Felietony

[Od Czytelnika] Problem taksówkarza, czyli dwie rewolucje

Adam Jesionkiewicz
[Od Czytelnika] Problem taksówkarza, czyli dwie rewolucje
Reklama

Opisując technologiczny postęp rzadko kiedy wychodzimy poza stwierdzenia o nowych możliwościach, ułatwianiu życia i wchodzeniu w erę s-f. Zawężamy prz...

Opisując technologiczny postęp rzadko kiedy wychodzimy poza stwierdzenia o nowych możliwościach, ułatwianiu życia i wchodzeniu w erę s-f. Zawężamy przy tym obraz naszego świata, nie widząc jakie komplikacje dla naszego codziennego życia może przynieść najbliższa przyszłość. A nieokiełznany rozwój może nas postawić w środku Armagedonu podobnego do Rewolucji Październikowej.

Reklama

Wynalazek

Wszystko zaczyna się od wynalazku. Pierwszy lepszy przykład - autonomiczny samochód od Google. Są w pełni działające egzemplarze, w USA powoli dostosowywane jest do nich prawo - nic tylko czekać na licencjonowanie technologii i masową produkcję. Z punktu widzenia szarego człowieka świetna rzecz. Wsiadamy, wrzucamy w nawigację Zakopane, rozkładamy fotel i możemy się zdrzemnąć przed wyjściem w góry, a samochód sam nas bezpiecznie dowiezie na miejsce. Albo biznesowo. Wsiadamy rano do samochodu i już możemy rozpocząć pracę. Nie rzucamy bluzgami stojąc w korkach, tylko wyciągamy komputer i przeglądamy pocztę. Gdy po godzinie docieramy do biura jesteśmy już trochę odrobieni. Nie musimy siedzieć po godzinach, bo przecież zawsze jest dodatkowy czas w naszym samochodzie. Zwiększamy naszą efektywność i mamy więcej czasu na własne życie. Myśl "chcę takie" jest jak najbardziej uzasadniona.

Biznes

Ale samochody do prywatnych przejazdów to jeszcze nie wszystko. Co za problem zrobić z samochodu Google taksówkę? Jesteśmy w obcym mieście i idziemy na postój. Podchodzimy do pierwszego zaparkowanego samochodu. Stukamy w szybę drzwi wejściowych. Uruchamia się ekran dotykowy, na którym wybieramy dokąd chcemy jechać. System wyświetla nam cenę za przejazd i prosi o przyłożenie karty płatniczej do klamki. Płacimy zbliżeniowo, jeśli koszt przejazdu przekracza 50 zł to jeszcze tylko PIN i drzwi do samochodu się otwierają. Możemy jechać. Korzyści dla klienta: znamy cenę i znamy szacowany czas kursu przed wejściem do taksówki. Korzyści dla właściciela taksówki: nie musi sam jeździć, nie musi w ogóle zatrudniać kierowców, samochód może pracować praktycznie przez większość doby bez przerwy. Jedyne co trzeba zapewnić to sprzątanie i tankowanie.


Wdrożenie

Prawdziwym problemem jest to kim będzie właściciel taksówki. W samej Warszawie jest około 10 000 taksówkarzy. W całej Polsce pewnie grubo ponad 50 000. Jeżeli sami taksówkarze przeprowadzą rewolucję technologiczną to jest szansa, że nie będzie źle. Mogą założyć firmy, zbudować business plan, wziąć kredyt, kupić taksówki i żyć z zysków. Gorzej będzie jeśli zmiana przyjdzie z zewnątrz. Załóżmy, że zagraniczna korporacja wchodzi do Polski z ogromnymi środkami. Buduje bazy w większości miast i wypuszcza swoje e-pojazdy. Może zagwarantować o wiele niższą cenę za kurs, bo nie zatrudnia kierowców, a pojazd pracuje prawie przez cały czas. Z marszu więc podbija rynek. Tradycyjni taksówkarze muszą konkurować ceną, ale w większości przypadków nie mają jak. 50 000 ludzi ląduje na bruku. Zostają nieliczni, którzy celują w klientów lubiących kontakt z człowiekiem. Być może niektórzy będą próbowali zakładać ojczyste przedsiębiorstwa konkurujące z zachodnimi koncernami.

Społeczeństwo

Przedstawiony powyżej pesymistyczny scenariusz jest realnym zagrożeniem i nasze Państwo będzie się musiało do tego przygotować. No bo co zrobić z 50 000 tysiącami ludzi, którzy przez ostatnie lata zajmowali się prowadzeniem samochodu? Mówi się, że nowe technologie dostarczają nowych miejsc pracy. Prawda, ale są to całkowicie nowe miejsca pracy. Wytworzy się nowy rynek dla firm z IT, które będą przygotowywać Polskie systemy do zarządzania taksówkami. Korporacje taksówkowe będą musiały zatrudnić kogoś, kto będzie prowadził cały biznes. Trzeba będzie stworzyć dział marketingu. W centrach serwisowych dla taksówek znajdzie pracę kilka sprzątaczek i paru mechaników. Może więcej miejsc pracy pojawi się w montowniach nowych aut, ale przecież nikt nie zagwarantuje, że będą one w Polsce. Co więc zrobić z tysiącami ludzi, których kompetencje przestały być potrzebne, a którzy mogą mieć trudność z przyswojeniem nowych? Nikt nie zrobi z 50 letniego kierowcy programisty Java, albo specjalisty ds. zarządzania marką w serwisach społecznościowych. Tymczasem taki człowiek ma przed sobą jeszcze prawie 20 lat do emerytury. Sprawa komplikuje się tym bardziej, że podobne procesy mogą odbywać się w innych branżach. "Kasa w Biedronce" nie będzie rozwiązaniem, bo może nie być już żadnej kasy, a tylko robot strażniczy, który będzie pilnował czy nic nie wynosimy bez płacenia.

Podsumowanie

Co zrobić w takiej sytuacji? Nie wiem. Na pewno przyszłość należy do ludzi twórczych. Każdy, kto dodaje coś nowego odnajdzie się w tym nowym społeczeństwie. Przez wszystkich informatyków i marketingowców, po fryzjera tworzącego nieszablonowe uczesania. Ale co zrobić z armią ludzi, których zawody nie są zbyt kreatywne? Liczyć na to, że automatyzacja będzie zbyt droga? Modlić się o to, żeby nowe zawody tworzone przez rozwój technologii były proste do przyswojenia? Tak chyba nie będzie, już teraz obserwujemy dysonans pomiędzy liczbą bezrobotnych, a problemami pracodawców ze znalezieniem wykwalifikowanego pracownika. W kolejnych dekadach będzie się to tylko nasilać. Obyśmy jako społeczeństwo potrafili znaleźć wyjście z impasu. Alternatywa jest bowiem nieciekawa - miliony głodnych ludzi z dużą ilością wolnego czasu, to sytuacja która nie wróży nic dobrego.

Obrazki: 1,2.

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama