Miało być trzęsienie ziemi w polskiej polityce, a odbyła się awaria wibrującego seks-łóżka. "Polityka" Patryka Vegi obiecała widzom zupełnie coś innego niż zobaczyli na ekranie. Ja jednak nie spodziewałem się zupełnie niczego po tym filmie, może właśnie dlatego jestem zniesmaczony w tak nikłym jak na rangę przedstawionej tematyki stopniu.
Najważniejsze recenzje "Polityki" już się pojawiły w sieci, główna, antywebowa recenzja znajduje się tutaj i stanowi ona przemyślenia tuż po obejrzeniu tego jakże zacnego obrazu. Ja miałem okazję zapoznać się z filmem wczoraj wieczorem - przy właściwie pustej sali kinowej w Multikinie w Rzeszowie (Millenium Hall). Od premiery obrazu minął nieco ponad tydzień, a ten już notuje seanse odbywające się przy obłożeniu sali na poziomie kilku procent.
Czego mogli wystarczyć się politycy (partii rządzącej)?
To trzeba zaznaczyć - "Polityka" dotyka problemów głównie miłościwie rządzącej nam partii, w niewielkim stopniu natomiast obozu "ośmiorniczkowego", który też zdaje się być w niemałym stopniu zdegenerowany. Natomiast to, co zobaczyłem wczoraj i co odnosiło się m. in.: do byłej Pani Premier, do obecnego Pana Premiera, do byłego szefa MON, do prezesa partii rządzącej, posłanki-profesor i ulubieńca byłego szefa MON to rzeczy, które mnie absolutnie nie zaszokowały. A, zapomniałbym. Na wielkim ekranie pojawił się również ksiądz-zakonnik, ojciec dyrektor katolickich radia i telewizji. Wszystkie te postacie wykreowano w filmie tak, aby przypominały swoich odpowiedników w rzeczywistości.
Tyle, że żadna z tych kreacji nie wniosła niczego nowego - no, może poza szefem MON, który u Vegi jest homoseksualistą - fetyszystą i najwyraźniej bardzo podoba mu się łydka swojego pupila. Mało tego, Vega nie cofnął się przed tym, by ukazać go jako paranoika, który wszędzie wietrzy spisek. Ja wiem, odpowiednik tej postaci w rzeczywistości siedział na toalecie w trakcie rządów PRL i trzymał kurczowo przy sobie teczki i obecnie wydaje się być mocno oderwany od rzeczywistości, ale... wszyscy o tym wiemy. Wszyscy wiemy o tym, że były szef MON mógłby pisać świetne powieści szpiegowskie, niekoniecznie zaś nadaje się do kierowania obronnością państwa.
Patryk Vega nie nadaje się do tworzenia dzieł "odpowiedzialnych społecznie"
Patryk Vega zdaje się mieć mentalność łobuza, który jednak chce uczestniczyć w ważnych, odpowiedzialnych tematach. Nie to, żeby go "Polityka" przerosła. On po prostu stworzył ten film najlepiej jak potrafi, w swoim stylu. Ale ten styl kompletnie nie pasuje do tego, co ten film miałby spowodować w Polsce. Bo - poprawcie mnie, jeżeli się mylę - polityka miała spowodować jakieś trzęsienie ziemi na scenie politycznej, prawda?
A tymczasem, "Polityka" wywołała śmiech - wcale nie z powodu użytych w filmie (słabych) żartów. Zamiast obnażania hipokryzji polityków otrzymaliśmy kopiuj - wklej memów z Kwejka i innych tego typu serwisów. Nowogrodzka miała zgrzytać zębami na myśl o tej premierze, a obawiam się, że tam właśnie tuż po niej strzeliły szampany. Wydaje mi się, że "Polityka" to film, który charakteryzuje się jakością podobną do jakości naszej opozycji (która jest po prostu słaba i nadchodzące wybory po prostu przegrała).
A najśmieszniejsze jest to, że "Polityka" Vegi zyskała ogromne zainteresowanie ze względu na kontrowersje, jakich dotyka. Zastanawiam się, czy widzowie drugi raz dadzą się tak zrobić w konia i pójdą na kolejny film tego reżysera. Oby nie, bo Patryk Vega już zawsze będzie nam się kojarzył z filmami, które są słabe, ale wszyscy na nie chodzą.
Hej, jesteśmy na Google News - Obserwuj to, co ważne w techu