Felietony

Producenci smartfonów doszli do ściany. Ale zamiast o tym powiedzieć głośno, wolą oszukiwać

Mirosław Mazanec
Producenci smartfonów doszli do ściany. Ale zamiast o tym powiedzieć głośno, wolą oszukiwać
28

Na pewno wszyscy znają powiedzenie o tym, że lepsze jest wrogiem dobrego. I coś takiego stało się właśnie z telefonami.

Szaleńcze tempo narzucone kilka lat temu przez producentów właśnie zaczyna odbijać się czkawką. I to zarówno im, jak i nam, czyli użytkownikom. Pogoń za innowacjami, przynajmniej w formie jaką znamy do dziś, kiedyś musi się skończyć. I moim zdaniem  taki proces właśnie obserwujemy.

Wyniszczająca rywalizacja

Wiele lat temu firmy miały jedną, flagową linię. I urządzały wielkie premiery raz do roku. Aż do momentu, gdy któraś wpadła na pomysł, by z jednej zrobić dwie. Huawei – P i Mate. Samsung – S i Note. Za nimi podążyli inni a na rynku zrobiło się gęsto od nowości. Nie wszyscy wytrzymali ten wyścig, po drodze odpadły Motorola (która dopiero teraz, po wielu zmianach właścicielskich powraca do ekstraklasy), LG, które zupełnie zrezygnowało z produkcji smartfonów, Sony, które jest, ale jakby go nie było. Zniknął, choć z zupełnie innych przyczyn, Huawei, który przez wiele lat był motorem napędowym rynku. I który sam nakręcał spiralę, zmuszając konkurencję do ciężkiej pracy. Pojawili się nowi silni gracze, głównie ze stajni BBK – OPPO, VIVO, realme. Próbuje powrócić Honor, który oficjalnie odłączył się od Huawei. Xiaomi zmienia  strategię i pozycjonuje się na wyższej półce, masowym klientem ma się zająć Redmi. Nie wiadomo, co będzie dalej z OnePlus.

Smartfonowa nuda

A co z rzeczą najważniejszą, czyli smartfonami? Od paru lat w zasadzie nic ciekawego się nie dzieje. Firmy próbują walczyć formą, czyli składanymi urządzeniami, i tu jest spore pole do rozwoju. Ale na razie są to telefony mniej trwałe, dużo droższe i globalnie – wciąż niszowe – z wyjątkiem Korei, gdzie rządzi Samsungowy Flip.

Natomiast w warstwie technicznej producenci doszli już do ściany. Niektórym udało się nawet lekko ją naruszyć, zostawiając w niej ślad głowy. I teraz zaczynają tego żałować.

Czym producenci kuszą użytkowników? Przede wszystkim wydajnością, budową smartfona i robionymi przez niego zdjęciami.  Topowe urządzenie musi być szybkie, a w zasadzie najszybsze. Bo tylko wtedy jest topowe. Więc z roku na rok wkładano do nich coraz lepsze procesory. A firmy je produkujące podkręcały wydajność, bo przecież tego chcą producenci. W ten sposób doszliśmy do sytuacji, w której mamy w smartfonach moc, której nie ma do czego wykorzystać. Ale taka wydajność okupiona jest wysokimi temperaturami i szybkim zużyciem baterii. Czyli całościowo – efekt finalny dla normalnego użytkownika jest na minus, a nie na plus.

Bez sensu? Oczywiście. I producenci smartfonów doskonale o tym wiedzą. Ale przecież nie powiedzą o tym głośno. Zamiast tego, po cichu, sami programowo ograniczają wydajność procesorów podczas tych działań, gdzie nie muszą one pracować na 100 proc. a np. połowa ich mocy w zupełności wystarczy. Złapano na tym ostatnio Samsunga, podobne działania stosuje Xiaomi, a ja jestem pewny, że to nie są ostatnie firmy o których usłyszymy w tym kontekście.

Osobiście uważam, że Snapdragon 870 jest ostatnim udanym procesorem firmy Qualcomm, a sam używam smartfona z jeszcze starszym Snapdragonem 855 i bardzo go sobie chwalę.  I jeszcze długo nie pomyślę o jego wymianie.

Światełko w tunelu

Sporą stagnację widać również w dziedzinie foto. Od kilku lat zdjęcia we flagowcach są na bardzo wysokim poziomie a różnice pomiędzy poszczególnymi generacjami są minimalne. Co prawda wkładane są coraz większe matryce (znów ta potęga liczb), ale w smartfonowej fotografii to tak nie działa. Tu trzeba nadrabiać oprogramowaniem. I właśnie dlatego moim zdaniem królem w tej dziedzinie jest Pixel, a wielkie brawa należą się Samsungowi. W swojej linii Galaxy S22 pozostawił on praktycznie identyczną optykę co w S21, ale bardzo popracował nad oprogramowaniem aparatu, przez co zdjęcia są zauważalnie lepsze.

Mam nadzieję, że właśnie tą drogą pójdą producenci. Zaczną poprawiać oprogramowanie – a wiele firm ma tu spore pole do popisu – a przestaną się ścigać na ilość pikseli i kosmiczną wydajność.

Temat zresztą jest szerszy, bo sytuacja na świecie jest niestabilna i potrzeba wymiany telefonu co rok może zejść na dalszy plan, są w końcu w życiu rzeczy ważniejsze. I wtedy też klienci powinni docenić tych, którzy dają swoim urządzeniom długi okres wsparcia i długie, bezproblemowe działanie. Właśnie o takich rzeczach powinny teraz myśleć firmy.

W piersi powinniśmy się uderzyć również my, dziennikarze, bardzo często nakręcający tą bezsensowną spiralę. Podniecanie się większą mocą czy większą ilością pikseli jest zdecydowanie niezdrowe i do niczego dobrego nie prowadzi. Suche cyferki nijak się mają do realnego działania urządzenia, a ostatnie przykłady pokazują, że „więcej” w jednych aspektach, może znaczyć „mniej” w innych. A lepsze jest wrogiem dobrego.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu