Filmy

Netflix ma szczęście. "Proces Siódemki z Chicago" brawurowo i z przytupem opowiada ważną historię

Konrad Kozłowski
Netflix ma szczęście. "Proces Siódemki z Chicago" brawurowo i z przytupem opowiada ważną historię
8

Jeśli nazwisko Sorkin coś Wam mówi, to zapewne nie musicie czytać kolejnych zdań, bym przekonał Was do seansu "Procesu Siódemki z Chicago". Jeśli nie czujecie, że to wystarczy, to zapraszam do recenzji filmu.

"Proces Siódemki z Chicago" od twórcy "The Social Network"

Twórca scenariusza do "The Social Network" oraz "The Newsroom", a także reżyser i scenarzysta filmu "Gra o wszystko", przygotował nową produkcję nie dla Netfliksa, ale po przejęciu praw od Paramount, to właśnie na tej platformie zadebiutuje. Aaron Sorkin od zawsze lubił poruszać głośne i ważne sprawy, ale opowiadał je we własnym stylu. Większość jego dokonań można od razu rozpoznać, bo spod jego ręki wychodzą scenariusze pełne dynamicznych, wręcz momentami brawurowych dialogów pomiędzy postaciami.

Niektórzy porównują je nawet do wystrzałów z karabinu maszynowego, bo szybkość wypowiadanych słów jest tak duża. "Proces Siódemki z Chicago" nie jest typowym filmem Sorkina, ale od razu zauważalne są w nim charakterystyczne elementy dzieł dramaturga. Momentami jest to tak oczywiste, że widz może nawet uśmiechnąć się pod nosem, bo wymiany zdań i celne riposty to znaki rozpoznawcze Aarona Sorkina. Nie zabrakło ich i w tym filmie, ale wykorzystane zostały na tyle umiejętnie, że nie są motywem przewodnim całości.

Znamy pierwsze nowości Netflix w listopadzie. Polskie hity i pewniaki Netfliksa

"Proces Siódemki z Chicago" opowiada o wydarzeniach z późnych lat 60., gdy na sali sądowej znalazło się 8 oskarżonych o doprowadzenie do eskalacji protestu, który zamienił się w zamieszki. Nie otrzymujemy jednak skrupulatnego odtworzenia dzień po dniu całego procesu, lecz jest to jednak swego rodzaju pigułka. Regularnie przeplatane są sceny z procesu z tymi, które pokazują jak wyglądały zdarzenia będące obiektem sprawy. Dzieje się to oczywiście jak na zawołanie - gdy którakolwiek ze stron porusza dany wątek, serwowane jest nam wizualizacja relacji świadków wydarzeń. Nie jest to zbyt oryginalne rozwiązanie, ale działa. I działa na tyle dobrze, że blisko 2-godzinny seans mija niezwykle szybko.

Film opiera się na kilku schematach, ale odpowiednio wykorzystane dają świetne efekty

Tempo filmu jest naprawdę wysokie i pomimo dużego nagromadzenia przekazywanych informacji, faktów i nazwisk, wcale nie jest to seans męczący. Wręcz przeciwnie. Na tyle zgrabnie ubrano w słowa i obraz kluczowe dla sprawy kwestie, że po prostu wyczekujemy na kolejne sceny, bo nawet mimo znajomości przebiegu procesu, film potrafi zaangażować i wciągnąć. Nie jest to jednak tylko zasługa scenariusza czy zdjęć, a zestawu umiejętności, którymi wykazali się członkowie obsady. Nie chciałbym wśród nich nikogo faworyzować, bo udało im się stworzyć tak zgrany i dobrze wypadający na ekranie kolektyw, że brawa należą się wszystkim bez wyjątków.

Ten film Netfliksa z DiCaprio musi się udać. Taka obsada to gwarantowany sukces

Oczywiście niektórzy z nich mogli wykazać się nieco bardziej, bo na to pozwalał im scenariusz, ale nawet ci, którzy tylko potwierdzili swoje zdolności takim występem, powinni być zadowoleni z wykonanej pracy. W obsadzie pojawili się między innymi Eddie Redmayne, Sacha Baron Cohen, Jeremy Strong, John Carroll Lynch, Joseph Gordon-Levitt czy Mark Rylance. Jedna z gwiazd nie pojawia się w materiałach promocyjnych, więc pozostawię Wam odkrycie tej niespodzianki samodzielnie.

Historia  vs. scenariusz. Ameryka vs. wolność słowa

"Proces Siódemki z Chicago" porusza wiele niezwykle istotnych kwestii, szczególnie w kontekście ostatnich wydarzeń w Stanach Zjednoczonych, gdzie wciąż dyskutuje się o brutalności policji, wolności słowa, zamieszkach i protestujących. Film pokazuje, jak zepsuty może być system i jak dużą cenę można czasem zapłacić za to, że stanie się po niewłaściwej stronie barykady.

HBO znowu to zrobiło – to może być serial tej jesieni. „Od nowa” – recenzja

Wojna w Wietnamie pochłonęła setki tysięcy cywilów i żołnierzy, a protesty mające na celu zmusić rząd USA do wycofania wojsk doprowadziły do bezprecedensowej sytuacji, w której przed sądem stanęła grupa osób skazana na porażkę w rozprawie. Sorkin nie rozprawia się z tym problemem w nowatorski sposób, w filmie bez problemu wypatrzycie klisze, uproszczenia i niemałą dawkę patosu. Ale w żadnym wypadku nie może być mowy o przesadzie i nieodpowiednim balansie.

Netflix ma szczęście, że posiada prawa do "Procesu Siódemki z Chicago"

Przyznam, że jestem też bardzo pozytywnie zaskoczony pracą Aarona Sorkina jako reżysera, dla którego to druga tak duża produkcja w takiej roli najwyraźniej zebrane przez lata doświadczenie na planach zdjęciowych owocuje. Nie będziecie narzekać na brak ciekawych cięć i przejść, kadrów ani ładnych ujęć. Spodobało mi się użycie archiwalnych nagrań, a także tych, które na takowe są stylizowane. Niektóre sceny w bardzo dobitny sposób pokazują, co działo się, gdy protestujący starli się z policją, a to tylko podnosi rangę filmów i jego roli.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu