Mobile

Producenci wykreowali tyle sztucznych potrzeb, że czuję się jak człowiek z poprzedniej epoki. Mam świetnego smartfona, ale chcę mieć lepszego

Kamil Ostrowski

Wychowałem się na grach, jestem gadżeciarzem, od p...

53

Okej, stało się. Zupełnie dałem się omotać producentom. Może to te urządzenia, które dostaję do testów, może to ostatni wyjazd na targi IFA, może to dzisiejsze ogłoszenia Nokii, ale chcę nowy telefon. Co ciekawe, dopiero co go wymieniałem. Na model, który jeszcze nie obszedł nawet swoich pierwszych...

Okej, stało się. Zupełnie dałem się omotać producentom. Może to te urządzenia, które dostaję do testów, może to ostatni wyjazd na targi IFA, może to dzisiejsze ogłoszenia Nokii, ale chcę nowy telefon. Co ciekawe, dopiero co go wymieniałem. Na model, który jeszcze nie obszedł nawet swoich pierwszych urodzin, a swego czasu zrywał czapki z głów.

Parę miesięcy temu, po przedłużeniu umowy, wybrałem sobie LG Nexusa 4. Poskąpiłem dodatkowe pół tysiąca złotych na HTC One (taka była różnica w cenie) i teraz żałuję. Żałuję solennie, żałuję każdego dnia. I chociaż niczego mi nie brakuje, to czuję w sercu pustkę, której nie wypełnię jeszcze przez półtorej roku.

Zostałem omotany. Zostałem naciągnięty i wmówiono mi, że potrzebuję funkcji, o których mi się kiedyś nie śniło. Przekonano mnie, że chcę aby mój telefon mógł robić godne zdjęcia, także w nocy (wielkie dzięki Nokia, HTC). Nastawiono mnie na to, że słuchawka musi mieć nienaganny design, a najlepiej jakby była wodoodporna (jesteś z siebie zadowoleni tam w Sony?). Wreszcie, ekran powinien się świecić wszystkimi kolorami tęczy, a telefon działać z prędkością światła i oferować trylion funkcji, którymi będę mógł bawić się przez miesiące (dzięki uprzejmości Samsunga). No i Apple, które... okej, Apple akurat w moim życiu jest trochę na uboczu, bo już dwa lata temu ekrany w iPhonach wydawały mi się za małe.

Tymczasem mam swojego Nexusa 4. Ma absolutnie neutralny design, wygląda wręcz jak szablon, na którym można by dopiero projektować. Czysty Android ma tę zaletę, że wszystko działa zgrabnie i szybko, ale goły system od Google jest wciąż brzydki i nudny jak flaki z olejem. Brakuje mi też paru podstawowych, wydawałoby mi się, funkcji do których muszę instalować aplikacje, takich jak inteligentne wybieranie czy synchronizacja kontaktów z Facebookiem, Twitterem i innymi społeczniakami. Aparat ledwie nadaje się do tego, żeby pstrykać nim w dobrych warunkach pogodowych i z rękoma usztywnionymi gipsem, ale skorzystałem z tego, że słuchawka obsługuje NFC i kupiłem sobie ten zwariowany obiektyw od Sony (problem solved). Jest szybki, bateria trzyma standardowy jeden dzień, ma bardzo dobry ekran. Ale wpis nie miał być o Nexusie, bo on jest tylko przyczynkiem to przemyśleń.

Krótko więc mówiąc, niczego w nim nie brakuje, chociaż doskonały nie jest. Gdybym zwalczył swoje lenistwo, pewnie mógłbym go tak upiększyć i udoskonalić osobistym doborem nakładek, launcherów i aplikacji, żeby nie odstawał od konkurencji. Istotnych wad, które można by wytknąć w ewentualnej recenzji, jest niewiele - nieco za mało pojemna bateria, dosyć mocne grzanie, słabiutki aparat. Co jednak boli mnie bardziej, to brak „bajery”. Jest to spowodowane po części faktem, że model ten w ogóle jest dosyć neutralny, po części tym, że nie jest nowy. Producenci wykreowali we mnie sztuczną, okropną chęć posiadania bajeranckiego sprzętu, najlepiej najnowszego modelu, a nie tylko użytecznego i o dobrym wskaźniku ceny do jakości.

Rynek zawsze działał tak samo, niemalże od prehistorii sprzętów mobilnych i w ogóle elektroniki osobistej, zachęcano nas w podobny sposób. Mamy więcej, robimy lepiej, działamy szybciej. Ostatnio jednak mam wrażenie, że cały wyścig nieco skręca. "Oferujemy taki styl życia", "z nami będziesz mógł osiągnąć to i tamto", "wyobraź sobie swoje życie z...", itd, itd. Dodajmy do tego naprężenie marketingowych muskułów, wywołane boomem na smartfony i tablety i stajemy naprzeciwko fali, której ciężko się oprzeć. Mając wszystkie najnowsze telefony, byłoby mi prawdopodobnie obojętne, którego bym akurat używał. Może nawet byłby to Nexus 4, którego teraz trzymam w kieszeni. Czasami daję się zwariować, widząc kolejny test wodoodporności urządzeń Sony, albo reklamy z uśmiechniętymi, rozpromienionymi posiadaczami HTC One, dopinającymi biznesy gdzieś na Manhattanie. "Kup mnie", mówią te słuchawki, "chodź z nami na Manhattan, będziesz maklerem giełdowym, albo prawnikiem ich obsługującym.".

Dlatego właśnie kłuje mnie poczucie dyskomfortu, chociaż nie mam ku temu żadnych podstaw. Wiem że zachowuję się jak rozpuszczone dziecko i przez jakiś czas czułem się ze sobą źle, dopóki się nie zorientowałem, że padłem po prostu ofiarą całych sztabów specjalistów, którzy od lat nade mną pracowali. Już teraz wiem, że następnym razem wybierając telefon, nie będę się kierował zdrowym rozsądkiem, tylko prawdopodobnie wybiorę najfajniejsze urządzenie, chociażbym miał zapłacić jak za zboże. Za parę dni Google do spółki z LG oficjalnie zapowiedzą zapewne Nexusa 5. Na samą myśl czuję się źle. Diabli niech wezmą moje skąpstwo, do kitu z taką robotą.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Więcej na tematy:

telefonLGSmartfonNexus 4