Felietony

Polscy pisarze czekają cierpliwie, aż ktoś zechce adaptować ich dzieła

Weronika Makuch
Polscy pisarze czekają cierpliwie, aż ktoś zechce adaptować ich dzieła
Reklama

Polskie seriale dopiero zaczynają się rozkręcać. Nasz rynek to nie Hollywood. Ale mamy potencjał. Wystarczy go wykorzystać.

Rynek seriali w Polsce jest, jaki jest. Twórcy dopiero zaczynają się ośmielać, aby robić rzeczy poważniejsze niż M jak Miłość. Dostaliśmy Belfra, pojawiło się Ślepnąć od Świateł, 1983 czy Wataha (która powraca z nowym sezonem) i czekające na premierę Żmijowisko. Może nie wszystkie z tych produkcji są wybitne, ale mają potencjał. Trudno mi znaleźć odpowiedni wspólny mianownik dla tych lepszych kąsków. Jestem bardzo ciekawa Żmijowiska, zawiodłam się na Ślepnąc od Świateł. Dlaczego wymieniam te dwa? Ponieważ stworzono je na podstawie książek. A polska literatura jest naprawdę świetna. Tylko, że czasem wszystko się twórcom kręci. Wiedźmin wszak powstaje za granicą, a w Polsce będzie nagrywana produkcja na podstawie dzieła Cobena. No i czemu akurat tak?

Reklama

Czasem doskonałym scenariuszem jest książka. Najlepsze filmy na podstawie powieści

Problemem Żmijowiska będzie platforma, która je planuje dystrybuować. Canal+ to jednak nie Netflix ani nawet HBO. Kampania reklamowa nie wydaje się jakaś ogromna, wszystko może przejść ciszej niż się spodziewamy. Wiem, że TVN stworzył serial na podstawie powieści Mroza. Chyłka dostała nawet drugi sezon, więc radzi sobie nieźle. Przyznaję się, nie widziałam ani jednego odcinka, głównie przez to, że nie jestem fanką twórczości Mroza. Wiem jednak, że TVN jest olbrzymią stacją z wielką popularnością, a przed premierą pierwszego sezonu plakaty widziałam na co drugiej wrocławskiej ulicy. TVN zdecydował się grać popularnością oryginału, której tylko pomógł własnymi zasobami. Czy mi się to podoba, czy nie, Remigiusz Mróz jest jednym z poczytniejszych polskich autorów kryminałów.


Przed producentami stoją dwie opcje. Albo sięgają po bardzo znanego pisarza i przekuwają jego sukces w serial, który się obejrzy (bo to właśnie ten pisarz), albo sięgają po mniej znaną, ale świetną opowieść i robią jej kampanię od zera. Pierwsza opcja wydaje się prostsza pod względem zdobywania widzów, druga bardziej pasuje do ambicji zrobienia czegoś, czym wszyscy będą zachwyceni. Popularnych autorów, wbrew pozorom, nam nie brakuje. Mróz, Żulczyk i Chmielarz dostali już swoje adaptacje, teraz w kolejce czeka pewnie Bonda. Zaraz za nią w kolejce kotłują się: Dukaj, Piekara, Ćwiek, Tokarczuk, Szwaja, Wiśniewski, Miłoszewski, Michalak, Miszczuk, czy (o, zgrozo!) Lipińska. Myślę, że z części dzieł tych twórców postałoby coś fenomenalnego. Reszta przyciągnęłaby nazwiskiem.

Jest tyle seriali, a ja wciąż marzę o powstaniu kilku nowych

Twórcy pewnie boją się, że w kraju z tak niskim poziomem czytelnictwa serial na podstawie książki się nie sprzeda. Ale przecież nie powieść musi być motorem całej promocji. Dobra treść, równie dobrze ograna, sama się obroni. Wyobrażacie sobie serial na podstawie książki Tokarczuk? To dopiero byłby schizowy odjazd! A Piekara albo Ćwiek? Zafundowaliby nam wreszcie jakiś porządny serial fantasy. Z literatury faktu też możemy korzystać. Grzesiuk czy Kopińska byliby fenomenalnymi fundamentami pod fascynujący dokument. Czy tylko na pewno musimy kupować kolejną licencję z zagranicy i dorzucać taśmówek na wielkie stacje? Czy nie lepiej skorzystać czasem z naszego dorobku? Filmowcy to nie idioci. Na pewno czytają świetne książki. Gdyby chociaż cząstka zainteresowanych serialem sięgnęłaby potem po książkę adaptowanego autora, czy nie byłby to sukces? Jakościowe produkcje, promocja kultury i szansa na wykazanie się dla całego rynku. Ach, odpływam w świat marzeń. Niemniej - trzymam kciuki, aby kiedyś stały się rzeczywistością. Macie swoje ulubione polskie pozycje, które chcielibyście zobaczyć na srebrnym ekranie? Podzielcie się nimi, chętnie przeczytam!

Reklama

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama