VOD

Polskie UFO na Netflix. Takich kosmitów nie widzieliście

Konrad Kozłowski
Polskie UFO na Netflix. Takich kosmitów nie widzieliście
Reklama

Nowy polski serial Netfliksa "Projekt UFO" to nie lada niespodzianka. Jak wypada nowość od scenarzysty "Wielkiej wody" i "Rojsta"?

Kasper Bajon współodpowiadał za sukcesy "Rojsta" i "Wielkiej wody", a jeszcze w tym roku na Netflix zobaczymy jego nowy projekt z Janem Holoubkiem, czyli "Heweliusza". Zanim to jednak nastąpi, platforma pokaże jego (solowy) projekt, w którym nie tylko napisał historię, ale po raz pierwszy stanął za kamerą. "Projekt UFO" był jednym z głośniejszych tytułów w ramówce Netfliksa na ten rok - nie tylko za sprawą jego twórcy, ale także tematyki oraz obsady. Lądowania UFO w Polsce to jednocześnie mało znany, ale dość eksplorowany temat, natomiast za nośność tego projektu odpowiadają m. in. Piotr Adamczyk, Mateusz Kościukiewicz, Maja Ostaszewska, Julia Kijowska czy Adam Woronowicz.

Reklama

Projekt UFO - recenzja serialu Netflix. Polskie Roswell

"Projekt UFO" to czteroodcinkowy mini-serial, a Kasper Bajon nie wyraża raczej większej chęci kręcenia kontynuacji. Po pokazie przedpremierowym, w ramach panelu Q&A, powiedział, że dobry pomysł i dobra historia, szczególnie że materiału źródłowego nie brakuje, byłyby wystarczającym powodem, by pomyśleć o nowej serii, ale debiutujący dziś serial nie powstawał z myślą o wielosezonowej historii. I bardzo dobrze, bo choć format antologii mógłby się tu sprawdzić, to jednak "Projekt UFO" to ewidentnie zamknięta historia, do której - moim skromnym zdaniem - nie należałoby już powracać.

Przyczynkiem do całego zamieszania jest rzekome lądowanie UFO we wsi Truskasy, gdzie lokalny pasjonat tej tematyki, Zbigniew Sokolik (Mateusz Kościukiewicz), zdaje się mieć odpowiedzi na większość pyta dotyczących przybyszy z innej planety. To przyciąga oczywiście uwagę mediów, w tym gwiazdy programu "Bliskie spotkania" Jana Polgara (Piotr Adamczyk). Wizyta Sokolika w studiu telewizyjnym nie przynosi jednak oczekiwanych przez mężczyznę rezultatów, ponieważ zamiast rozgłosu i uznania, zostaje on upokorzony i wyśmiany przed całą Polską.

Jednocześnie temat staje się furtką do rozwoju kariery dla wielu innych osób, w tym kochanki Polgara, Wery Wierusz (Maja Ostaszewska), której małżonek jest sekretarzem. Ten sam sekretarz Henryk Wierusz zleca jednak Polgarowi dogłębne zbadanie sprawy i nakręcenie programu, który miałby udowodnić zbliżające się niebezpieczeństwo. W Truskasach swoją szansę na awans wyczuła kapral Borewicz (Julia Kijowska), którą z Sokolikiem łączy zażyła przeszłość.

Ten serial wygląda znakomicie

"Projektu UFO" może pochwalić się niesłychanym dopracowaniem szczegółów - ponownie oglądamy serial w czasach PRL-u, gdzie każdy element scenografii z osobna robi na nas wrażenie podczas seansu, a jako całość tworzy niezwykle zgrane i wiarygodne środowisko. To przekłada się na brak sztuczności każdej ze scen, bo zatapiamy się w tym świecie, niezależnie od tego, czy przebywamy w pomieszczeniach przedstawicieli najwyższych szczebli władzy, czy zaglądamy do skromnych progów mieszkańców Truskasów. Oczywiście drobne potknięcia się zdarzają, ale tylko szukające ich kosmicznie czujne oko dopatrzy się takich detali. Zamiast poszukiwania błędów, lepiej bliżej przyjrzeć się zielonym ludzikom, które pokazano w "Projekcie UFO", bo takiej reprezentacji obcej cywilizacji jeszcze chyba nie widzieliśmy.

Równie dobre wrażenie robią kreacje aktorskie, bo widać jak na dłoni, że na każdą z postaci twórca scenariusza i aktorzy mieli konkretne pomysły. Nie zdarza im się raczej przeszarżować, ale jest kilka scen, które mogą zapaść w pamięć. Trudno nie dostrzec też, że te role sprawiają im sporo frajdy, choć wspominany Kościukiewicz miał chyba najtrudniejsze zadanie, ponieważ przez cały serial nie ma prawa uśmiechnąć się ani razu i bywa przez większość czasu totalnie wycofany.

Czy warto oglądać Projekt UFO na Netflix?

Tym, co nie do końca się udało, to tempo i dynamika odcinków. Choć motywacje bohaterów są jasne i doskonale wiemy, jakie przyświecają im cele, to jednak nie były na tyle silne i przekonujące, bym powiedział, że to dla nich ogląda sie "Projektu UFO" do końca, bo zwyciężyła u mnie jednak zwykła ciekawość rozwikłania samej zagadki. Fajnie, że nie jest jasno wskazane, kto jest tu pozytywną postacią czy czarnym charakterem, ale jednocześnie nie kibicowałem chyba żadnemu z bohaterów, lecz obserwowałem, jak walczą o swoje.

Po pierwszym epizodzie nie byłbym raczej skłonny kontynuować seansu, gdyby nie zwykła ciekawość wynikająca z niemałego zainteresowania tematyką UFO. Dla zwykłego widza decydujący będzie odcinek drugi, który mocniej popycha akcję naprzód i nadaje całości lepszego wydźwięku. Pod koniec serii tempo znów spada i wyjaśnienia zajmują za dużo czasu, więc nie wiem czy lepszym rozwiązaniem nie byłoby pozostawić większej liczby nierozwiązanych wątków i niewyjaśnionych metafor.

Reklama

A tymi serial jest wręcz utkany, bo czas akcji nie jest tu przypadkowy. Drugie dno wielu scen, dialogów, zwrotów i określeń kluczowych dla wydarzeń z PRL-u to gratka przede wszystkim dla tych posiadających pewną wiedzę i przejawiających zainteresowanie tą historią. Nie inaczej jest w przypadku samej tematyki UFO, gdzie prawdziwe postacie i wydarzenia będące inspiracją dla serialu okazują się być też źródłem wielu świetnych "UFO smaczków" (jak określił je z prowadzących "Kanału o UFO" z YouTube podczas sesji Q&A).

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama