrot" środków po wyborach.

Pod koniec ubiegłego tygodnia pisałem o zapowiedziach szefa WikiLeaks, który zamierza publikować materiały dotyczące m.in. Hillary Clinton. Jeden z Czytelników dziwił się wówczas, że Polaków interesuje kampania wyborcza za Oceanem. Mnie to nie dziwi, temat zawsze wywoływał spore emocje i to na całym świecie: nadal mówimy o najpotężniejszym mocarstwie i osobie, która ma tym mocarstwem sterować. Decyzje, jakie podejmie Clinton/Trump, mogą wpłynąć na kroki podejmowane w innych regionach świata, mogą mieć wpływ na biznes.

Biorąc pod uwagę ten fakt, zastanawiam się, czy podczas najbliższych konferencji Elon Musk przekona niedowiarków, że robi coś wielkiego, czy też utwierdzi krytyków w przekonaniu, że to przekręt? Potrzebne są mocne prezentacje i będą one istotne nie tyko dla Tesli...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu