Startups

Polska to najlepsze miejsce dla startupów

Karol Kopańko
Polska to najlepsze miejsce dla startupów
Reklama

Jeśli czytacie TechCruncha, to nazwisko Johna Biggsa, który sam siebie przedstawia jako „eminencję Internetu”, kojarzycie na pewno. Podczas Makerlandu...

Jeśli czytacie TechCruncha, to nazwisko Johna Biggsa, który sam siebie przedstawia jako „eminencję Internetu”, kojarzycie na pewno. Podczas Makerlandu rozmawiałem z nim o drukarkach 3D, o tym  jak wygląda startupowa kultura z punktu widzenia Doliny Krzemowej, a także o związkach z Polską.

Reklama

Karol Kopańko: Byłem nieco zaskoczony kiedy dowiedziałem się, że najpopularniejszy autor TechCrouncha zna polski…

John Biggs: Coś Ty, przecież wszyscy znają polski! To język nauki!

No dobrze… moja żona jest Polką. Przed 15 laty pracowałem jako konsultant dla Polkomtela. A potem wyjechaliśmy do Nowego Jorku, ale i tak często latamy do Polski.

Czyli masz dobre porównanie – polskiego i amerykańskiego świata technologii. Coraz więcej się o nas mówi na zachodzie.

To prawda, jednak cały czas macie duży problem z wyjściem z pomysłami z Polski. Zortrax i Intelclinic są jedynymi firmami, o których mówi się więcej na zachodzie. Wasze projekty cały czas mają problemy z wyjściem na skalę światową.


Kiedy tworzysz coś jedynie na rynek Polski, to nie możesz skalować. 40 milionów ludzi, to kilka dużych miast w Stanach, albo Chinach.

Mamy chyba jednak coś, czego na Zachodzie brakuje – utalentowanych programistów.

To akurat święta prawda. Polacy są dobrymi programistami, ale z drugiej strony nie wiedzą jak sprzedawać. Na Zachodzie jest zupełnie odwrotnie.

Niemniej każdy polski startuper marzy o tym, aby wyjechać do Doliny Krzemowej.

Nie wiem dlaczego… Naprawdę tu jest świetnie. Teraz akurat jest trochę szaro, ale mam nadzieję, że niedługo się poprawi (śmiech). Polska jest jednym z najlepszych miejsc do zakładania startupu. Jest centralnie położona i ma duże zasoby specjalistów.

Reklama

Ludzie chcą mieszkać w Dolinie Krzemowej bo myślą, że tam jest ich ziemia obiecana, ale to nie prawda.

Dlaczego?

Nie chciałbyś tam mieszkać.... To kiepskie miasto. Wszyscy myślą o technologii cały czas, ale nie chcą ze sobą współpracować. Poza tym jest tam Google, które kradnie Ci wszystko… z programistami na czele.

Reklama

Ale przecież tam są pieniądze.

Inwestorzy są wszędzie. Możesz przez kilka miesięcy pomieszkać w Dolinie Krzemowej spotkać się z inwestorami i wrócić tutaj. Ważne, tylko aby firma była zarejestrowana w Stanach, bo to dodatkowy plus dla ludzi z funduszami.


Ważne jest jedynie gdzie tworzysz. Tutaj możesz sobie przejść na taką konferencję, jak ta i znaleźć mnóstwo pracowników… w USA to już dawno należy do przeszłości…

Przejdźmy teraz do drukarek 3D. Wiele polskich tworzy własne projekty. Myślisz, że będą one następną „wielką rzeczą” jaka zmieni oblicze świata?

Na pewno ten trend jest jednym z wielu, jaki może odegrać  ogromną rolę w przyszłości. Wiele osób jest zainteresowanych samodzielnym budowaniem. Ma w swojej piwnicy malutki warsztat, pełen śrubokrętów i innych narzędzi. To jest świat 1.0. Następnym krokiem będzie kupno drukarki 3D i wydrukowanie sobie potrzebnych części.

No właśnie. A co jeśli projekt tej części był objęty prawem autorskim. To nowa arena, gdzie rozwijać się może piractwo.

Weźmy np. taką Myszkę Miki. Powiedzmy, że można ściągnąć jej projekt, który oficjalnie należy do Disney’a i zacząć produkować takie figurki. Ale przecież to się nie opłaca. Mogę skontaktować się z jakąś chińską fabryką i podpisać kontrakt na 10 000 takich figurek… tylko co ja potem będę z nimi robił… Będę je sprzedawał na jakimś rynku?

Reklama

Mógłbyś np. wydrukować sobie obudowę do smartfona. Wtedy biznes firm takich jak CaseMade mocno by ucierpiał.

Firmy będą musiały się odnaleźć na zupełnie nowym rynku. Będą się reklamowały nie jako sprzedawcy, a jako dostarczyciele projektów, np. tych obudów, które po zakupieniu kodu, będziemy sobie mogli normalnie wydrukować.


To wszystko i tak jest już wpuszczone do Internetu. W przyszłości firmy będą się mogły cieszyć nie tylko z tego, że ktoś kupił ich projekt, ale również z tego, że ściągnął. Jeśli coś jest popularne, na tyle że ludzie chcą to ściągać, to na pewno już na siebie zarobiło.

Jednak zyski się zmniejszają.

Wierzysz, że ktoś, kto będzie piracił projekt wart kilka dolarów, wydałby te pieniądze w realu, gdyby nie miał dostępu do Internetu? Weźmy np. Indie i rynek filmowy. Ktoś tam ściąga filmik nagrywany kamerką, bo po prostu nie ma funduszy na wybranie się do kina. Albo samego kina też nie ma. Tak samo człowiek w Chinach, nie pójdzie do sklepu i nie kupi figurki Myszki Miki dla dziecka, bo ma ważniejsze wydatki, ale za to jeśli będzie mógł ją wydrukować to, to zrobi.

A firmy w postaci tego człowieka mają swojego ambasadora, który powie swoim znajomym, że to właśnie ten projekt. Dajmy na to, że to jedna z dróg marketingu szeptanego…

---

Wywiad został przeprowadzony podczas konferencji Makerland, skąd pochodzą również zdjęcia.

Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu

Reklama