Felietony

To dzięki prezentom pod choinką poznałem co to gry i technologiczne gadżety

Paweł Winiarski

Pierwszy komputer, Atari 65 XE, dostał pod choinkę...

Reklama

Wiem, że dla bardzo wielu osób Święta to czas rodzinny, a najważniejszy jest ich duchowy aspekt. Ale końcówka grudnia to również choinka, pod którą znajdujemy prezenty. Gdyby nie one, nie wiedziałbym pewnie dziś czym są gry i nie był gadżeciarzem. Część z Was również.

Nie bez powodu co roku przygotowujemy dla Was prezentownik, w którym umieszczamy najciekawsze naszym zdaniem technologiczne (lub okołotechnologiczne) produkty, które sprawdzą się jako prezent pod choinką. To nie jest jednak tak, że tego typu upominki pojawiają się pod przyozdobionymi drzewkami od niedawna. Owszem, kiedy byłem młodszy ciężko było kupić technologiczny drobiazg, co nie znaczy oczywiście że nie znajdowaliśmy pod choinkami komputerów czy konsol. Jednak tylko nasi rodzice wiedzą ile wyrzeczeń wymagała taka niespodzianka. Ale mając dziecko wiem też, ile radości daje uśmiech pociechy, która zamiast kolejnej pary skarpetek czy czapki znajduje pod drzewkiem coś, o czym marzyła przez cały rok i pisała o tym w liście do Świętego Mikołaja.

Reklama

Doskonale pamiętam jedną z gwiazdek na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku i moje dziecięce marzenie o posiadaniu własnego komputera. Marzenie zbudowane godzinami spędzonymi przy komputerach znajomych, którzy mieli to szczęście posiadać swoją (jakąkolwiek) maszynkę do grania. Bo nie ma co się oszukiwać, kiedy byliśmy dzieciakami nie mówiło się o programowaniu czy jakimkolwiek efektywnym wykorzystaniu komputera - wszystkim chodziło o gry.

Są w życiu takie chwile, które pamięta się zawsze. Pewnie trochę podkolorowane przez te wszystkie lata, ale wspomnienia połączone z mocnymi emocjami. Ja za dzieciaka znalazłem tak pod choinką Atari 65XE z magnetofonem. Nie wiem czy jakikolwiek 6-7 latek jest w stanie mieć w sobie tyle radości o otwarciu pudełka - ja czułem jednak, że to początek przygody, która trwać będzie długie lata. Miałem rację, to już 30 lat grania, pasjonowania się elektroniczną rozrywką i nic nie wskazuje na to, bym kiedyś przestał. Nigdy wcześniej i nigdy później reszta świąt nie była dla mnie tak nieistotna. Wraz z braćmi ciotecznymi zajęliśmy główny pokój, jedyny w którym stał wtedy telewizor - okupowaliśmy dużą ławę, do której przyczepiliśmy na przyssawki dżojstik i łupaliśmy do nieprzytomności w River Raid i Pole Position, czyli jedyne gry, które dostałem w zestawie. Co z tego, że były powtarzalne, trudno było nas od nich odciągnąć. A i dorośli chętnie siadali, zaciekawieni całą tą elektroniczną rozrywką. Kto wie, może właśnie wtedy grudniowe święta stały się moimi ulubionymi?

Zobacz też: pomysł na prezent dla kierowcy

W podobny sposób na prezent od Mikołaja zareagował jeszcze tylko jeden raz - i nie będzie zaskoczenia jeśli napiszę, że to też była platforma do grania. Pegasus, którego dostałem dość późno - między innymi dlatego, że przez lata maszynką do grania było Atari 65XE, które najpierw wspomagały wycieczki do pobliskiego Liceum Ogólnokształcącego gdzie mama moich sąsiadów była informatykiem i pozwalała nam grać w Prince of Persia. Później sami kupili swojego pierwszego PC-ta, więc trasa między ich mieszkaniem a moim (raptem 3 piętra) była prawie codziennie najczęściej i najchętniej pokonywanym przeze mnie odcinkiem. Oczywiście poza powrotem.

Nie ukrywam, że trudno było przekonać rodziców do Pegasusa. O ile jeszcze w przypadku komputerów ściemnialiśmy, że to przyszłościowy sprzęt, że teraz coraz więcej domów ma komputery - że to one wysyłają w kosmos rakiety, przy konsoli to już nie przeszło. No, ale jakoś się udało, choć tu akurat nie było niespodzianki. Sprzęt wybierałem sam, dwa tygodnie przed świętami - jednak pod warunkiem, że do Wigilii będzie leżał zamknięty w szafie. Ileż ja miałem planów jak go otworzyć żeby nikt się nie dowiedział. Wygrało jednak dane słowo i cierpliwie czekałem na 24 grudnia, a czas dłużył się jak nigdy przedtem. A później oczywiście przepadłem bez pamięci w świecie żółtych kartridży.

Reklama

Przez te wszystkie lata moja rodzina nauczyła się, że nie ma co kombinować i jakikolwiek elektroniczny gadżet będzie dla mnie sto razy lepszym prezentem niż skarpetki, czapka, ba - nawet książka. Ale próbowali i w zasadzie jedyne, co było w stanie te elektroniczne ustrojstwa zastąpić to klocki LEGO. Dziś się oczywiście cieszę, bo część zestawów zachowała się w świetnym stanie i została przekazana mojemu synowi. O elektronice już niestety tego powiedzieć nie można, poza wspomnianym Pegasusem i Atari 65XE nic nie przetrwało. Walkmany i słuchawki dawno wylądowały w koszu, a te w dużej mierze były wielokrotnie moimi prezentami. Jasne, zainwestowanie w jeden a dobry pewnie rozwiązałoby problem, jednak zaufanie do dziecka trzeba mieć, ale ograniczone - a walkmany niestety nie potrafiły przetrwać wszystkiego, również bardzo częstego używania.

A Wy pamiętacie jakieś świąteczne prezenty - gadżety, sprzęty. Ale tylko takie, na których wspomnienie macie łezkę w oku.

Reklama

grafika: 1

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama