Pouncer – taką nazwę nosi projekt drona jednokrotnego użytku. Maszyna powstaje w Wielkiej Brytanii, w tym roku ma przejść testy i od razu może trafić do produkcji. Producent narzucił sobie szybkie tempo, ale można to tłumaczyć „popytem”. Ciągle prowadzone są konflikty zbrojne, wciąż dochodzi do kataklizmów, ludzie cierpią w różnych regionach świata. Im szybciej dron pojawi się w przestworzach (a potem na ziemi), tym lepiej.
Na projekt zwróciłem uwagę m.in. za sprawą człowieka, który mu przewodzi – to Nigel Gifford. To od niego Facebook kilka lat temu kupił firmę tworzącą wielkie drony zasilane energią słoneczną. Firma Zuckerberga z pomocą maszyn Aquila chce dostarczać ludziom Internet, Gifford doszedł do wniosku, że zajmie się ważniejszymi potrzebami. Ale może i tym razem pojawi się jakaś duża firma, która będzie chciała kupić jego pomysł? Jeżeli nie z pobudek humanitarnych, to z chęci osiągnięcia zysku – pewnie i na tym da się zarobić…
Rzućmy okiem na samą maszynę. Pouncer ma posiadać szkielet z drewna. Chodzi nie tylko o obniżenie ceny, ale też możliwość wykorzystania tego materiału: albo jako budulca, albo jako paliwa. Poszycie wykonane będzie z materiału pochodzenia roślinnego. Może być wykorzystane do tworzenia schronienia (namiot?), ale też posłużyć jako pokarm. Ten ostatni ma stanowić główny ładunek drona: na jego pokładzie znajdzie się kilkadziesiąt kilogramów racji żywnościowych. Powinno ich wystarczyć do zaspokajania głodu 100 osób jednego dnia.
Dron działa autonomicznie, może być wysłany z ziemi lub zrzucony z samolotu. Zasięg wynosi kilkadziesiąt kilometrów, sprzęt wyposażono w spadochron, który ułatwia lądowanie. To ostatnie jest ważne: dron ma lądować maksymalnie kilka metrów od celu. To różni rozwiązanie od stosowanego dzisiaj zrzucania pomocy bezpośrednio na spadochronach. Dron z ładunkiem trafi do potrzebujących, a nie na zbocze góry, do morza, w wąwóz czy w ręce wojsk prowadzących oblężenie. Przywołuje się przykłady wiosek w Nepalu, które zniszczyło trzęsienie ziemi czy miejscowości na Bliskim Wschodzie, których ludność cierpi z powodu wojny. Można do nich dotrzeć bezpośrednio, nie naraża się przy tym życia osób obsługujących dostawy.
Koszty? Pouncer ma kosztować około 100 funtów. Z ładunkiem 150 funtów. Oprócz niskiej ceny istotna jest szybkość działania oraz możliwość zastosowania tego na większą skalę. W dłuższej perspektywie takie projekty wydają się oczywiście kiepskim rozwiązaniem, ale zaraz po tragedii w postaci tsunami czy powodzi wywoływanej ulewnymi deszczami, może się sprawdzić. Warto trzymać kciuki, bo nie chodzi jedynie o czyjś zysk albo udowodnienie, że to możliwe – powodzenie tego projektu oznacza realną pomoc dla ludzi, którzy mierzą się z prawdziwymi problemami.
Więcej z kategorii Świat:
- Donald Trump rzutem na taśmę wpisuje Xiaomi na czarną listę USA
- Nie zgadniecie, jakie aplikacje mobilne najchętniej pobieraliśmy w 2020 roku
- Facebook, Instagram i Snapchat z permanentnym banem dla Trumpa. Twitter daje prezydentowi ostatnie ostrzeżenie
- Główny konkurent Huawei wstawia się za nim w swoim własnym kraju. Oczywiście - nie bezinteresownie
- Królowa Elżbieta II może zatańczyć na TikToku, a i tak nie będziecie w stanie powiedzieć, że to fake