Jako dziecko dość szybko polubiłem strategie czasu rzeczywistego. Nie mam pewności, który tytuł był moim pierwszym, ale doskonale pamiętam jeden z najważniejszych. Mowa o Populous: The Beginning, ostatniej części serii od nieistniejącego już studia Bullfrog. Do dziś uważam, że jest to jeden z najlepszych RTS-ów, jakie kiedykolwiek powstały. Wspaniała kampania, ciekawy multiplayer i rozgrywka, która mimo 20 lat na karku wciąż dobrze się trzyma. Zapraszam Was w nostalgiczną podróż pełną magii, wielkich bitew i szamanów.
Jestem Bogiem
Populous: The Beginning pozwala wcielić się w szamankę, która wraz ze swoim plemieniem musi podbić 25 planet, aby zdominować cały układ słoneczny. Na każdej z nich należy pokonać wrogą cywilizację łudząco podobną do naszej. Mamy zatem zieloną grupę Matak, żółtą Chumura oraz czerwoną Dakini. Nasza nie nosi nazwy, ale przypisano jej kolor niebieski. Główna postać nie jest w stanie walczyć z siłami wroga, więc musi posiłkować się czarami. Te zdobywamy poprzez wykonywanie misji, odwiedzanie świątyń i oddawanie czci bóstwom. Czym jednak byłby szaman bez swojej armii?
Wśród wyznawców znaleźli się zwykli robotnicy, wojownicy, kapłani, skrytobójcy i kilku innych. Pierwsi odpowiadają głównie za budowlę fortyfikacji i modlitwę przy totemach. Zamieszkują też domy, dzięki czemu ich liczebność rośnie. Drudzy to jednostki uzbrojone w miecze i tarcze, które idealnie nadają się na pierwszą linię ataku. Kapłani nie potrafią zbytnio walczyć, ale są w stanie przekonać siły wroga, aby dołączyły do nas. Rodzajów wyznawców jest więcej, ale najlepiej będzie samemu sprawdzić, co każdy z nich potrafi. Grę można nabyć na platformie GOG i bez przeszkód grać na Windows 7 czy 10. Mimo upływu lat tytuł ten nadal wygląda bardzo dobrze.
Populous i rok 1998
Mój pierwszy kontakt z tą produkcją był bardzo pozytywny. Miałem już jakieś doświadczenie z tego typu tytułami, więc dość szybko pojąłem zasady panujące w Populous. Gra zachwycała oprawą, gdyż większość elementów była trójwymiarowa. Jedynie część postaci i niektóre czary zostały wykonane w 2D. W tamtych czasach robiło to wrażenie na odbiorcach. StarCraft, WarCraft, C&C czy KKND oferowały miłą dla oka oprawę, ale The Beginning bił je wszystkie na głowę. Choć moja opinia bazowała wtedy jedynie na demie, to dziś mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, że właśnie tak było. Zanim jednak przeszedłem pełną wersję, przez długi czas musiałem zadowolić się jej okrojoną i darmową edycją.
Ta pochodziła bodajże z jednego numerów magazynu CD-Action o ile mnie pamięć nie myli. Oferowała jedynie trzy misje, a mimo to można było podchodzić do nich na różne sposoby. W pewnym momencie czułem, że sprawdziłem wszystkie możliwe scenariusze na tych mapach. Nie wziąłem jednak pod uwagę, że pewne rzeczy mogły ulec zmianie w ostatecznej wersji tej gry i rzeczywiście tak było. Mimo to, komputer nie miał na nich ze mną szans, gdyż część opracowanych taktyk okazało się skutecznych. Przygoda z Populousem rozpoczęła się na PC, ale później musiała przenieść się na PlayStation.
Strategia na PlayStation?
RTS-y na konsole nigdy nie zyskały większej popularności. Wszystko przez mniej precyzyjne sterowanie, które odrzucało graczy. Trudno im się dziwić. Mało który deweloper dobrze przemyślał ten aspekt i przygotował go tak, aby nie sprawiał większych trudności. Tutaj muszę wspomnieć o Red Alert 3, które w pełni przeszedłem na PS3 i uważam, że to powinien być wzór do naśladowania. Deweloper odrobił lekcję i przystosował swój tytuł pod tę platformę, dzięki czemu zabawa była równie dobra, co na PC. W przypadku Populous: The Beginning nie miałem innego wyjścia, niż przeskoczyć na PSX-a. Nie mogłem ciągle jeździć do wujka, u którego grałem na komputerze, a sam takowego też nie posiadałem.
Na moje szczęście, tytuł ten ukazał się również na sprzęcie Sony i choć sterowanie było trochę toporne, to dla upartego dzieciaka nie stanowiło żadnego wyzwania. Gra tak bardzo mi się spodobała, że w razie potrzeby przeszedłbym ją na kalkulatorze. Choć wizualnie mocno odstawała od wersji PC, to poza zmienionym interfejsem większych zmian nie było. Dzieło Bullfroga miało też tę zaletę, że rozgrywka — choć dynamiczna — nie była tak szybka, jak w StarCraftcie. Nie brakowało więc czasu na podejmowanie działań, które z uwagi na kontrolę padem wymagały nieco więcej zachodu.
My kontra reszta plemion
Każda z 25 planet oferowała coś innego. Mowa tutaj o praktycznie każdym elemencie. Znaczenie miała pozycja naszej bazy, topografia terenu, ilość zasobów, umiejscowienie obozu wroga, świątynie i totemy. Choć wraz z postępami nasza szamanka zyskiwała nowe moce, tak dość często bywało tak, że część z nich nie zostawała z nami na stałe. Czasami można było skorzystać z nich tylko cztery razy i na tym koniec. Nie opłacało się ich marnować na małe potyczki, więc każdy należało używać z rozsądnie. Nigdy nie było też pewności, jakimi mocami włada przywódczyni wrogiego plemienia. Ta czasami potrafiła przyjść sama i rzucić na nasz obóz jakieś zaklęcie.
Zaczynając od roju pszczół, poprzez usunięcie terenu, na przywołaniu wulkanu kończąc. Choć pewne działania można było łatwo przewidzieć, tak po dłuższej zabawie na jednej mapie przeciwnik potrafił wykonywać mniej rutynowe ruchy. Przez pierwsze kilka planet na mapie znajdują się dwa plemiona, później jednak ich liczebność wzrasta. Choć wszyscy są dla siebie wrogami, tak w pewnych scenariuszach większość skupi się głównie na walce z nami. Jeśli jednak któraś szamanka rzuci się na drugą, to nadarza się okazja do ataku na tą, która będzie bardziej osłabiona. Warto jednak pamiętać o dobrej obronie naszego obozu, aby w tym samym czasie samemu nie stracić budynków i jednostek.
Stary RTS, który wciąż może się spodobać
Lata temu mocno wierzyłem, że powstanie kolejna odsłona, bazująca na The Beginning. Niestety, nigdy do tego nie doszło. Omawiana część była i tak dużą odskocznią w całej trylogii. Nie wszyscy byli tak zachwyceni, jak ja, ze zmian wprowadzonych przez studio Bullfrog. Najwidoczniej wydawca doszedł do wniosku, że marka musi pójść na emeryturę, podobnie jak deweloper, tylko jakiś czas później. Choć mogłoby się wydawać, że mówię tutaj o relikcie przeszłości, w który nikt nie gra, to fani nadal chętnie sięgają po tę produkcję.
Ludzie wciąż tworzą do niej mapy, walczą ze sobą w sieci i dobrze się przy tym bawią. Jeśli ktoś będzie miał ochotę na odrobinę rywalizacji, to zachęcam sprawdzić serwis Populous: Reincarnated, gdzie znajdziecie wszystkie niezbędne informacje. Na tej stronie można również pobrać nieoficjalne łatki oraz patch podmieniający tekstury. Warto też zajrzeć na forum, gdzie można podzielić się wrażeniami, zapytać o pomoc, umówić się z kimś na pojedynek czy przystąpić do ligi. Populous: The Beginning jest jedną z tych pozycji, do których uwielbiam wracać, jeśli jej nie znaliście, to gorąco polecam, a reszta może po tym wpisie nabierze ochoty na powrót do świata magii i szamanów.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu