Felietony

Powrót legendy rzadko kiedy się udaje. Jestem już trochę zmęczony wszechobecnym zawodem...

Kamil Świtalski
Powrót legendy rzadko kiedy się udaje. Jestem już trochę zmęczony wszechobecnym zawodem...
17

Innowacje swoje, a nostalgia swoje. Potencjalnych klientów jest na ten moment tylu, że każdy może się wykazać. Tylko że sam czytając kolejne nowości ze świata traktujące o tym, że szykuje się kolejny powrót legendy... jestem już trochę zmęczony. Bo i tak nic z tego nie wynika.

Choć nie, wróć. To nie jest tak, że powrót legendy przechodzi bez echa. Często najpierw bardzo szumnie działa reklama — czy to ta ze strony firmy odpowiedzialnej za produkt (tudzież wydawcy), czy to ta wśród ludzi, którzy wspominając stare, dobre, czasy nie mogą się doczekać. Wiadomo, przed laty słońce świeciło jaśniej, trawa była bardziej zielona, zaś babcine ciasto nie miało sobie równych. Problem polega na tym, że w wielu przypadkach to po prostu magia wspomnień. Młodość, tudzież dzieciństwo, to idealny filtr, który pozwala zapominać o wielu niedogodnościach.

Wielkie niezadowolenie

Ostatnie miesiące obfitują w powroty. Była wielka zbiórka na Secret Service — jak się skończyła, nikomu mówić chyba nie trzeba. Wszyscy fani serii Dragon Ball z niecierpliwością czekali na kolejną serię w ich ukochanym uniwersum — "Super". I pojawił się problem, ponieważ sama animacja jako-taka może i nie jest dramatycznie złą. Jej oceny są dość pozytywne, problem polega na tym, że wielu z nas jest kilkanaście lat starszych. I nie mamy czasu, ani cierpliwości, do rozwleczonych w nieskończoność historii. Próbujemy tłumaczyć sobie, że stara seria była lepszą... eee, no, może. Ale może po prostu to my się zmieniliśmy, a takie powroty nie wychodzą nikomu na dobre. Pomijając już marne skoki na nasze portfele, jak ma to miejsce w przypadku chociażby Commodore 64. A może raczej powinienem napisać "Commodore 64".

Ogromne oczekiwania

Nie dalej zresztą niż w miniony weekend świat zwolnił czekając na wieści związane z kolejnym wielkim powrotem. Na targach MWC zapowiedziano nową wersję jednego z najpopularniejszych modeli Nokii — 3310. Miało być wybitnie i z klasą, wielu zarzekało się, że to będzie to ich urządzenie roku 2017. No, jakby to powiedzieć — nie będzie. Jasne, sprawdzi się w pewnej niszy, ale chyba wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że nostalgia nie zadziała na większą skalę. Przede wszystkim dlatego, że po latach obcowania ze smartfonem niezwykle trudno będzie wrócić do urządzenia o znacznie mniejszych możliwościach. I sentyment, granie na emocjach, niewiele tutaj zdziałają. Szczerze mówiąc, to obawiam się że nawet działająca znacznie dłużej bateria większości nie pomoże.

Nie te czasy...

Jako gracz obserwujący rynek od dłuższego czasu miałem nadzieję, że kolejny "powrót legendy" czy obietnica związana z "duchowym spadkobiercą" przestaną wywoływać tyle emocji, co jeszcze kilka lat temu. Nic z tych rzeczy — każda aktualizacja ze strony Square-Enix związana z remakiem Final Fantasy VII sprawia, że internet wrze. Wcale nie lepiej zresztą jest w kwestii Shenmue — plotki o tym, że jeszcze w tym roku pojawią się dwie pierwsze części gry na współczesne urządzenia wywołały w miniony weekend bardzo dużo emocji. Owszem — obie są grami niezwykłymi, które szczerze uwielbiam.

Jednak trudno jest mi sobie wyobrazić dzisiejszych "mainstreamowych" graczy, którzy będą w stanie wsiąknąć w ten świat w formie, jakiej go poznałem. Gdzie na wszystko jest czas, akcja toczy się swoim tempem, a niesławna sekwencja w której kilka godzin tracimy na chodzenie do pracy i jeżdżenie wózkiem widłowym dłuży się w nieskończoność. A gdy dodamy do tego te wszystkie sekwencje QTE... to już widzę tę falę zawodów i narzekań. No chyba, że w nowej wersji gra zostanie na tyle usprawniona, że zarówno system walki, jak i wszystkie dłużyzny, zostaną wprowadzone w XXI wiek. Ale takie zmiany musiałyby zostać wprowadzone naprawdę ostrożnie, by nie zaburzyć ogólnego charakteru Shenmue. Bo na dobrą sprawę to może dać zupełnie inną grę. Zresztą narzekaniom po powrocie Heroes of Might & Magic 3 HD nie było końca, a każda kolejna produkcja z Żółwiami Ninja do tej pory okazuje się wielkim zawodem. Nawet kiedy maczają przy niej palce tak znakomici twórcy, jak Platinum Games.

Zmiany, a nawet #zmiany

Zmieniliśmy się my, zmienił się świat, a przede wszystkim zmieniły się nasze oczekiwania. I sentymenty to jedno, ale musimy być świadomi, że kolejny powrót legendy wcale nie musi być czymś udanym. Podobnie zresztą sprawy mają się w przypadku seriali — Z Archiwum X w swojej oryginalnej formie to fantastyczna seria, którą wciąż ogląda się doskonale. W nowym wydaniu nikogo nie zachwycił, podobnie jak kilka lat wcześniej chociażby Melrose Place.

A największym problemem takich projektów są oczekiwania odbiorców, którzy liczą że wraz z ich ukochaną serią powrócą beztroskie czasy, które im się z nią kojarzą. Nic takiego się, niestety, nie zdarzy. Warto jednak w tym wszystkim pamiętać, że nie każda marka odradzająca się (czy też wracająca do korzeni) po latach jest skazana na porażkę. Bo jest kilka wyjątków — w tym chociażby wspaniały Doom czy seria Doctora Who...

Grafika

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu