Felietony

Ach ci polscy raperzy - tacy antysystemowi, że aż im YouTube tnie zasięgi

Maciej Sikorski
Ach ci polscy raperzy - tacy antysystemowi, że aż im YouTube tnie zasięgi
Reklama

Życie rapera nie jest usłane różami. W teorii nawet nie może być, bo wtedy przestaje być autentyczny. Ciągła walka z przeciwnościami losu: bieda, gangsterka, źli policjanci, nieprzychylne media społecznościowe... To ostatnie brzmi śmiesznie? Może w amerykańskim getcie: na naszym podwórku to realne zagrożenie, którym można wytłumaczyć brak popularności. Nadchodzi nowa grupa muzyków: wyklęci przez social media.

Polski raper oskarża YouTube o cięcie zasięgów antysystemowego utworu - gdy usłyszałem to zdanie, wiedziałem, że będzie wesoło. I miałem rację. Szybko okazało się, że chodzi o niejakiego Bonusa RPK, który niedawno zasilił amerykański serwis wideo utworem Rozkmiń. A właściwie ROZKMIŃ. niedługo potem poinformował swoich fanów za pośrednictwem Facebooka (pewnie i ta firma będzie mu rzucać kłody pod nogi), że:

Reklama

Nasz ostatni klip do kawałka "ROZKMIŃ" jest klasycznym przykładem jak internet blokuje niewygodną prawdę... Wszystkie treści anty systemowe mają mocno obniżony zasięg !!! W pierwszą dobę poniższy teledysk nabił ponad 120tys wyświetleń i nagle zmalał z każdym kolejnym dniem dając jakieś 20-30tys dziennie... Wolność słowa w tych czasach to abstrakcja !!!

Klasyczny przykład blokowania niewygodnej prawdy. Od wczoraj zastanawiam się, czy polski raper wierzy w to, co napisał? Jeśli tak, to muszę być brutalny i napisać wprost: mój chomik robi lepsze rapy. A zwierzak ma pod górę, bo jest niemy. Może znawcy rapu stwierdzą, że to solidny kawałek, powiew świeżości i sztuka przez duże "Sztu", ale w takim wypadku będę musiał stwierdzić, że gatunek nie ma przed sobą przyszłości. Dlatego bardziej skłonny jestem uznać za prawdziwą jedną z dwóch opcji: albo to jakiś żart, wkręcanie ludzi spoza tematu albo nasz rodzimy artysta próbuje w ten sposób narobić szumu wokół swojego utworu. Przecież dobrze jest być "wyklętym", to może pomóc sprzedać muzykę. A być wyklętym przez wielką korporację? Bajka. Tylko czy ktoś to łyknie?

Kiedyś artyści przekonywali, że nie rozumie ich tłum, wydawca czy mecenas. I nierzadko mieli rację, ich sztuka wyprzedzała epokę, w której powstawała, była doceniana po śmierci twórcy. Żyjemy jednak w czasach, gdy świat widział już naprawdę wiele, gdy do wyrafinowanych odbiorców, ekspertów oraz tłumu przebijano się z przeróżnymi rzeczami i trudno zasłaniać się tłumaczeniem, że ktoś nie rozumie, że jesteś blokowany, że kiedyś ludzie poznają się na talencie. Co więcej, mamy szeroki pakiet narzędzi, z pomocą których można szybko dotrzeć do odbiorców na całym globie. I jeśli oni tego nie kupują, to albo jesteś najprawdziwszym, 100-procentowym artystą skazanym na biedę i tworzenie do szuflady albo... tworzysz chałę.

W tym drugim przypadku warto jednak spróbować wytłumaczyć sprawę inaczej: to spisek. Teorii spiskowych nie brakuje, coraz więcej ludzi w nie wierzy, polski raper trafia na podatny grunt. Byłby ze mnie drugi Tupac, gdyby nie tnący zasięgi YouTube (w wersji sprzed kilku lat: jak Eric Clapton gdyby nie piraci). Nie sprzedam się i nie będę robił poprawnych politycznie piosenek tylko po to, by łapać odsłony... Dobre? Dobre. Dla rapera wręcz doskonałe. I nie chodzi tu o jeden wspomniany przypadek - widzę potencjał dla szerszego zjawiska: artystów wyklętych przez system, wielki biznes dominujący w Internecie, będzie pewnie przybywać. Kiedyś Internet im pomagał, ale te czasy się zmieniły. Mam nadzieję, że pojawi się dla nich jakieś podziemie, w którym będzie można bez ograniczeń podziwiać antysystemową twórczość. Miejsce, w którym nikt nie będzie im ciął zasięgów za mówienie prawdy. A nawet rapowanie niewygodnej prawdy...

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama