Podczas gdy my już "witamy się z gąską" i najprawdopodobniej moje dzieci już nie będą nawet myśleć o uzyskaniu upragnionego przez wielu młodych ludzi uprawnienia (autonomiczne samochody to już pewnik), w Polsce cały czas myśli się o tym, jak uprzykrzyć życie przyszłym kierowcom. Od 4 czerwca 2018 roku będzie znacznie trudniej i drożej.
Zapowiadane już od wielu lat zmiany w procesie uzyskiwania uprawnień do kierowania pojazdami (kat. B) zostaną wprowadzone już 4 czerwca 2018 roku. "Poślizg" (jak to pięknie brzmi w kontekście tego artykułu...) był spowodowany przez problemy z uruchomieniem nowego CEPIK-a, priorytetem było usprawnienie elektronicznego systemu ewidencyjnego, który w obecnej formie pozwala już nie tylko na samodzielne sprawdzenie ilości punktów karnych, ale m. in. daje również zupełnie nowe uprawnienia ubezpieczycielom. Nie zdziwcie się więc, jeżeli Wasza składka ubezpieczenia OC wzrośnie z powodu otrzymanego wcześniej mandatu. Nowi kierowcy, którzy otrzymają dokument potwierdzający uprawnienia po 4 czerwca 2018 roku muszą się liczyć z nowymi przeszkodami.
Prawo jazdy 2018 - po pierwsze, będzie drożej
Oprócz obligatoryjnych 30 godzin przyswajania teorii, kursant musi "wyjeździć" kolejne 30 godzin rozwijających umiejętności praktyczne. Obecnie, najniższa cena kompletnego kursu oscyluje wokół 1200 złotych (można znaleźć oferty tańsze i znacznie droższe) - należy zauważyć, że nie doliczamy tutaj kosztów egzaminów: cena teoretycznego to 30 złotych, a praktycznego 140 złotych. Przy założeniu, że uda nam się uzyskać uprawnienia bez "wpadek", co jest niesamowicie trudne, całość zamknie się w 1500 złotych. Ile trwa taki kurs? Zapoznanie się z teorią oraz wprawienie się za kierownicą z instruktorem zajmuje kursantom około 2 miesięcy (przy założeniu, że są pilni i systematyczni). Na wolny termin egzaminu trzeba jednak swoje odczekać. 3 miesiące to absolutne minimum - również przy założeniu, że jesteśmy "urodzonymi kierowcami" i egzaminatorzy nie mają się do czego przyczepić.
Jednak już wkrótce proces uzyskiwania uprawnień będzie nie tylko bardziej skomplikowany, ale również droższy. Okazuje się, że według nowych przepisów, między czwartym, a ósmym miesiącem od otrzymania "papieru", należy wykonać dodatkowe kursy doszkalające: teoretyczny dotyczący kolizji i wypadków na drodze oraz praktyczny poruszający kwestię poślizgów i metod wychodzenia z nich. Całkowity koszt obydwu będzie oscylował wokół 300 złotych. Wszystko ma odbywać się w Wojewódzkich Ośrodkach Doskonalenia Techniki Jazdy.
Prawo jazdy 2018: okres próbny do przedłużenia. Zielony listek? Obowiązkowy
Każdy nowy kierowca będzie zobligowany do jazdy z tzw. "zielonym listkiem", który informuje innych uczestników ruchu, iż mają oni do czynienia z mniej doświadczonym użytkownikiem drogi. Akurat ten pomysł jest świetny - sam przez pierwszy rok jeździłem z takim oznaczeniem i w niektórych przypadkach dostrzegałem rozwagę starszych stażem kierowców. Zachowywali bezpieczny odstęp od mojego pojazdu i baczniej przyglądali się moim manewrom. Jednak wraz z tym oznaczeniem przychodzą dodatkowe obostrzenia.
Po pierwsze, w terenie zabudowanym niedozwolone będzie przekraczanie prędkości powyżej 50 kilometrów na godzinę, nawet jeżeli znaki podwyższą ów limit. Poza terenem zabudowanym maksymalną dopuszczalną prędkością dla nowych kierowców będzie 80 kilometrów na godzinę, a na autostradach 100 km/h. Drogi ekspresowe nie zostały ujęte w rozporządzeniu i są traktowane dokładnie tak samo, jak tereny poza obszarem zabudowanym.
Po drugie - roczny "okres próbny" dla kierowcy zostanie wydłużony do dwóch lat. Oprócz zmniejszonego limitu punktów karnych, wprowadzony zostanie ilościowa granica odebrania uprawnień. Dwa mandaty za wykroczenia poskutkują wydłużeniem podstawowego okresu próbnego, natomiast trzeci spowoduje odebraniem prawa jazdy i koniecznością ponownego przechodzenia przez całą procedurę. Dodatkowo, przez 8 miesięcy od odebrania uprawnień z urzędu, niemożliwe będzie wykonywanie pracy zarobkowej w roli zawodowego kierowcy.
Moje pytanie brzmi: po co?
Mimo, że nie jestem fanem przyszłych zmian, zgadzam się z ekspertami z WORD-ów oraz komisji poświęconych bezpieczeństwu ruchu drogowego - młodzi kierowcy nie są odpowiednio wyszkoleni. I nie chodzi tutaj wcale o statystyki zdawalności egzaminów (chociaż do nich często się odwołuje przy okazji takich rozważań). Mniej doświadczeni użytkownicy samochodów jako grupa stanowią całkiem spory odsetek sprawców wypadków oraz kolizji - wpływ na to ma nie tylko krótki okres samodzielnego prowadzenia pojazdu, ale również nadmierna brawura, niewspółmierna do umiejętności. Ale z drugiej strony - skoro ci użytkownicy dróg uzyskali uprawnienia poświadczające, iż są oni pełnoprawnymi kierowcami - dlaczego powinno się ich traktować inaczej? O ile limity wykroczeń pozwalają na odsiew niepoprawnie pozytywnie zweryfikowanych kandydatów, tak już obostrzenia co do maksymalnej prędkości nie są koniecznie potrzebne.
Znacznie więcej kontrowersji natomiast wywołuje konieczność odbycia dodatkowo płatnych kursów teoretycznych oraz praktycznych. Ich koszt dosłownie "powala" - natomiast ich wartość ze względu na długość (1 godzina!) jest dyskusyjna. W godzinę nikt nie jest w stanie się nauczyć odpowiedniego reagowania na poślizg samochodu, podobnie jest z przyswojeniem sobie wszystkich ważnych kwestii odnośnie kolizji oraz wypadków drogowych. Mając na uwadze ten jeden czynnik muszę ze smutkiem stwierdzić, że tego typu krok jest podszyty przykrą intencją do nabijania kiesy.
Proponuję jeszcze wyższe kary i model edukacji kierowców stawiający na praktyczne kompetencje
Zamiast nauczać topografii miasta i przykładać szczególną uwagę do "najtrudniejszych" punktów w trakcie egzaminu, młodzi kursanci powinni poznać podstawowe zasady bezpiecznej jazdy. Nawet starsi stażem kierowcy mają ogromny problem ze zrozumieniem pojęcia wyprzedzania na przejściach dla pieszych na drodze dwupasmowej. Dodatkowo, nie respektują praw pieszych i kompletnie nie współpracują z innymi użytkownikami drogi. To nie jest trend tylko wśród doświadczonych użytkowników pojazdów, również młodsi mają z tym ogromne kłopoty.
W sytuacji, gdy najwyższy mandat za jedno wykroczenie stanowi ok. 1/4 ceny zdatnego do jazdy samochodu nie należy się spodziewać, że nagle wszyscy zaczną jeździć ostrożniej. Kary nie powinny być przesadnie surowe, ale na tyle dolegliwe, by każdy kierowca, który myśli o złamaniu przepisów zastanowił się nad tym, czy warto oddać państwu naprawdę ciężkie pieniądze. Jak pokazują obecne realia - ani punkty, ani odebranie uprawnień na 3 miesiące za przekroczenie prędkości o 50 km/h, ani mandaty nie powodują, że na polskich drogach dzieje się lepiej.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu