Świat obiegają właśnie zdjęcia płonącego niedaleko Azorów ogromnego samochodowca „Felicity Ace”. Pożar jest bardzo poważny, ogień pojawił się na pokładach samochodowych, załoga utraciła nad statkiem kontrolę, a potem została ewakuowana. Mnie zastanawia, czy były tam elektryki...
Pożar samochodowca. Pal sześć te Porsche... czy są tam auta elektryczne?
Marynistyczny tydzień klientów Porsche
O całej sprawie zrobiło się w mediach głośno, gdy pojawiły się doniesienia od osób czekających na dostawę zamówionych samochodów z grupy Volkswagena, że ich zamówienia opóźniają się z powodu tego pożaru. Co więcej, na statku miało być też sporo samochodów marek Porsche oraz kilka Lamborghini, w tym takie z limitowanych serii.
Z mojej perspektyw najciekawszą informacją byłoby, ile na statku było samochodów elektrycznych (np. Volkswagenów ID czy Porsche Taycan), czy służby ratujące „Felicity Ace” miały taką informację i czy były przygotowane na pojawienie się trudno gasnących pojazdów wypełnionych bateriami litowo-jonowymi.
Inny rodzaj pożaru
Temat jest o tyle ciekawy, że samochody tego typu będą na samochodowcach zajmować coraz więcej miejsca, a ich gaszenie jest prawie niemożliwe, najczęściej wypalają się do końca. Normalny, pojedynczy przypadek takiego pożaru, gdzieś na otwartym terenie, jest tylko ciekawostką, pojazdów spalinowych płonie przecież o wiele więcej.
Jednak w przypadku ciasnego upchnięcia dużej ilości tego typu samochodów na statkach... czy to nie wymaga przemyślenia na nowo procedur bezpieczeństwa dla takich statków? Można przypuszczać, że jeżeli błyskawicznie nie odizoluje się ogniska pożaru, i ten zajmie choć kilka samochodów, to wysokie temperatury mogą doprowadzić do reakcji łańcuchowej, łącznie z eksplozjami.
Co więcej, do zapłony / wybuchu samej baterii nie potrzeba powietrza, zapasy tlenu są w składnikach samych baterii, a wysoka temperatura może go w odpowiedniej ilości wyzwolić. Jakby tego było mało dym z płonących baterii jest wysoce toksyczny, co może utrudnić akcję gaśniczą na pokładach z samochodami elektrycznymi. A gasić będzie co, w przypadku samochodowca takiego jak „Felicity Ace” mowa jest o 4 tys. aut w jego ładowni.
Prawdopodobieństwo będzie rosło
Tesla wysyła dziś statkami setki tysięcy swoich samochodów, rośnie sprzedaż Volkswagena, do ofensywy zamierza przejść Toyota, a w kolejce czekają kolejni producenci. Samochodowców pełnych elektrycznych aut będzie coraz więcej, a jak pokazuje ten przykład, wypadki się zdarzają.
Prawdopodobieństwo takiego zdarzenie będzie tylko rosło. Nie trzeba do tego masowej „wpadki” jak z bateriami LG i Chevroletem Boltem, wystarczy pojedyncza uszkodzona w procesie montażu bateria i trochę pecha. Zresztą, pożar nie musi zacząć się w samochodzie, może go spowodować coś na statku, te potrafią być w naprawdę nieciekawym stanie, a potem to już sam pójdzie...
Jestem wielkim fanem elektrycznej motoryzacji, ale jak każda rewolucja, tak i ta przynosi specyficzne dla danej technologii zagrożenia i konieczność przystosowania starych procedur do nowych warunków. Miejmy nadzieję, że tak producenci samochodów elektrycznych, jak i ich kooperanci są tego świadomi i zachowają się odpowiedzialnie. Pytanie tylko, czy ta nadzieja nie pójdzie szybko z dymem...
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu