Są usługi streamingowe, z którymi wszystko powinno być w porządku. Są (przynajmniej w teorii) perfekcyjnie scalone z ekosystemem, mamy do nich dostęp, są na wyciągnięcie ręki, a do tego jeszcze mają bazę utworów która ma przewagę. Tak właśnie Apple Music powinno było wypadać na tle Spotify. Powinno, ale nie wypada — dlatego po kilkunastu miesiącach prób przekonywania samego siebie do tego, że czas zapomnieć o Spotify - poddałem się. I moim głównym serwisem streamingowym znowu jest ten z charakterystyczną, zieloną, ikonką.
Pożegnałem Apple Music. Okropne aplikacje skutecznie odepchnęły mnie od platformy
Płaciłem za oba, korzystałem z jednego. I wciąż nic się nie zmieni, ale...
Wspominałem już kiedyś, że Apple Music to dla mnie jeden z "bonusów" który mam korzystając z subskrycji Apple One. Dlatego korzystając z okazji że całą lokalną bibliotekę muzyczną (tak, tak - lokalną; bo wbrew powszechnej opinii nie wszystko jest na streamingach) mam w Muzyka.app, logicznym wydało się wsiąknięcie także w tamtejszy streaming. Za Spotify płaciłem cały czas głównie ze względu na podcasty — i okazjonalny powrót do ulubionych playlist, które zgromadziłem tam przed laty (ze szczególnym uwzględnieniem podsumowań roku). I skłamałbym pisząc, że Apple Music przypadło mi do gustu i zostało moim ulubieńcem. Lubię niektóre z tamtejszych elementów. W mojej opinii są składowe, w których Apple Music wygrywa ze Spotify. Jakie? Ot, chociażby kwestia estetycznych okładek dla każdego albumu / playlisty, trzymanie w chmurze lokalnej biblioteki i dostęp zewsząd, opcja skorzystania z muzyki wysokiej jakości czy automatycznego łączenia ze wskazanym źródłem AirPlay — bez konieczności przełączania go przy każdorazowym uruchomieniu aplikacji. Te jednak okazują się niewystarczające przy niechlujności całego user experience, jakie zaserwowali nam technicy-magicy z Apple.
Co mam tutaj na myśli? Przede wszystkim wyszukiwanie i przeglądanie biblioteki. Korzystam z aplikacji Muzyka przede wszystkim na komputerze — i to doświadczenie stoi dla mnie na pierwszym miejscu. Już zaglądanie do sekcji Słuchaj albo Przeglądaj jest na swój sposób nieznośne — tamtejszy układ zawsze wydawał mi się porozrzucany na prawo i lewo, bez ładu i składu — a proponowane playlisty chybione równie mocno co te które podrzuca mi Spotify. Do tego każdorazowe "odświeżanie" wyników wyszukiwania, przez co tworzenie dłuższych list na które składa się kilka wydawnictw jednego artysty staje się znacznie trudniejsze, niż bym tego oczekiwał. Na telefonie wcale nie wypada to lepiej, chyba że... tym z Androidem — kiedy parę miesięcy temu dłużej korzystałem z platformy na systemie mobilnym Google, miałem tam znacznie lepsze doświadczenia. Ale to co wymieniłem wśród plusów - czyli automatyczne łącznie z AirPlayem... u mnie też potrafiło zawodzić. Nie samo łączenie na starcie, a raczej trwałość połączenia. Przez lata zrzucałem to na router - ale po zakupie nowego nic się nie zmieniło. Problem nie występuje ze smartfona, ale z komputera regularnie potrafi mi przerywa - i to kolejnego modelu z rzędu. Nie mam pojęcia w czym tkwi problem, ale szczerze? Po którymś użeraniu się z niewygodami interfejsu, tym że Muzyka wciąż nie zapamiętała preferowanych przeze mnie opcji odsłuchu (losowo i w pętli), poddałem się.
Wróciłem do Spotify i poczułem się jak w domu. Mobilnie i stacjonarnie - to po prostu działa. Czy za każdym razem muszę wybierać źródło odtwarzania w Spotify Connect? No tak. Ale czy jest to bardziej drażniące niż rozłączająca się muzyka albo wyjątkowo niewygodny interfejs? Dla mnie nie. Zostaję.
Grafika: Depositphotos.com
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu